Tegoroczne Światowe Forum Ekonomiczne (WEF) w Davos miało się rozpocząć 17 stycznia. Ale już w grudniu zeszłego roku organizatorzy poinformowali, że nie odbędzie się w planowanym terminie z powodu pandemii. „Davos płacze po kolejnym odwołanym forum. Dotkliwe straty” – informowała w połowie stycznia „Rzeczpospolita”. Według medialnych zapowiedzi szczyt w Davos sprzed dwóch lat miał nadać nowe znaczenie pojęciu klasycznego kapitalizmu. Jeden z zachodnich nadawców radiowo-telewizyjnych wyjaśniał, że nie będzie chodzić o kapitalizm, broniący tylko i wyłącznie interesów udziałowców, lecz o model reprezentujący interesy tych wszystkich, którzy w szerszym pojęciu zainteresowani są pomyślnością przedsiębiorstw. To nie tylko akcjonariusze, lecz także pracownicy czy klienci danego przedsiębiorstwa. „Jest to koncepcja, wedle której działalność firmy ma służyć nie tylko interesom właścicieli, lecz także dobru ogółu” – można do dziś przeczytać w internetowym serwisie.
Stworzyć atmosferę zaufania
21 stycznia organizatorzy odbywającej się od 1971 r. imprezy podali, że tegoroczny szczyt w Davos odbędzie się w dniach 22–26 maja. Klaus Schwab, założyciel The World Economic Forum, oświadczył, że po wirtualnych spotkaniach liderzy świata polityki, biznesu i społeczeństwa obywatelskiego muszą w końcu zebrać się znów osobiście. „Musimy stworzyć atmosferę zaufania, która jest naprawdę potrzebna, aby przyspieszyć wspólne działania i stawić czoło różnym wyzwaniom, przed którymi stoimy” – wyjaśnił.
Jak we wspomnianym artykule wyjaśniała „Rzeczpospolita”, „Davos” nie było w przeszłości zwykłą konferencją. To raczej światowy szczyt marketingu polityczno-gospodarczego, na który dopuszczano jedynie wybranych. „To miejsce, gdzie najsławniejsi ludzie na świecie chcieli się pokazywać. Szwajcarski kurort na kilka dni stawał się centrum świata”. Przyjeżdżali więc prezydenci, premierzy, ministrowie, prezesi wielkich firm. Czy w tym roku powróci temat nowego rozumienia kapitalizmu? Co dostrzegą uczestnicy majowego szczytu, gdy spojrzą na całą światową gospodarkę?
Gospodarka się skurczyła
Na początku stycznia Bank Światowy poinformował, że w 2020 r. globalna gospodarka skurczyła się z powodu pandemii o około 4,3 proc. i była to najgłębsza recesja od II wojny światowej. Prognozował, że z powodu wariantu Omikron koronawirusa wzrost globalnej gospodarki wyniesie 4,1 proc. lub mniej, a nie, jak zakładano, 5,5 proc. Zauważył też, że według różnych hipotez „perturbacje gospodarcze spowodowane przez Omikron mogą jeszcze bardziej obniżyć w tym roku globalny wzrost gospodarczy”. Dla milionów ludzi na całym ziemskim globie codziennie borykających się z problemami, jakie w ich życie wniósł COVID-19, takie pełne procentów, prognoz, przypuszczeń wiadomości okazują się niezbyt zrozumiałe. O wiele bardziej przemawiają do nich takie sformułowania, jak te wynikające z ogłoszonego 17 stycznia najnowszego raportu organizacji Oxfam. Przekaz medialnych streszczeń, liczącego sześćdziesiąt stron dokumentu, był prosty. Mówił, że majątki dziesięciu najbogatszych ludzi świata od rozpoczęcia pandemii urosły łącznie ponad dwukrotnie. W tym samym czasie 160 mln osób zostało zepchniętych w biedę – to znaczy żyją za mniej niż 5,5 dolara (ok. 21 zł) dziennie.
Zupełnie poza skalą
Oxfam to międzynarodowa organizacja humanitarna, zajmująca się walką z głodem na świecie i pomocą w krajach rozwijających się. Założona została w 1942 r. w Wielkiej Brytanii jako Oxford Committee for Famine Relief. Chociaż kilka lat temu wybuchł wokół niej skandal, w związku z zarzutami przestępstw i nadużyć, których dopuszczali się niektórzy członkowie organizacji, a niektórzy komentatorzy zarzucają jej populizm, to jednak publikowane przez nią raporty są szeroko nagłaśniane.
Publikacja tegorocznego raportu miała się zbiec z pierwotnym terminem szczytu w Davos i być dla jego uczestników materiałem do przemyśleń. Z opracowania opartego na dostępnych danych wynika, że łączna fortuna dziesięciu najbogatszych ludzi, w tym Elona Muska, Jeffa Bezosa i Billa Gatesa, przez dwa lata pandemii urosła ponad dwukrotnie i jest teraz warta 1,5 biliona dolarów. „Tegoroczne dane są zupełnie poza skalą. Coś jest głęboko nie tak z naszym systemem ekonomicznym” – komentował dane z raportu Danny Sriskandarajah, dyrektor generalny Oxfam.
„Nierówności zabijają”
Raport potwierdził to, co zapowiadali m.in. niektórzy polscy eksperci. Rok temu prof. Marek Cichocki, filozof i politolog z Collegium Civitas, zwracał uwagę, że pandemia wywołała duże turbulencje polityczne wokół powiększających się dysproporcji i nierówności. „Można przewidywać, że w wyniku kryzysu pandemii te nierówności będą się pogłębiać” – stwierdził w radiowym wywiadzie. Tegoroczne opracowanie opublikowane przez Oxfam nosi tytuł „Nierówności zabijają”. Jego autorzy uważają, że rosnące nierówności (nie tylko ekonomiczne, ale również rasowe, płciowe, a także te między państwami) to nie przypadek. „To wybór, to «ekonomiczna przemoc», do której dochodzi, gdy fundamentalne decyzje polityczne są podejmowane na korzyść najbogatszych i najbardziej wpływowych osób” – napisali w raporcie. Zdaniem ekspertów Oxfam nierówności przyczyniają się do śmierci 21 tys. osób dziennie, czyli – jak to przeliczono – średnio jednego człowieka co cztery sekundy. Powodem umierania jest głód, brak dostępu do opieki zdrowotnej, ale także kryzys klimatyczny.
Propozycja papieża
„Możemy jednak radykalnie zmienić nasz system ekonomiczny, skupiając się w nim na równości” – zaproponował Oxfam. Jednym z narzędzi tej zmiany mógłby być wzrost opodatkowania najbogatszych. Według wyliczeń organizacji, nadzwyczajny podatek w wysokości 99 proc. od wzrostu majątku, osiągniętego przez dziesięciu najbogatszych ludzi świata, w czasie pandemii przyniósłby 812 mld dolarów.
Mało kto pamięta, że podobną propozycję już dwa lata temu, na początku lutego 2020 r., przedstawił papież Franciszek. Przemawiając do uczestników konferencji „Nowe formy solidarności: ku braterskiej integracji i innowacji”, zorganizowanej przez Papieską Akademię Nauk Społecznych, zauważył, że pięćdziesiąt najbogatszych osób na świecie mogło sfinansować opiekę medyczną i edukację każdego biednego dziecka na świecie – przez podatki i inicjatywy filantropijne. „Te pięćdziesiąt osób mogło uratować miliony istnień ludzkich każdego roku”. Zwrócił też uwagę, że każdego roku setki miliardów dolarów, od których powinny być odprowadzane podatki na finansowanie opieki medycznej i edukacji, gromadzone są na kontach w rajach podatkowych, zapobiegając w ten sposób możliwości godnego i zrównoważonego rozwoju wszystkich podmiotów społecznych.
Czeka nas wielkie naprawianie
Franciszek od początku swego pontyfikatu w mocnych słowach zwracał już wielokrotnie uwagę, że światowa gospodarka oparta jest na błędnych i niesprawiedliwych zasadach. Jego zdaniem pandemia i jej skutki to bardzo dobra okazja, aby dokonać w tej sferze fundamentalnych zmian. W czerwcu zeszłego roku apelował, by po ustaniu zagrożenia COVID-19, unikać usilnego koncentrowania się na zysku, izolacji, nacjonalizmie i ślepym konsumpcjonizmie.
Zdaniem wielu ekspertów pandemia słabnie. Czeka nas wielkie naprawianie jej skutków. Widać, że Franciszek nie jest osamotniony w spojrzeniu na współczesne kwestie gospodarcze i ekonomiczne. Czy jednak ci, którzy każdego dnia powiększają swoje majątki o setki milionów dolarów, zechcą wziąć udział w koniecznych reformach i usuwaniu nierówności?