Logo Przewdonik Katolicki

Kapelani są darzeni specjalnym zaufaniem

Małgorzata Bilska
Więzienie w Velletri nieopodal Rzymu, 2019 r. Papież Franciszek odprawił tutaj Mszę św. „in Coena Domini”, obmywając nogi 12 więźniom. fot.CPP/PolarisEast News

Niezależnie od tego, co człowiek zrobił, po wyjściu z więzienia jest odrzucony przez najbliższych. Rola kapelana polega może przede wszystkim na tym, że podtrzymuje nadzieję – rozmawiam z ks. Kazimierzem Pierzchałą, byłym kapelanem więziennym

Posługa kapelana w więzieniu lub areszcie jest częścią „duszpasterstwa resocjalizacyjnego”. Co to dokładnie znaczy?
– Można spotkać w praktyce różne nazwy, najczęściej jest to „duszpasterstwo więzienne”. Oficjalna jednak brzmi: duszpasterstwo specjalistyczne i ta najlepiej oddaje rzeczywistość, w jakiej działają kapelani. Osoby, które przebywają w areszcie śledczym lub zakładzie karnym, mają pewne szczególne potrzeby duchowe, które wynikają z ich sytuacji. Ja byłem przez 10 lat kapelanem w Areszcie Śledczym Warszawa-Służewiec, pełniąc zarazem posługę rzecznika prasowego duszpasterstwa więziennego w Polsce. Mówię to głównie z doświadczenia.

Jakie trzeba mieć umiejętności, aby się odnaleźć duszpastersko w więzieniu? Z tego, co przeczytałam w książce Wiara skazanych Katarzyny Borowskiej, w której znalazł się m.in. wywiad z Księdzem Profesorem, wynika, że trudno mówić w tym przypadku o tzw. powołaniu…
– To prawda. Zwykle kapelanem zostaje się w podobny sposób, jak to było ze mną. Biskup ordynariusz szuka księdza, który zgodzi się posługiwać w danym miejscu i zaprasza go na rozmowę. Jeśli odpowiedź brzmi „tak”, zostaje on – na mocy dekretu – skierowany do placówki resocjalizacyjnej: zakładu karnego, aresztu śledczego, domu poprawczego czy innych. Mnie zaproponował to w 2001 r. prymas kard. Józef Glemp, który był metropolitą warszawskim. Właściwie nie wiem dlaczego. Być może ważna była moja księżowska „normalność”, spokój, życiowa równowaga. Chcę podkreślić, że choć miałem przygotowanie pedagogiczne, nie odznaczałem się jakimiś wybitnymi „umiejętnościami powołaniowymi” koniecznymi do pracy w więzieniu. Podjąłem jednak wyzwanie od razu, kiedy padła propozycja. Są księża, którzy nie widzą się w pracy w więzieniu, chociaż mają wiedzę pedagogiczną. Lepiej czują się na przykład w pracy z dziećmi, z młodzieżą.

Nie bał się Ksiądz przestępców?
– Nie wiedziałem, na czym to będzie polegało i czy dam radę, ale chciałem spróbować. Potem się okazało, że nie tylko sobie poradziłem, ale nowa posługa miała wpływ na rozwój moich zainteresowań naukowych. Byłem już doktorem pedagogiki (dysertacja na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu), a dzięki aresztowi napisałem kilka książek z obszaru pedagogiki resocjalizacyjnej. Zacząłem myśleć o habilitacji, którą uzyskałem w 2017 r. właśnie na podstawie naukowego dorobku teoretyczno-więzienno-badawczego. Posługa miała więc dla mnie ogromne znaczenie. Ukierunkowała moje badania naukowe.

Trochę się dziwię, że księża nie są przygotowywani do posługi w tak trudnym środowisku chociaż tygodniowym kursem… Ksiądz się w niej odnalazł i rozwinął naukowo, ale biorąc pod uwagę choćby troskę o potrzeby osadzonych, czy nie byłoby to wskazane?
– Duszpasterstwo więzienne w Europie, w tym w Polsce, było już w XVII w. Niestety, potem przyszły rozbiory, a po II wojnie światowej – komunizm. Ponownie ruszyło dopiero w 1989 r. Pierwszym naczelnym kapelanem więziennictwa w Polsce został ks. prałat Jan Sikorski, który był też współtwórcą Bractwa Więziennego – stowarzyszenia ewangelicznej pomocy więźniom. Powstało ono w 1992 r. Dzięki tej organizacji ustanowiono w Polsce Dzień Modlitwy za Więźniów – 26 marca, we wspomnienie św. Dyzmy, Dobrego Łotra. W 2016 r. zastąpiło je Stowarzyszenie Bractwo Więzienne Samarytanin. Myślę, że gdyby kapelan wymagał specjalnego przygotowania, pewnie by je już wprowadzono. Kapelani z różnych diecezji spotykają się natomiast co roku na rekolekcjach, najczęściej w Ośrodku Doskonalenia Kadr Służby Więziennej w Popowie koło Wyszkowa. Wymieniają się wtedy wiedzą, doświadczeniami. Są tam dla nich organizowane konferencje. Często są to osoby bardzo spokojne, rozmodlone. Pracując w zakładach karnych przez wiele lat, część spośród nich nabywa z czasem charyzmatu duszpasterstwa specjalistycznego. Więźniowie potrzebują takiego duszpasterstwa. W Polsce żyje 72 tys. osób pozbawionych wolności, z czego aż 95 proc. stanowią mężczyźni. Kapelani starają się prowadzić posługę na wzór duszpasterstwa parafialnego…

To znaczy?
– Przykładowo: jako kapelan w areszcie na Służewcu organizowałem co roku rekolekcje, zazwyczaj trzydniowe, zarówno w Adwencie, jak i w Wielkim Poście. Do ich wygłoszenia zapraszałem jakiegoś kolegę księdza, który mówił przez więzienny radiowęzeł. Grupa 5–7 zaproszonych księży chodziła w tym czasie po celach i spowiadała.

Rozumiem, że Ksiądz ma naukowe podejście, ale chciałabym zrozumieć, jak wygląda posługa od strony codziennego doświadczenia. Czego potrzebują więźniowie, o co pytają? Czego u kapelana poszukują?
– Kapelani są chyba darzeni specjalnym zaufaniem. Osadzony czasem okłamie wychowawcę czy innego pracownika więzienia. Jeśli jednak spotka się z kapelanem, a jeszcze bardziej – spowiada się u niego, to rozmowa zwykle jest szczera. Ma wymiar bardzo ludzki, a zarazem dokonuje się tam coś, co wymyka się zewnętrznej ocenie. Choćby z uwagi na to zaufanie kapelan może być w więzieniu wielkim wsparciem. Może nawet bezcennym.

Zaufanie to jedna z istotnych więzi społecznych. Od lat, jak wiemy z badań naukowych, mamy duże deficyty zaufania w polskim społeczeństwie. Kiedy jednak Katarzyna Borowska zapytała w książce o to, czy osadzeni szukają wiary, odpowiedź Księdza nie wskazywała na zaufanie: „Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ oni bardzo często udają”. Udział we Mszy czy rozmowie jest dla nich atrakcją, która wnosi coś do więziennej rutyny. Jak więc jest? Darzą zaufaniem czy raczej oszukują?
– Moja odpowiedź jest bardzo przemyślana i nadal się pod nią podpisuję. Niektórzy więźniowie tak postępują, choć nie wiem, jak duży to procent wszystkich osadzonych. Co nie zmienia faktu, że jest też grono takich, którzy naprawdę potrzebują rozmowy, duchowego wsparcia, spowiedzi i Mszy św. Są nawet więźniowie, którzy nie tylko udają, ale przychodząc na Mszę, do księdza do kaplicy na rozmowę, dość niepoprawnie się zachowują. Inni skazani natomiast podchodzą do Boga bardzo poważnie. Mogą spotkać w więzieniu księży, ale i siostry zakonne, osoby świeckie z Bractwa Więziennego. Kapelani są zresztą różnych wyznań, duszpasterstwo jest ekumeniczne, bo skazani są różnych wyznań. Takie są też kaplice, posiada je prawie każde polskie więzienie.

Co miał Ksiądz na myśli, mówiąc „niepoprawnie się zachowują”?
– Zorganizowałem kiedyś Mszę dla grupy więźniów. Przyszło ich sześciu. Msza św. trwa, nagle więzień wstaje, podchodzi do drugiego i uderza go pięścią w twarz. To miałem na myśli, między innymi. Jak zareagować? Z jednej strony nie mogę przerywać Mszy, którą odprawiam. Z drugiej – doszło do agresywnego incydentu. Powinienem na niego zareagować, wezwać strażnika! Byłem świadomy faktu, że jeśli to zrobię, wyciągnie wobec sprawcy surowe konsekwencje. Podszedłem do sprawy spokojnie. I jak się okazało, to dobrze, bo więzień wrócił na swoje miejsce, jakby nic się nie stało. Wszystko toczyło się dalej. Pomyślałem: skoro nie doszło do rozlewu krwi, lepiej nie reagować. Kiedy skończyła się Msza, porozmawiałem i z jednym, i z drugim. Jakoś załagodziłem sytuację, a mogło się skończyć różnie.

Nie dał się Ksiądz sprowokować.
– To jeden z przykładów. Jest normą, że kiedy osadzony przychodzi porozmawiać o swoim położeniu życiowym, przeplata zdania przekleństwami, wulgaryzmami itp. Rozmowy nie zawsze są budujące czy na poziomie. Trudno się dziwić, bo tylko 3 proc. więźniów w Polsce ma wykształcenie wyższe. Większość ma podstawowe lub zawodowe. To jedna z przyczyn, dla których trudno trafić do więźnia, używając najlepszych nawet, racjonalnych argumentów. Poza tym jeśli ktoś siedzi kilka lat, klimat więzienia mocno wpływa na jego mentalność. Przebywając w izolacji od społeczeństwa, w miejscu, gdzie panują specyficzne prawa i zwyczaje, przystosowuje się do niego. Historia więziennictwa pokazuje, że wielu popada w depresję z powodu odosobnienia, próbuje popełnić samobójstwo, a nawet odbiera sobie życie. Po prostu atmosfera więzienia wpływa na psychikę. Dlatego kapelan, który chce szczerze rozmawiać o sytuacji, o wierze w Boga, napotyka na wiele trudności. Pojawia się opór, reakcje obronne. Niemniej każdy z około 200 kapelanów, którzy posługują w więzieniach, stara się to robić najlepiej jak się da. Trzeba tu dodać, że kwestia wiary, nawrócenia, wymyka się instytucjonalnej kontroli. Ono dokonuje się we wnętrzu, w sercu człowieka. Trzeba wyeksponować rolę Ducha Świętego, który działa niezależnie od naszych ludzkich możliwości i ograniczeń. Spotkanie z Bogiem jest sprawą intymną i czasem nie jesteśmy w stanie ocenić, czy ktoś się faktycznie nawrócił – i dlaczego. To Tajemnica. Wobec niej najlepsze bywa czasem milczenie.

W Wierze skazanych powiedział Ksiądz, że nie pamięta żadnego więźnia, który przez 10 lat jego posługi w areszcie doznałby nawrócenia. O kilku nawróceniach opowiada z kolei pastor Andrzej Cichocki, który należy do jednego z Kościołów protestanckich. Nie chodzi o to, żeby rywalizować o dusze (śmiech), ale siłą pastora pewnie jest osobiste, autentyczne świadectwo: sam się kiedyś nawrócił, jego ojciec siedział w więzieniu itd. Znaczenie może mieć też fakt, że areszt jest tymczasowy. W więzieniu przebywają osoby po wyrokach.
– W książce nie do końca sprecyzowałem tę wypowiedź. Autorka pytała mnie o nawrócenie gwałtowne, radykalne, podobne do tego, jakie było udziałem Jacques’a Fescha. Tego typu przemiany nie zauważyłem u nikogo z więźniów. Choć nie wykluczam, że było, lecz inne, dość spokojne. Myśląc o radykalnym nawróceniu, mam przed oczami św. Pawła, który radykalnie prześladował uczniów Chrystusa, ale w drodze do Damaszku spotkał Zmartwychwstałego, co nim wstrząsnęło. Jednak on przebywał na wolności. Jego radykalne nawrócenie widać po zmianie jego zachowania – udał się na Pustynię Arabską żeby się modlić, został apostołem. Mógł się przemieszczać i poszedł na trzy dalekie wyprawy misyjne. Udał się też na pierwszy sobór apostolski do Jerozolimy. Nastąpiła radykalna zmiana nastawienia wobec Chrystusa i chrześcijan. Jako wolny człowiek mógł przekazywać wiarę. Na czym natomiast polegałoby radykalne nawrócenie więźnia? Jak zmieniłoby to jego zachowanie w tych warunkach? Nie bardzo wiem. Jestem zwolennikiem spokojnego życia, przeżywania doświadczenia religijnego w sposób bardzo zrównoważony. Myślę, że radykalizm nawrócenia w więzieniu musi być jakoś inaczej rozumiany.

Dla mnie „zrównoważone przeżywanie wiary” jest jakby letniością. Jako osoba nawrócona wiem, że spotkanie Boga wywraca wszystko do góry nogami. Prawdziwe nawrócenie albo jest radykalne, albo go w ogóle nie ma. W Ewangelii widać, że ludzi, którzy szukali i znaleźli Jezusa, cechuje determinacja. To ona sprawia, że poważny celnik Zacheusz wspina się na drzewo, bo musi zobaczyć Mistrza. Skazany może być jakoś po ludzku zdeterminowany... Jestem ciekawa, czy więźniowie przychodzą z pytaniami egzystencjalnymi w stylu: „Skąd się bierze zło?”, „Jaki jest sens mojego życia?”, „Dlaczego cierpię?” itd. Wielu z nich zaznało tego zła i cierpienia, zanim skrzywdzili innych.
– Tak, takie pytania więźniowie stawiali mi niemal codziennie. Chociaż bardzo wiele zależy od różnic między nimi – w tym ich obecnej sytuacji. Jeden został skazany na karę 5 lat pozbawienia wolności. Drugi ma tu spędzić 10 lat. Jeszcze inna sytuacja jest w przypadku więźnia niebezpiecznego, określanego jako N, który odsiaduje wyrok 25 lat lub dożywocia. Każdy z nich inaczej postawi pytanie dotyczące sensu życia. Pierwszy po odbyciu swojej kary będzie się starał wrócić do społeczeństwa. To właśnie ci więźniowie najczęściej pytali mnie o Boga, wiarę i, ogólnie rzecz biorąc, sens ludzkiej egzystencji. Jeśli ktoś ma karę dożywocia, widzi tylko mury, poza które nigdy już nie wyjdzie. Żyje codziennością, doraźnie, z dnia na dzień. Czasem nie chce mu się żyć. Każdego dnia w jakimś polskim więzieniu ktoś popełnia samobójstwo. Wiem o tym z przekazu Centralnego Zarządu Służby Więziennej. Żeby odebrać sobie życie, trzeba utracić poczucie jego sensu. Są też inni więźniowie. Po 15  latach wychodzą na wolność i nie mają do kogo wrócić… Żona czy była partnerka jest w związku z kimś innym. Dzieci nie chcą znać ojca, który siedział w więzieniu. Jest wolny, a doświadcza życiowej tragedii. Rola kapelana polega może przede wszystkim na tym, że podtrzymuje nadzieję. Musi być ogromnie cierpliwy, mieć w sobie pewną mądrość. Niezależnie od tego, co człowiek zrobił, jest potem odrzucony przez najbliższych. Trudno mu wtedy wrócić do społeczeństwa i żyć jak inni, po więziennej resocjalizacji. Można wrócić w znane koleiny.

W Polsce nie ma kary śmierci. Francuz Jacques Fesch został na nią skazany za zabicie policjanta, do którego strzelił podczas napadu na kantor. Został ścięty na gilotynie w 1957 r. Miał tylko 27 lat. Nawrócił się w celi śmierci, trwa jego proces beatyfikacyjny.
– Wpływ na jego nawrócenie miał właśnie kapelan, ks. André Devoyod, który codziennie go odwiedzał. Rozmawiał z nim, przynosił mu książki religijne, spowiadał. Fesch napisał w celi dziennik, który został opublikowany pod tytułem Za pięć godzin zobaczę Jezusa. Znał dokładną datę, kiedy zostanie stracony: 1 października 1957 r., nad ranem. Czekał na to, odliczając dni do swojej śmierci. W jego przypadku trafne jest słowo „determinacja”, ale zadziałała również łaska Boża. W więzieniu spotkał świadków wiary, w tym księdza kapelana. Wkrótce może zostać ogłoszony świętym.



 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki