Logo Przewdonik Katolicki

Dlaczego święty Kościół?

Ks. Dariusz Piórkowski SJ
Eucharystia, Vicente Juan Masip fot. Wikiart

Pół wieku temu Joseph Ratzinger pisał we Wprowadzeniu w chrześcijaństwo, że „silna jest u wszystkich świadomość grzeszności Kościoła”. Co więcej, niemiecki teolog zwrócił wtedy uwagę na pewien dramatyczny paradoks, że „Kościół stał się dzisiaj dla wielu główną przeszkodą w wierze”. Coś podobnego dzieje się także na naszych oczach.

Zwykle za rozczarowaniem Kościołem stoją osobiste historie i bolesne doświadczenia. Ale być może część problemu pochodzi z nie do końca jasnej wizji relacji między świętością a grzesznością Kościoła, którą podziela wielu wierzących. Wiara w „święty Kościół powszechny” nie może bowiem służyć do samowybielania się, banalizowania zła w Kościele czy wypierania ewidentnej grzeszności jego członków i po części też jego struktur. Sprawa jest o tyle trudna, że przenikanie się świętości Boga z grzesznością ludzi w Kościele to jeden z największych wyzwań dla naszego rozumu i moralnej wrażliwości, przed jakim postawił ludzkość Chrystus. Jakie światło rzuca na tę prawdę Eucharystia?

Tylko Bóg jest święty
W hymnie Gloria, śpiewanym w niedziele, święta i uroczystości, padają słowa, które są podstawowym punktem odniesienia dla myślenia o świętości Kościoła: Quoniam Tu solus Sanctus („albowiem tylko Tyś jest święty”). W Mszy H-moll J.S. Bacha tę ostatnią część hymnu wykonuje tubalny bas a wieńczy ją potężny finał chóru: cum Sancte Spiritu in gloria Dei Patris („razem z Duchem Świętym w chwale Boga Ojca”). Uwielbiamy więc i uznajemy Ojca, Syna i Ducha Świętego jako Jedynie świętego Boga. Z kolei Drugą Modlitwę Eucharystyczną celebrans zaczyna od uroczystego: „Zaprawdę święty jesteś Boże, źródło wszelkiej świętości”. Bardzo ważne jest tutaj słowo: „wszelkiej”, co niewątpliwie odsyła nas także do czegoś lub kogoś poza Bogiem. A tuż przed konsekracją wołamy razem z chórami anielskimi w niebie potrójne: „Święty, Święty, Święty Pan, Bóg zastępów”. Wygląda na to, że takie wręcz uporczywe nazywanie Boga świętym nie tylko wiąże się z kultem, lecz pełni też rolę wychowawczą. Świętość Boga to po prostu bycie Bogiem. Skoro jednak tylko Bóg jest święty, to w jakim sensie możemy ludziom czy całemu Kościołowi przypisywać świętość?
Trzeba najpierw sprecyzować, czym jest świętość Boga. Zbyt szybko można bowiem przeskoczyć na poziom moralny i zredukować świętość do nieskazitelności i czystości. Tym też jest świętość i tylko Bóg taki jest w sposób absolutny. Ale „święty” oznacza najpierw „inny”, „przekraczający nas we wszystkim”, „różny od człowieka i świata”.
W Księdze Ozeasza pojawia się wyznanie Boga, który oświadcza: „Pośrodku ciebie jestem Ja – Święty, i nie przychodzę aby zatracać” (Oz 11, 9). To zdanie pada w kontekście rozpalającego się gniewu Jahwe na Izrael, który nie rozpoznał i odrzucił miłość Boga. Odruchową reakcją człowieka bywa odwet i odwrócenie się od niewdzięcznego, a nawet zgładzenie go z powierzchni ziemi. Bóg mówi, że tego nie zrobi, ponieważ nie jest człowiekiem, lecz Bogiem i równocześnie Świętym. Ciekawie słowa te korespondują z krzykiem demona w synagodze, który ustami opętanego „odstrasza” słuchaczy Jezusa: „Przyszedłeś nas zgubić. Wiem kto jesteś: Święty Boga” (Mk 1, 24). Tutaj świętość Boga miałaby, kłamliwie, polegać na zniszczeniu stworzenia. Tak naprawdę nie wiadomo, czy demon ma na myśli upadłe anioły czy grzesznych ludzi. Nawet gdyby chodziło tylko o demony, Jezus nakazuje mu milczenie i zaprzestanie głoszenia „złej nowiny”. Można więc z tego wywnioskować, że demon wykrzyczał anty-Ewangelię o mszczącym się Bogu, który przychodzi zrobić porządek, ponieważ jest Święty.
Inny prorok, Izajasz, był przerażony wizją świętości Boga: „Biada mi! Jestem zgubiony! Wszak jestem mężem o nieczystych wargach” (Iz 6, 5), ale żadna krzywda się mu nie stała. Wręcz przeciwnie, anioł oczyścił proroka i przygotował go do misji.
Nie tylko Izajasz, ale także Jan Chrzciciel był zdziwiony, że Boża świętość nie uwidacznia się w świecie przez wypalanie ogniem grzeszników i wycinanie bezowocnych istnień ludzkich.  Stało się coś zaskakującego. „Jezus przyjął grzech na siebie, miał w nim udział i tak objawił, czym jest prawdziwa ‘świętość’; nie odosobnieniem, ale zjednoczeniem, nie sądem, tylko zbawczą miłością” (J. Ratzinger).

Kościół święty a nie świętych
Święty, który zbliża się do człowieka, do swego Ludu podczas Eucharystii, przychodzi, aby oczyszczać, uwalniać, jednać, dzielić się z grzesznikami swoją świętością. Podczas Mszy św. inny, niedostępny Bóg sam decyduje, aby być blisko człowieka. Mówi do niego i staje się pokarmem. Św. Tomasz z Akwinu uważa, że nie tylko dotyk związany jest z bliskością. Drugim zmysłem, który daje poczucie bliskości, czy wręcz zjednoczenia, jest smak. Pokarm dotyka przecież języka. Kiedy Bóg każe zjeść Jeremiaszowi zwój pisma, chodzi o to, by prorok niejako zlał się z głoszonym Słowem. Widzenie lub patrzenie pozwala kogoś poznać, ale dopiero dotyk i smak dają pełne poznanie – uważa Akwinata. I dlatego podczas Eucharystii nie tylko słuchamy, patrzymy, ale też dotykamy i spożywamy. A wszystko po to, by Święty Bóg stał się dla nas bliski, chociaż jest nieskończenie inny, oraz po to, by zadać kłam naszym wyobrażeniom o „interesownej” miłości.
Świętość Kościoła „wskazuje na dar Boga, który obdarza świętością pośród ludzkiej złości” – twierdzi dalej Ratzinger. Nie mówimy bowiem o Kościele świętych, lecz o świętym Kościele. Ta świętość nie jest najpierw moralną nieskazitelnością, lecz życiem Bożym udzielanym w sakramentach i innych darach łaski, co wyraża formuła „komunii świętych”. Kościół jest święty, ponieważ jest niedoskonałym narzędziem, działającym też przez ludzi, poprzez które Bóg daje siebie. I to jest rzecz niesłychana. Bóg czyni nas świętymi, to znaczy, daje udział w swoich darach, zanim staniemy się święci moralnie. Moralna świętość nie polega jednak tylko na braku grzechu, lecz na pomnażaniu dobra przez dzielenie się nim z innymi. A to dobro płynie z wlewanej w nas świętości Boga. Kościół istnieje najpierw po to, by podczas liturgii przypominać sobie i całemu światu, że tylko Bóg jest taką świętością, miłością i dobrem. Ma głosić Boga, Jego absolutną bezinteresowność, nawet jeśli sam nie potrafi nią żyć.

Wiara pełna paradoksów
„Świętość Kościoła polega na mocy uświęcania, którego dokonuje w nim Bóg”, a nie na tym, że wszyscy są już chodzącym odbiciem Boga. Kto z nas nie życzyłby sobie takiego oblicza Kościoła, a nawet świata! Ale tak nigdy na tej ziemi nie będzie. Święci moralnie stają się niektórzy członkowie Kościoła widzialnego, a może i nawet całkiem sporo z nich, choć o tym nie wiemy. Ten skandal jest najtrudniejszy do przyjęcia. Bo Kościołem są grzesznicy, którzy są uświęcani, ale i przez tych samych grzeszników przechodzi niezależna od nich moc, która uświęca. Dlatego „wstrząsająca wierność Boga i niewierność ludzi jest charakterystyczna dla struktury Kościoła” (J. Ratzinger).
Jeśli TYLKO Bóg jest święty, cała reszta może być nazwana świętymi relatywnie. „Chrześcijańska świętość jest zawsze najpierw ‘własnością’ Chrystusa, a dopiero za Jego pośrednictwem również Jego ludu – nigdy nie jest natomiast po prostu empiryczną własnością jednostek” (abp Rowan Williams, anglikański arcybiskup Canterbury). Nie wypracowujemy sami świętości. Wszyscy mogą mieć tylko udział w świętości Boga, mogą zostać w nią włączeni. I to jest niesamowite i zarazem trudne do przyjęcia w naszej wierze. Chrześcijaństwo to droga pełna paradoksów. Jezus Chrystus jest równocześnie człowiekiem i Bogiem. Jest naszym Panem i równocześnie bratem. Maryja jest Dziewicą i równocześnie Matką. Podczas Eucharystii czujemy nadal smak chleba i równocześnie przyjmujemy Chrystusa. Jesteśmy już świętymi i równocześnie zdążamy do jej pełni przez życie zgodne z Ewangelią. Jesteśmy ukochani i równocześnie ciągle grzeszymy. Bo Bóg jest święty.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki