Logo Przewdonik Katolicki

Kłopotliwe zadośćuczynienie

Dariusz Piórkowski SJ
Uczta u Szymona faryzeusza, obraz Petera Paula Rubensa powstały w latach 1618-1620, fot. Wikipedia

Do czego zobowiązujemy się podczas spowiedzi, gdy obiecujemy zadośćuczynienie? Czy stoi za tym idea zranionego bądź obrażonego Boga? Czy chodzi o to, że dopóki nie przecierpimy odpowiedniej ofiary i kary, to nie możemy liczyć na ponowne wkupienie się w Jego łaski?

Żądam satysfakcji – tymi słowami jeszcze całkiem niedawno mężczyźni walczyli o swój honor, wyzywając się na pojedynki. Ugodzenie lub powalenie przeciwnika na ziemię miało rzekomo naprawić wyrządzoną krzywdę i przywrócić nadszarpnięty honor do pierwotnego, nieskażonego stanu. Do dzisiaj domagamy się finansowej rekompensaty, gdy na skutek czyichś umyślnych działań poniesiemy uszczerbek na zdrowiu lub majątku. W pierwszym przypadku satysfakcja jest pozorna, gdyż opiera się na logice zemsty i rewanżu. W drugim mamy do czynienia z ludzkim poczuciem sprawiedliwości, które oczekuje „zrównoważenia” zaburzonego porządku.
Każde zło, moralne lub naturalne, powoduje braki i wyrządza szkody. Nic dziwnego, że trzecim ważnym aktem penitenta (obok skruchy i wyznania grzechów) jest to, co Kościół nazywa zadośćuczynieniem (łac. satisfactio). Trzeba jednak podejść do sprawy roztropnie, aby zbyt szybko nie skojarzyć tego religijnego aktu z potocznymi przekonaniami. Do czego tak naprawdę zobowiązujemy się podczas sakramentu pojednania, gdy obiecujemy zadośćuczynienie? Kogo mamy usatysfakcjonować? I po co? Czy stoi za tym idea zranionego bądź obrażonego Boga, któremu przez grzech ujęliśmy „wartości” i honoru? Czy chodzi o to, że dopóki nie przecierpimy odpowiedniej ofiary i kary, nie możemy liczyć na ponowne wkupienie się w Jego łaski?

Fałszywa wizja
Nowy Testament na różne sposoby objawia, że zbawienie jest darmowe i dawane bezwarunkowo. Człowiek niczego nie może wykupić ani żądać od Boga. Tym bardziej Jego miłosierdzia i życia wiecznego. W dekrecie Soboru Trydenckiego czytamy, że Jezus „swoją najświętszą męką na drzewie krzyża wysłużył nam usprawiedliwienie i za nas zadośćuczynił Bogu Ojcu”. Kościół dystansuje się więc od wszelkich wykoślawionych wyobrażeń na temat czynienia zadość, podszytego często mroczną wizją Boga, surowością i ludzkim lękiem. Istotnie, z takimi tendencjami zmagaliśmy się w historii Kościoła i ciągle grozi nam ich nawrót. Długowieczny wpływ jansenizmu, który niemal do granic możliwości wyolbrzymił warunki, jakie grzesznik powinien uprzednio wypełnić, aby uzyskać przebaczenie, rzuciły się cieniem także na spowiedź. Jego propagatorzy głosili m.in., że obowiązkiem kapłana, zwłaszcza wobec recydywisty w grzechu, jest odłożyć rozgrzeszenie po spowiedzi aż do chwili, gdy grzesznik, drogą stosownej pokuty, pokaja się za popełnione występki i się… sam zmieni. Być może nie chodziło o to, że janseniści żądali, aby przebaczenie wysłużyć wyrzeczeniami i pokutą, lecz niezwykle wysoko postawili poprzeczkę godnej dyspozycji do przyjęcia przebaczenia. Sądzili, że spowiednicy udzielają go zbyt tanio i łatwo. Jednak kto może uznać, że wobec Boga jest już dostatecznie przygotowany? Kto w jakikolwiek sposób może uczynić się godnym Jego darów?
Tę fałszywą wizję zadośćuczynienia można jednak przenieść na czas po spowiedzi. Jan Paweł II poddaje tę postawę krytyce: „Z pewnością nie jest to cena, którą płaci się za odpuszczony grzech i za otrzymane przebaczenie: żadna ludzka cena nie może wyrównać tego, co się otrzymało, owocu przenajdroższej Krwi Chrystusowej” (Reconciliatio et paenitentia, 31) Nasza nazbyt ludzka teoria „zniwelowania” krzywd spowodowanych przez grzech, która drzemie głęboko w zakamarkach serca, opiera się często na projekcji naszych stosunków na Boga. W żadnym wypadku nie należy postrzegać grzechu w takim sensie, jakoby wyrządził on rzeczywistą szkodę samemu Bogu. Nie można zgodzić się na takie myślenie, że podstępem „wydarliśmy” Bogu część Jego samego i teraz przez nasze ofiary „rekompensujemy” to, cośmy Mu zabrali. Większość religii naturalnych bazowała na założeniu, że jeśli nie złoży się wcześniej odpowiedniej ofiary, bogowie nie będą mieli ochoty i „energii” , by nadal obdarzać świat swym błogosławieństwem. Przyjęcie takiej perspektywy oznaczałoby jednak, że jesteśmy równi Bogu. Tymczasem „grzech rani i osłabia samego grzesznika, a także jego więź z Bogiem i bliźnimi (KKK, 1459).

Ewangeliczne przykłady
Pragnienie wynagrodzenia to raczej naturalny skutek pojednania i pokuty wewnętrznej, które zapoczątkowuje doświadczenie spotkania z prawdziwą miłością. Zadośćuczynienie jest niczym ubranie w ciało tego, co wydarzyło się w sercu. Jeśli panuje tam smutek, mówi nam o tym twarz, po której spływają łzy lub mięśnie zmieniają jej wygląd. Najlepiej istotę chrześcijańskiego zadośćuczynienia można uchwycić na podstawie ewangelicznych przykładów.
W znanej scenie spotkania Jezusa z Zacheuszem, gdzie sam Zbawiciel „wprosił się” na gościnę do celnika, wyczuwając pragnienie publicznego grzesznika, słyszymy nagle zaskakujące wyznanie: „Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie” (Łk 19, 8). Gest Zacheusza nie był warunkiem wstępnym do tego, aby otrzymać przebaczenie, lecz jego owocem. To prawda, że częściowo wypływa on z elementarnego wymogu sprawiedliwości. Ale oprócz tego w jego decyzji kryje się znacznie głębszy motyw, którego nie zawiera żadne prawo. Motorem jego nawrócenia jest przeżycie bezwarunkowej miłości i przebaczenia. Zwierzchnik celników nie tylko chce zwrócić pieniądze, które wyłudził od innych, lecz pragnie im wynagrodzić „poczwórnie”. Nikt go do tego nie zobowiązuje, nawet sam Jezus. A jednak dowiadujemy się, że ten czyn jest znakiem, iż „zbawienie stało się udziałem tego domu” (Łk 19, 9).
Podobnie zachowuje się nawrócona kobieta w domu faryzeusza Szymona, która pojawia się niespodziewanie, by obmyć łzami stopy Jezusa i wytrzeć je własnymi włosami (por. Łk 7, 36–50). Jej zaskakujący, i oburzający uczestników obiadu „wyczyn”, jest również odpowiedzią na wcześniej doświadczone przebaczenie. Jezus ogłasza faryzeuszom, że ta kobieta wcześniej przeżyła spotkanie z miłosierdziem Boga i teraz przyszła podziękować.
Znamienne, że zarówno Zacheusz, jak i anonimowa kobieta nie decydują się na podjęcie dodatkowych postów, wyrzeczeń i modlitw, lecz ich zadośćuczynienie skupia się całkowicie na bliźnich.

Ciąg dalszy leczenia
Katechizm Kościoła również przywiązuje dużą wagę do relacyjnego wymiaru pokuty i zadośćuczynienia. „Wiele grzechów przynosi szkodę bliźniemu. Należy uczynić wszystko, co możliwe, aby ją naprawić” (KKK, 1459). Doświadczenie ponownego pojednania z Bogiem i wspólnotą otwiera oczy na bliźnich. Jeśli już mówić o wynagradzaniu, to Bogu bardziej zależy na poście, który polega na czynnej miłości wobec bliźniego niż na pokarmowych ograniczeniach. Już Izajasz wołał: „Czyż nie jest raczej ten post, który wybieram: rozerwać kajdany zła (…) dzielić swój chleb z głodnym, wprowadzić w dom biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziać?” (Iz 58, 6–8). Zadośćuczynienie to inna nazwa wzrostu miłości, a nie przebłagania Boga, jakbyśmy wątpili, że nam przebaczył.
Zadośćuczynienie to również dalszy proces leczenia. Nakładana przez spowiednika pokuta i podejmowana przez wierzącego konkretna poprawa ma swoje źródło w tym, że „grzesznik uwolniony z grzechu musi jeszcze uzyskać pełne zdrowie duchowe” (KKK, 1459). W szpitalu, którym jest Kościół i nasza wiara, poddajemy się działaniu Ducha Świętego podobnie jak pobity przez zbójców człowiek dochodził do siebie w gospodzie, pielęgnowany przez karczmarza (por. Łk 10, 35). Ojcowie Kościoła uważali, że owym zranionym i uratowanym człowiekiem jest każdy z nas, odnaleziony przez Chrystusa i poddany Jego leczącej trosce.
Na ten aspekt drogi nawrócenia i nieustannej „terapii” wskazuje również Jan Paweł II we wspomnianej adhortacji: „Po rozgrzeszeniu pozostaje w duszy chrześcijanina pewien obszar mroku, będący skutkiem ran grzechowych, niedoskonałości skruchy, osłabienia władz duchowych, w których tkwi jeszcze pozostałe zakaźne ognisko grzechu, wciąż wymagające walki z nim poprzez umartwienie i pokutę. Takie znaczenie ma pokorne i szczere zadośćuczynienie” (Reconciliatio et paenitentia, 31).

Chciałbym w tym cyklu wyjść naprzeciw oczekiwaniom zwłaszcza tych, którzy zmagają się ze spowiedzią, doświadczają różnych trudności i przeszkód, zniechęcają się bądź nie rozumieją tej praktyki, szczególnie w obecnej formie. Zachęcam, aby o swoich wątpliwościach pisać na adres przewodnik@swietywojciech.pl (w temacie wpisując: SPOWIEDŹ).

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki