Dawno już nie miałem jako autor takiego poczucia, że tekst, który piszę w przedostatnią niedzielę stycznia wieczorem, może okazać się zupełnie nieaktualny w chwili, gdy czytelnik weźmie do ręki nowy numer „Przewodnika Katolickiego” z niniejszym felietonem. Zastanawiałem się, czyby może jednak nie zmienić tematu i nie pisać o czymś innym niż rosnące każdego dnia napięcie, które wywołuje Rosja agresywnymi działaniami wobec Ukrainy, ale nie ma chyba teraz w naszym regionie problemu, który może mieć bardziej dalekosiężne skutki. A równocześnie, sytuacja może zmienić się w każdej chwili, w kolejną niedzielę możemy być w zupełnie innej rzeczywistości, a moje uwagi mogą być już zupełnie nieadekwatne do sytuacji, w której możemy się znaleźć.
Mimo to warto zaryzykować, bo w ostatnich dniach w zupełnie niezwykły sposób ujawniło się głębokie pęknięcie Zachodu w sprawie wrogich planów Rosji wobec Ukrainy. Amerykanie, Brytyjczycy, a nawet Kanadyjczycy wspierali Ukrainę ze wszystkich sił. Cała dyplomacja amerykańska pracowała na najwyższych obrotach, przekonując Rosjan, że cena za agresję na Ukrainę będzie tak wielka, że nie warto wszczynać wojny. Amerykanie dość ostentacyjnie wysyłali do Kijowa broń. To samo robili Brytyjczycy, którzy uruchomili most powietrzny, a samoloty RAF dostarczały ukraińskiemu wojsku sprzęt. Chodziło o to, by pokazać, że z jednej strony, jeśli Rosja uderzy, spotkają ją międzynarodowe sankcje, które będą najsurowsze w historii – jak zapowiedział prezydent Joe Biden. Ale równocześnie chodziło o to, aby Rosjanie wiedzieli, że Ukraińcy uzbrojeni w najnowocześniejszą broń nie poddadzą się bez walki. Innymi słowy, by na każdym polu zwiększać koszt, z jakim Rosja będzie się musiała liczyć, atakując Ukrainę.
Pod tym względem diametralnie różniło się podejście Francji czy Niemiec. Niemcy uzależnione od Rosji w dostawach gazu, i liczące na uruchomienie już prawie gotowego gazociągu Nord Stream 2, przekonywały, że trzeba z Rosją rozmawiać, że sankcje nie mogą być zbyt surowe, bo uderzą rykoszetem w niemiecką gospodarkę. Wyglądało tak, jakby robili wszystko, by wysłać do Putina sygnał: nie atakuj Ukrainy, ale jak już dojdzie do wojny, to pamiętaj, że my byliśmy wobec ciebie lojalni tak długo, jak to tylko było możliwe. Dziwne było też stanowisko Francji. Prezydent Macron, który wygłosił płomienne przemówienie w Parlamencie Europejskim o konieczności obrony demokracji, w sprawie Ukrainy był znacznie mniej stanowczy. Nie zwołał np. specjalnego szczytu unijnego, by pokazać Moskwie, że UE jest jednomyślna i solidarna z Ukrainą. Bo nie jest. Sprawiało to wrażenie, jakby Niemcy i Francja pogodziły się z tym, że Rosja zaatakuje, i przeszły nad tym do porządku dziennego, zastanawiając się, jakby tu nie stracić za bardzo na eskalacji konfliktu. Zaś USA i Wielka Brytania robiły wszystko, by do ataku nie dopuścić.
Co ciekawe, tak krytykowana przez polskie władze administracja Bidena zachowała się tu wzorowo. Polskie elity polityczne będą musiały tę całą sytuację starannie przeanalizować.