Logo Przewdonik Katolicki

Kochała dzieci i piękno

Karolina Sternal
fot. ANDRZEJ ZBRANIECKI /EAST NEWS

Popularność przyniosły jej portrety dzieci, za które była wielokrotnie nagradzana. Wydane w formie pocztówek, były marzeniem każdej nastolatki w czasach PRL-u. Najsłynniejszy z nich – Dziewczynka z gołębiem – był darem dla Jana Pawła II.

Zawodowo zajmowała się tkaninami dekoracyjnymi i witrażami. Przez pewien czas była także nauczycielką. Jednak świat zapamięta ją przede wszystkim jako malarkę, choć jak sama podkreślała, jej największą pasją był rysunek. Porównywana do Stanisława Wyspiańskiego, wbrew panującym trendom w sztuce, zaryzykowała bycie sobą i odniosła niebywały sukces. Do dzisiaj we Wrocławiu działa jej fanklub, a na aukcjach w internecie reprodukcje jej prac w formie obrazów, plakatów, kartek pocztowych, katalogów z wystaw i gobelinów nadal są chętnie kupowane.
Danuta Muszyńska-Zamorska, znana również jako Dania M., bo tak podpisywała swoje prace, odeszła na początku roku w wieku 90 lat.

Z Poznania do Łodzi
Urodziła się w 1931 r. w Środzie Wielkopolskiej i tam się wychowała. W świat wyobraźni, rysunku wprowadził ją ojciec, po którym odziedziczyła talent. „Pięknie rysował, choć był samoukiem. Opowiadając mi bajki, rysował postacie z tych bajek” – wspominała przy okazji wywiadów. Talent małej Danusi dostrzegła nauczycielka w szkole podstawowej. To był portret mamy w pluszowym berecie, a pierwszą pochwałę przyszła artystka zapamiętała na całe życie.
Naukę przerwała II wojna światowa. Dopiero po jej zakończeniu przyszedł czas na kształcenie artystyczne. Muszyńska rozpoczęła je w Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Poznaniu, skąd przeniosła się do PWSP w Łodzi. „Miałam zajęcia ze wszystkich dziedzin sztuki, a najbliższe było mi tkactwo. I taką zrobiłam specjalizację” – opowiadała w wywiadzie dla „Niedzieli”.
Dyplom z zakresu tkactwa artystycznego uzyskała na Wydziale Włókienniczym, jednak nie od razu mogła znaleźć pracę w swoim zawodzie. Zaczęła uczyć plastyki w szkole podstawowej. W wywiadzie dla „Gazety Łódzkiej” opowiadała, jak poprosiła kierowniczkę szkoły, by ta skierowała ją do najmłodszych klas: „Od zawsze uwielbiałam dzieci. Będąc dzieckiem, nie potrafiłam sama cieszyć się jakąś zabawką. Bawiłam się w mamę otoczoną dziećmi”.
Ten początek pracy w szkole był także początkiem jej pracy twórczej, gdyż to właśnie tam zaczęła rysować portrety dzieci. Jak wspominała, robiła szkice na małych kartonikach, które wykorzystywała później, gdy już w szkole nie pracowała.

Poza trendami
Ze szkoły przeniosła się do jednego z łódzkich zakładów tkackich, gdzie zaczęła projektować tkaniny odzieżowe. W tamtych latach artyści pracujący w przemyśle mogli wyjeżdżać na plenery. Na jeden z nich wzięła ze sobą teczkę z rysunkami dziecięcych twarzy. Plener prowadził prof. Lech Kunce, i to jemu pokazała Ewę – tak zatytułowała ten rysunek. Profesor przyjrzał się i powiedział: „Ma pani predyspozycje do portretu. Niech pani to da na konkurs rysunku”. Tak też zrobiła i zdobyła drugie miejsce. Był początek lat 60., w galeriach dominowało malarstwo abstrakcyjne i artyści poszukiwali nowych form wypowiedzi.
„Nigdy nie pociągała mnie awangarda – wspominała w rozmowie z „Niedzielą” – pozostawałam pod urokiem mistrzów secesji i malarstwa ekspresjonistów Młodej Polski. Zaryzykowałam bycie sobą. Moje malarstwo było absolutnie poza modą i aktualnymi trendami w sztuce. Byłam ostentacyjnie inna i myślę, że właśnie ta inność sprawiła, że zostałam szybko dostrzeżona”.
Pierwszą wystawę akwarel i obrazów olejnych artystki zorganizowano w 1968 r. W latach 70. i 80. jej prace prezentowano w różnych miejscach w Polsce i na świecie w ramach cyklu „Dzieci świata”. Tych portretów namalowała tysiące. Dotykały różnych, często trudnych czy wręcz traumatycznych sytuacji. Była wśród nich seria obrazów ukazujących dzieci w obozach koncentracyjnych, był obraz Dziecko i śmierć, przedstawiający dziecko pod wodą, kurczowo trzymające się wodorostów i otoczone ramionami kobiety (powstały pod wpływem własnych przeżyć – artystka topiła się jako dziecko). Byli Bezdomni z cygańskim chłopcem trzymającym małą dziewczynkę oraz Gabrynia z kulami i łezką w oku. Były dzieci w narodowych strojach, dzieci z różnych krajów i kultur, były obrazy ukazujące macierzyństwo oraz portrety kobiet. W jej pracach doszukiwano się podobieństw do twórczości Stanisława Wyspiańskiego, szczególnie portretowanych przez niego dzieci.
Posypały się nagrody i wyróżnienia. Nieoczekiwanie przyszła także wielka popularność i prawdziwe uznanie odbiorców.

Dania totalna
Jedną z kolejnych wystaw obrazów Danuty Muszyńskiej-Zamorskiej, które cieszyły się coraz większym zainteresowaniem i uznaniem publiczności, zorganizowano w EMPiK-u w Łodzi. Jego dyrektor zasugerował malarce, że reprodukcje obrazów można wydać w formie kartek pocztowych. W ten sposób nawiązała współpracę z Krajową Agencją Wydawniczą. Gdyby malarka otrzymywała honoraria od każdego przedmiotu, na którym przez lata pojawiały się jej prace, stałaby się zamożną kobietą.
„Nie miałam żadnego doświadczenia prawnego, podpisywałam umowy, które były niedopowiedziane – opowiadała „Gazecie Łódzkiej”. – Oni z jednego obrazu wydawali niesamowite liczby pocztówek. Nie byłam powiadamiana, że wznawiają druk, a można było odróżnić kolory nowej serii. Dostawałam minimalne wynagrodzenie. Mogłam sobie kupić sukienkę, jakiś drobiazg do domu. Któregoś dnia weszłam do Centralu, a tam były talerze z Ćmielowa czy Chodzieży z moimi obrazami. Piszę do fabryki, pytając, kto dał im pozwolenie. Odpowiadają, że Krajowa Agencja Wydawnicza sprzedała te obrazy. Innym razem miałam wystawę w EMPiK-u w Lublinie, po wernisażu podbiegają do mnie dzieci i panie po autografy i mają pocztówki dźwiękowe z reprodukcjami moich obrazów. Pytam: a to skąd? Krajowa Agencja Wydawnicza wydała”.
Były także gobeliny, reprodukcje obrazów i inne przedmioty. Nastolatki zbierały pocztówki, mamy kupowały zastawy stołowe i obrazy na ściany, a w XXI w. wszystko to nadal jest w ciągłym obiegu.

Trzy gobeliny
Równie niesamowita historia wiąże się z najsłynniejszym obrazem Muszyńskiej – Dziewczynki z gołębiem. Artystka opowiedziała ją „Gazecie Pomorskiej”. „Byłam z mężem w Kanadzie, gdzie miałam wystawy dla Polonii. Znajomi siostrzenicy męża zaprosili nas do Nowego Jorku. Na pożegnanie poprosiłam gospodarzy, by wybrali sobie jedną z prac. Wybrali «Dziewczynkę z gołąbkiem»”.
Po powrocie do kraju ze zdumieniem zobaczyła w telewizji, jak w Belwederze Edward Gierek wita Jana Pawła II, a w tle na sztaludze widać gobelin z jej Dziewczynką z gołębiem. Okazało się, że fabryka dywanów w Kowarach utkała go na zlecenie Urzędu Rady Ministrów. Posłużono się pocztówką wydaną przez KAW, bo oryginału obrazu w kraju już nie było.
Historia z gobelinem ma jeszcze inny wątek. Okazuje się, że Ojciec Święty otrzymał dopiero trzeci gobelin. Pierwszy z reprodukcją Dziewczynki… trafił do Piotra Jaroszewicza, drugi, który powstał na podstawie obrazu Jacek i gołębie, podarowano Kurtowi Waldheimowi, sekretarzowi generalnemu ONZ, któremu w tym czasie przyznano Order Uśmiechu, a dopiero trzeci gobelin stał się darem dla Jana Pawła II.

Wrażliwa na potrzeby innych
Choć dziecko stało się artystyczną wizytówką Danuty Muszyńskiej-Zamorskiej, malarka własnych dzieci nie miała. Ostatnie lata życia, wraz z mężem Jerzym Zamorskim, spędziła w Domu Artystów Weteranów w Skolimowie. Przez cały czas aktywna, spotykała się z miłośnikami swojej twórczości podczas licznych wystaw i spotkań autorskich. W 2009 r., z okazji pięćdziesięciolecia pracy twórczej, Łódzki Dom Kultury zorganizował wystawę ukazującą zaledwie fragment niezmiernie bogatego dorobku artystki.
Zawsze była także wrażliwa na potrzeby innych. Dowodem tego były prace przekazywane na aukcje charytatywne i osobisty udział w nich artystki. Kochała dzieci i piękno. I temu poświęciła całe życie.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki