Wojciech Fangor zmarł siedem lat temu, a niemal do śmierci był aktywny i tworzył. Ta niebywała długość życia i obecność wciąż w obiegu artystycznym jest naprawdę niezwykła. Sam artysta zaprasza na swoje setne urodziny. Robi to ustami kuratorów wystawy w Mazowieckim Centrum Sztuki Współczesnej Elektrownia w Radomiu.
Dorobek i prywatność
Do lutego przyszłego roku będzie można tam oglądać 50 nieczęsto pokazywanych dzieł malarza. Nieżyjący syn Romek, druga żona Magdalena, ale i pierwsza, Krystyna, babcia Aniela, siostra Krysia – to bliscy, których w różnych technikach sportretował artysta, kojarzony w pierwszej kolejności z op-artem. Tutaj przyjrzeć możemy się mu jako człowiekowi, poprzebywać w towarzystwie tych, których kochał. Zobaczymy także, jak widział samego siebie – na dwóch autoportretach, z których jeden przedstawia go w czasach studenckich. Wraz z artystą wybierzemy się do ważnych dla niego miejsc: rodzinnej willi Janówek w Powsinie, miasta Santa Fe w Stanach Zjednoczonych i Lacoste we Francji.
To niejedyne wydarzenie artystyczne związane ze stuleciem urodzin artysty. Wystaw w tym czasie możemy odwiedzić kilka. Przekrojowo pokazuje jego twórczość Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie. Od namalowanego przez Fangora w 1944 r.
portretu profesora Szczęsnego Kowarskiego, u którego artysta pobierał prywatne lekcje malarstwa w czasie wojny, poprzez jego prace socrealistyczne, dzieła polskiej szkoły plakatu po projekty z okresu współpracy z Zakładami Artystyczno-Badawczymi na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Znany z lat 70. okres abstrakcyjny w jego twórczości reprezentuje pozostające w kolekcji Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski płótno MA3A z 1971 r. Wystawie towarzyszą także zapisy wideo niepublikowane nigdzie wcześniej: z pracy w nurcie site-specific z 2003 r.
Dużo krótsza, ale znacząca ekspozycja miała miejsce tylko przez sześć dni na placu Defilad w Warszawie. Wysokie na 4 metry, wykonane ze stali litery „M”, „Sz” i „N” pomalowane są na biało, ich wewnętrzny kontur pomalowano na czarno, a razem tworzą przestrzenny układ. Można się między nimi przechadzać, stanąć przy nich. Nawiązują one do nazwy Muzeum Sztuki Nowoczesnej, do którego kolekcji zostanie owa rzeźba włączona. Jego nowa siedziba zostanie otwarta w Warszawie w 2024 r., właśnie na placu Defilad. Co ciekawe, jest to dzieło pośmiertne. Według dokładnych wskazówek artysty z 2015 r. zrealizował je jego wieloletni współpracownik Andrzej Kowalczyk.
Dłużej każdy z nas będzie mógł poznawać cyfrowe archiwum Wojciecha Fangora. Działa ono od dnia urodzin artysty na stronie internetowej Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Zbiór ponad 8,5 tys. obiektów pochodzi z okresu całego życia Fangora. Przedstawia jego pracownie, dzieła, a także dokumentuje życie prywatne.
Od socrealizmu po abstrakcję
Urodził się w 1922 r. w Warszawie, gdzie też zmarł, przeżywszy 92 lata. Czas młodości i studiów przypadł na lata wojenne. W tajnym nauczaniu rozwijał swój talent plastyczny u Tadeusza Pruszkowskiego i Felicjana Szczęsnego Kowarskiego. W 1946 r. otrzymał zaocznie dyplom Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie pracował w latach 1953–1961. Do 1949 r. eksperymentował, tworzył jeszcze dzieła kubistyczne. Zmieniło się to, gdy z początkiem lat 50. ogłoszono, że w nowej Polsce dla ludu pracującego miast i wsi jedyną obowiązującą formą sztuki będzie realizm. Nie tworzył jednak socjalistycznych, siermiężnych dzieł. Choćby słynne postaci z 1950 r. przedstawiają wprawdzie dwoje robotników, z narzędziami w rękach, ale obok nich stoi młoda kobieta w dużych „muszych” okularach, z wyrazistym makijażem, w modnej sukience. Jego dzieła nawet z tego okresu mają w sobie coś oryginalnego i poruszającego – jak Matka Koreanka z 1951 r. W tym czasie swoim plakatem do filmu Rene Clementa Mury Malapagi (1952) zainicjował Polską Szkołę Plakatu. W latach 1953–1961 zaprojektował około stu plakatów i wiele rysunków do „Życia Warszawy”. Kolejna dekada jego twórczości związana będzie ze współpracą z architektami i doprowadzi do eksperymentów z przestrzenią. Dzięki nim Fangor dostrzegł, że przestrzeń może stać się jednym z tworzyw artystycznych. Do historii przeszła jego instalacja przestrzenna z 1958 r. Studium przestrzeni w Salonie Nowej Kultury w Warszawie. Stworzona wraz z architektem Stanisławem Zamecznikiem, była pierwszą tego typu instalacją nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Spośród 20 płócien różnej wielkości tylko cztery zawisły na ścianach – reszta ustawiona była na sztalugach. To, co było istotne, to relacje pomiędzy dziełami w przestrzeni.
W 1961 r. Fangor wyjechał na Zachód. Najpierw był stypendystą w Waszyngtonie, potem w Berlinie Zachodnim. W latach 1965–1966 wykładał w Bath Academy of Art w Anglii. Od 1966 do 1999 r. mieszkał w Stanach Zjednoczonych, gdzie prowadził zajęcia na najważniejszych uczelniach. To czas, kiedy eksperymentuje w zakresie op-artu. Co to takiego? Najprościej mówiąc, dzieła te mają oddziaływać na oko widza. Dzięki abstrakcyjnym formom obcujemy ze swego rodzaju optycznymi złudzeniami. To wtedy powstaje jeden z jego najsłynniejszych cyklów obrazów, składający się z charakterystycznych kręgów i fal. 37 płócien w takim stylu, które stały się flagowymi przedstawicielami op-artu. Pokazał je na indywidualnej wystawie w Muzeum Guggenheima w Nowym Jorku. Dotychczas jako jedyny polski artysta miał wystawę indywidualną w tej instytucji. Jego dzieła włączone zostały też do zbiorowych wystaw w słynnym muzeum MoMa. Fascynacja telewizją i kulturą masową skłoniła go ponownie do powrotu do tworzenia figuratywnego. Wtedy powstały obrazy „telewizyjne” (na podstawie zdjęć ekranów telewizorów) czy „międzytwarzowe” oraz kolaże. Od 1989 r. Fangor mieszkał w Santa Fe w stanie Nowy Meksyk, gdzie powstały cykle „Poczet królów polskich”, „Wodzowie Indian” i „Krzesła”.
Ostatnie lata w Polsce
Wrócił do kraju w 1999 r. i założył swoją pracownię w Błędowie koło Radomia. Wraca on wtedy do swoich rozważań na temat czasoprzestrzeni w obrazie, osadza ją w kontekście kulturowym, pracuje na swoich starych szkicach i pracach, tworząc dzieła palimpsestowe. Dalej pracuje także w przestrzeni publicznej, co może zobaczyć każdy z nas, wybierając się do stolicy. Wejścia do stacji drugiej linii metra, a także wielkie mozaiki, z wielkimi literami składającymi się na nazwę stacji, to również projekty Wojciecha Fangora, nad którymi pracował w latach 2007–2015.
Mało jest takich artystów, którzy przez tak wiele lat mieli wpływ na rozwój sztuki współczesnej i których dzieła są wciąż cenione. I to bardzo – w 2018 r. jedną z jego trzech rozet „M22” sprzedano za niebagatelną sumę 7,3 mln zł.