Logo Przewdonik Katolicki

Wnioski po upadku rakiety

Michał Szułdrzyński
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Życie w przyfrontowym kraju, życie z najpoważniejszym konfliktem zbrojnym w Europie od czasu zakończenia II wojny światowej, tuż za płotem, to naprawdę wielkie wyzwanie

Z tragedii, która miała miejsce przy polsko-ukraińskiej granicy w Przewodowie, gdzie zginęło dwóch Polaków w wyniku eksplozji rakiety, która przyleciała ze wschodu, warto wyciągnąć wnioski na przyszłość. Bo to wydarzenie powinno nas odrobinę otrzeźwić, wyrwać z drzemki, z poczucia, że wszystko jest świetnie.
Wszak od dziewięciu miesięcy przyzwyczailiśmy się do wojny, stała się ona dla nas czymś normalnym, choć toczącym się za granicą. Tragedia w Przewodowie pokazuje nam, że wojna wcale nie toczy się gdzieś tam daleko, ale tuż obok, że w każdej chwili może dotknąć nas bezpośrednio, przedrzeć przez granicę. Że dotyczy nas bardziej, niżbyśmy chcieli sobie to uświadomić. A nawet jeszcze bardziej: właściwie to cud, że przez tyle miesięcy działań wojennych, latających bomb, wystrzeliwanych pocisków i rakiet, dopiero teraz coś spadło na nasze terytorium.
I choć część ekspertów uspokaja nas, że wojny nie wybuchają z powodu upadku zbłąkanej rakiety, i pewnie mają rację, tragedia w Przewodowie powinna nam uświadomić, jak szybko sytuacja może się wymknąć spod kontroli, jak szybko może dojść do eskalacji. Musimy naprawdę trzymać emocje na wodzy („my” rozumiem tu bardzo szeroko, my Polacy – łącznie z decydentami, my komentatorzy, my opinia publiczna), bo – jak widzieliśmy we wtorek – nieoczekiwane wydarzenia mogą się pojawić i wywołać lawinę, wywołać ciąg wydarzeń, nad którym może się już nie udać odzyskać kontroli. Życie w przyfrontowym kraju, życie z najpoważniejszym konfliktem zbrojnym w Europie od czasu zakończenia II wojny światowej, tuż za płotem, to naprawdę wielkie wyzwanie. W dodatku wyzwanie, które nieustannie ewoluuje, które w dowolnej chwili może przybrać na sile, ulec intensyfikacji.
Tuż po 24 lutego zastanawialiśmy się, czy jesteśmy świadkami początku III wojny światowej. Niektórzy eksperci przekonywali nawet, że
III wojna już dawno wybuchła, tylko jeszcze sobie z tego nie zdaliśmy sprawę. Dziś nie sposób więc uciec od tej myśli – nie chodzi o to, by się straszyć, ale by mieć świadomość, że z dnia na dzień może wydarzyć się coś, co przewróci nasz świat do góry nogami.
Dlatego ten 15 listopada warto starannie przemyśleć. Powinny go przemyśleć media, by zobaczyć, jak reagują na zupełnie nową sytuację, gdy wiadomo, że coś ważnego się stało, ale nie mamy szczegółów wystarczająco, by podać jakąś sprawdzoną informację. Powinny ten dzień przemyśleć struktury rządowe, prześledzić, jak wyglądała reakcja, łańcuch decyzyjny, gdzie były silne punkty, a gdzie słabe. Również służby informacyjne rządu powinny się zastanowić, jak rozgrywać takie sytuacje w przyszłości, jak rozsądnie gospodarować swoją wiedzą, jak zarządzać emocjami w tak kryzysowej sytuacji. Również użytkownicy mediów społecznościowych powinni wyciągnąć z tej sytuacji wnioski. Wszak nieustanny głód nowości, informacji, komentarzy czy skandali, który wytwarzają osie aktualności na Twitterze czy Facebooku, staje się źródłem informacyjnej presji, która musi być czymś zaspokojona. Ona uczy domagania się informacji natychmiast, tu i teraz, a czasami wszak trzeba na nią chwilę poczekać. Jest o czym myśleć.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki