Logo Przewdonik Katolicki

Nowy etap wojny

Piotr Zaremba
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Wojna będzie długa i wyczerpująca. Mogą się mnożyć kolejne groźne dla nas incydenty. Ja się boję cynizmu. Boję się postawy pod tytułem: „To nie nasza sprawa”

Rakieta, która zabiła dwóch polskich obywateli w Przewodowie, przypomniała nam, że choć nie bierzemy udziału w okrutnej wojnie, nie jesteśmy w pełni bezpieczni. Na kilka dni stało się to głównym tematem życia społecznego w Polsce.
Wokół zdarzenia narosły od razu spiskowe teorie. W necie widać falę pretensji do Ukraińców. Co znamienne, nie tylko ze strony tych, którzy od początku byli im niechętni, w tym oczywistych rosyjskich trolli. Nie, opinia: dlaczego zamiast przeprosić, kłamią, przychodzi łatwo wielu ludziom. Czasem jest ona opatrywana dodatkowym podejrzeniem. Nasi sąsiedzi „zaatakowali” nasze terytorium, żeby wciągnąć nas i całe NATO do wojny.
I jest druga fala spiskowego myślenia. Inni dla odmiany twierdzą, że rakieta, owszem, była rosyjska, ale Amerykanie zmusili Polaków do sklecenia przeciwnej wersji. Po to, aby nie zmuszać NATO (więc i siebie) do twardszych działań. W takim ujęciu logiczna wydaje się wielogodzinna zwłoka w ogłoszeniu czegokolwiek. Szukano najlepszej wersji, a przede wszystkim uzgadniano wszystko z Waszyngtonem z myślą o unikaniu eskalacji. Takie rozumowanie się nasuwa, co nie znaczy, że musi być prawdziwe.
Oba te przeciwstawne podejścia wprowadzają do bieżących dyskusji element mocnego cynizmu. Władze próbują go unikać, podtrzymując wersję ukraińskiej rakiety, ale też tłumacząc Kijów, co oczywiście najskrajniejsi oponenci interpretują jako stawianie cudzego interesu ponad własnym. Można zauważyć, że i reakcje opozycji są tym razem wstrzemięźliwe. Może poza Konfederacją, która najmocniej, choć też w miarę ostrożnie, zaznacza swój dystans wobec racji prezydenta Zełenskiego. I domaga się od rządu bardziej energicznej dyplomacji.
Polityczny konsensus nie został więc właściwie złamany. Ale czy ten szerszy, społeczny, nie jest po trosze podkopywany? Co będzie dalej, to zależy od losów wojny. Ona wbrew entuzjastom wcale nie prowadzi do szybkiego i oczywistego zwycięstwa Ukrainy, nawet jeśli Rosjanie wyszli z Chersonia. Wojna będzie długa i wyczerpująca. Mogą się mnożyć kolejne groźne dla nas incydenty. Ja się boję cynizmu. Boję się postawy pod tytułem: „To nie nasza sprawa”.
Na razie podzielę się swoim pełnym niezrozumieniem wobec pewnego typu postaw. Pewność, z jaką niektórzy ludzie potępiają ukraińskie władze, żądają od Zełenskiego przeprosin, to coś, wobec czego staję bezradny. Wy naprawdę stawiacie im takie same żądania jak każdemu normalnie funkcjonującemu państwu? Naprawdę nie widzicie, w jak rozpaczliwej są sytuacji – pod stałym rosyjskim ostrzałem? Naprawdę będziecie ich osądzać pełną miarą, kiedy giną, tracą w obliczu zimy dach nad głową, albo przynajmniej prąd i ogrzewanie w swoich domach? Ich rządzącym nie mogą puścić nerwy? Nie mogą się pogubić?
Przełóżcie to na sytuację pojedynczego człowieka. Czy od kogoś bitego na ulicy, okrwawionego, też będziecie żądać zimnej krwi i precyzyjnych kalkulacji? Jeśli hipoteza z amerykańską grą jest nieprawdziwa (czego ja wcale nie jestem w stu procentach pewien), to czy nie można zrozumieć, że informacyjny chaos to coś w warunkach wojennych naturalnego, a odruch uprawiania samochwalczej propagandy może się tym ludziom wydawać jedyną skuteczną obroną? W warunkach totalnego osaczenia.
Piszę to zaraz po tym, jak Jarosław Kaczyński pochwalił się na spotkaniu w Katowicach. My, Polska, idziemy podobno jedynie słuszną drogą: pomagamy Ukrainie i zarazem unikamy zagrożeń. Może i tak jest, ale zawsze będzie to oznaczać, że śledzimy z pewnej odległości rozpaczliwą szamotaninę. Skoro nie możemy pomóc jeszcze bardziej, okażmy przynajmniej wyrozumiałość. Nawet z naddatkiem.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki