Logo Przewdonik Katolicki

Zatrzymać stan wojenny

Szymon Bojdo
Chrzciny, reż. Jakub Skoczeń fot. Iwona Dziuk/materiały prasowe

O naszej historii, szczególnie najnowszej, wciąż nie umiemy opowiadać z dystansem. Twórcom filmu Chrzciny zdecydowanie to się udało.

Czołgi na ulicach, niedziałające telefony, brak „Teleranka”, smutne przemówienie generała Jaruzelskiego na tle pochylonego sztandaru. To jedne z pierwszych skojarzeń z wprowadzonym 13 grudnia 1981 r. stanem wojennym. Dochodzą do tego obrazy srogiej zimy, rozpalone na ulicach koksowniki i wszechobecna komunistyczna szarzyzna…

Filmowy temat
Niewątpliwie – sam stan wojenny byłby wielkim filmowym tematem, którego nikt jednak jeszcze w pełny, epicki sposób się nie podjął. Dość szybko oczywiście zareagował Krzysztof Kieślowski psychologicznym dramatem Bez końca – historią zmarłego mecenasa Antoniego Zyro, który wraca z zaświatów, by towarzyszyć tym, co pozostali, i przyglądać się ich moralnym dylematom, których w momencie historycznej i politycznej zawieruchy nie brakuje. Bardzo ważnym obrazem jest film Kazimierza Kutza Śmierć jak kromka chleba z 1994 r., który z kolei przedstawia tragiczną pacyfikację kopalni „Wujek”, kulisy i przebieg tego buntu górników, robotniczego strajku, zakończonego szturmem ZOMO, wojska i milicji i śmiercią strajkujących. Był jeszcze Autsajder z 2018 r. w reżyserii Adama Sikory, w którym student ASP, nieinteresujący się polityką, wpada w jej wir w swojej rodzinnej miejscowości – milicjanci odnajdują u niego materiały opozycji, które naprawdę należą do jego kolegi, wtrącony do więzienia będzie musiał przejść jednak szybką lekcję i dojrzeć do groźnej rzeczywistości. W innych produkcjach okres między 1981 a 1983 rokiem pojawia się jako tło, czasem jeden z kontekstów, który obrazuje całą beznadzieję okresu PRL. Czasem wręcz trzeba się wysilić lub dobrze znać ten okres, żeby te nawiązania odczytać. Film Marka Bukowskiego na kanwie książki Raport o stanie wojennym. Zapiski z codzienności Marka Nowakowskiego to ciekawe połączenie klasycznej produkcji fabularnej z komiksową animacją. Na szczęście dla tych, którzy chcą o stanie wojennym jak najwięcej się dowiedzieć, nie brakuje filmów dokumentalnych, które prezentują przeróżne postacie, wydarzenia oparte na archiwalnych materiałach i relacjach świadków tamtego czasu. W sztuce filmowej nie jest łatwo zajmować się takimi tematami, także z powodów toczących się sporów, nawet samych historyków, co do przyczyn i motywacji, dla których stan wojenny wprowadzono. Można jednoznacznie wskazać jego architektów i śmiało ocenić bezprawność tej decyzji, na potępienie zasługuje aparat represji, który internował, gnębił i niszczył życie opozycjonistów. Wyjątkowo trudne może być jednak przedstawianie np. faktu współpracy z SB, wciąż nierozliczonych zdrad czy konsekwencji indywidualnych wyborów. Tu może pomóc dystans czasowy i mądrze poprowadzona narracja, której w skali makro nie mamy na ten temat.

Mikroświat
Dlatego filmowa opowieść w reżyserii Jakuba Skocznia jest odniesieniem się do tematu w skali mikro, pozwala jednak oddać klimat tamtych czasów. Jeśliby wskazywać poza postaciami głównego bohatera filmu Chrzciny, to właśnie klimat, atmosfera polskiego domu tamtego czasu. Nie jest to przykład ze stolicy czy innego dużego miasta – rzecz dzieje się na prowincji, gdzieś w górach, w czasie srogiej zimy. Informacje nie rozchodzą się więc w takim tempie jak dziś, w dobie internetu. Podbija to jeszcze fakt, że radio słabo odbiera fale, telewizor mają nieliczni, a telefon jest tylko jeden w wiosce. Wiejską społeczność reprezentuje wprawdzie tylko jedna rodzina (i miejscowy proboszcz), ale w echach rozmów odbijają się współczesne bohaterom problemy: bieda, emigracja, konieczność szukania pracy i szczęścia w dużym mieście, a także, co chyba najważniejsze, zmieniające się obyczaje – dla wiejskiej społeczności wciąż ważne są wartości rodzinne, a rozwody czy pozamałżeńskie ciąże wciąż są źródłem wyobcowania i kłopotów.
W filmie znajdujemy się jednak w świątecznej sytuacji: główna bohaterka Marianna, matka sporej rodziny, organizuje chrzciny najmłodszego wnuka. Do domu przyjeżdża ze Śląska syn pracujący w kopalni, skłócony z drugim bratem, na miejscu są córki z dziećmi oraz jedna, która dzieci jeszcze nie ma, oraz najmłodszy syn, wiodący życie lekkoducha. Spotkanie tak sporej rodzinnej gromady ma ukryty cel – Marianna chce pogodzić skłócone ze sobą rodzeństwo, na kolanach prosi Matkę Boską, by zgoda zapanowała w jej rodzinie. Niefortunnie okazuje się, że chrzciny zaplanowane są na 13 grudnia 1981 r., co naturalnie powinno pokrzyżować szyki rodzinnej uroczystości. Dzielna matka postanawia jednak, że nikt poza nią nie dowie się o wprowadzonym stanie wojennym, do intrygi musi być jeszcze wkręcony ksiądz proboszcz wraz z krewnym, który ucieka przed zatrzymaniem przez milicję. Matka zrobi wszystko, by zatrzymać stan wojenny – nie tyle ten, który wprowadzili właśnie generałowie na terenie całego kraju, ile przede wszystkim ten, który panuje pod jej dachem.

Leczenie ran
I chociaż historia ta osadzona jest w roku 1981, to aż trudno nie pomyśleć o tym, jak wiele z tamtych podziałów wciąż jest aktualnych. Najstarszy syn, który znalazł szczęście w kopalni, gotów jest do układania się z władzą za możliwość pracy, mieszkania i kupna samochodu – zrozumieć nie może tego drugi brat, wszędzie węszący spisek i obwiniający komunistów o swoje życiowe porażki. Zostawiona przez męża córka Teresa, oddana swoim dzieciom i pomagająca swojej starszej matce, nie potrafi nie dogryźć „nowoczesnej” Irenie, żyjącej w mieście w nieformalnym związku. Najbardziej apatycznie w całej tej historii wypadają młodzi – Tolo, Hanka i Janek, którzy właściwie nie biorą udziału w sporach poprzednich generacji, ale też nie przedstawiają swoich planów, marzeń czy perspektyw. Często mówi się o tym, że to właśnie stan wojenny był w naszej historii momentem pęknięcia, podziału, który następnie narastał i doprowadził do znanych nam obecnie konfliktów. Historia z Chrzcin pokazuje jednak, że podziały te bywają głębsze. Co więcej, jeśli nie znajdzie się ktoś, kto będzie chciał je rozwiązać, będą jeszcze bardziej ranić. Niewinne kłamstwo matki Polki, która chce tylko, by jej dzieci choć przez chwilę były razem, daje szansę, by zacząć te rany leczyć. To jednak zawsze będzie proces, zapewne długotrwały, bo nie wystarczy samo myślenie życzeniowe.

Wielka i mała historia
Ta rodzinna komedia to nie tylko pokazanie naszych narodowych przywar, pogmatwanych relacji i rodzinnych animozji. To także opowieść o tym, jak wielka historia może wkroczyć do naszych małych, indywidualnych historii. Nie jest to pomnikowa historia stanu wojennego, nie padają w niej nazwiska jego bohaterów i ofiar, może ona jednak zainteresować i przekonać, by przed kolejną grudniową rocznicą do tych historii wrócić. Zarówno do tych wszystkich, którzy zapisali się na kartach podręczników, jak i do tych, którzy doświadczyli tych historii w naszym otoczeniu. Taka refleksja może zatrzymać często wciąż trwające pośród nas stany wojenne.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki