Logo Przewdonik Katolicki

Z miłości do skrzypiec

Szymon Bojdo
16. Międzynarodowy Konkurs Skrzypcowy im. H. Wieniawskiego, III etap konkursu z Orkiestrą Filharmonii Poznańskiej pod dyr. Łukasza Borowicza. Na zdjęciu zwyciężczyni konkursu Hina Maeda. Fot.

Miłośników instrumentów smyczkowych zajmował w mijającym miesiącu 16. Międzynarodowy Konkurs Skrzypcowy im. Henryka Wieniawskiego. Inny polski wirtuoz na początku XIX wieku zapoczątkował skrzypcowe festiwale.

Zanim jednak przejdziemy do polskich geniuszy skrzypiec, nie da się nie wspomnieć o kimś innym. Kiedy bowiem myślimy o wirtuozach tego instrumentu, od razu przychodzi nam na myśl urodzony w Genui Niccolò Paganini. Nie bez powodu mówi się o kimś, kto przejawia talent w tej dziedzinie, że może stać się nowym czy drugim Paganinim. Rzecz to o tyle zjawiskowa, że nie mamy przecież żadnych nagrań, nawet samego dźwięku, dzięki którym udałoby się ocenić jakość tej gry – pozostają nam historyczne zapisy i swoista legenda, która wytworzyła się wokół tego artysty. Współcześni artyści przede wszystkim wspominają jego talent i do dziś trudno określić, co było jego źródłem – niektórzy sądzą, że niebywała zdolność do rozszerzania palców, są i tacy, którzy jego talent przypisują specyficznej budowie obojczyka i przez to ułożenia skrzypiec. Na pewno jednak na to, by zasłynąć ze swojej gry, genialny Włoch musiał zapracować – ćwiczenia z tego szlachetnego instrumentu rozpoczął już w wieku pięciu lat. Może ta surowa i tytaniczna praca sprawiła, że już w dojrzałym wieku pozwalał sobie na różne ekscentryzmy, dziś być może zaliczylibyśmy go do kategorii gwiazd czy celebrytów. Przed publicznością występował już jako dziecko, a liczne koncerty w Europie przyciągały tłumy. W trakcie koncertów publiczność reagowała bardzo entuzjastycznie, by nie powiedzieć – szalała. Odbywało się to także na ziemiach polskich, choć wtedy pod zaborami – w 1829 r. wystąpił w Teatrze Miejskim w Poznaniu, a następnie w Warszawie, gdzie miał uświetnić koronację Mikołaja I na króla Polski. Zachowało się wspomnienie Marcelego Mottego z tego koncertu w Poznaniu, który przytacza okrzyk znajomego pastora Ahnera: „To jest diabeł, a nie Paganini!”. Kto wie, może duch wielkiego wirtuoza sprawia, że jeden z największych konkursów skrzypcowych odbywa się teraz w stolicy Wielkopolski, ale sam Paganini znał pewnego Polaka, który wiele zrobił dla popularności skrzypcowych występów.

Z Litwy do Szkocji
Na zakończonej niedawno wystawie, w domu tego muzyka w Edynburgu, znajdował się rodzinny sztambuch, a w nim bezcenna pamiątka – autograf Niccolò Paganiniego. Oglądać też można było jego fortepiany, futerały od skrzypiec najwybitniejszych lutników: Stradivariusa i Amatiego. Mowa o Feliksie Janiewiczu, w świecie znanym jako Felix Yaniewicz, którego Paganini nazywał mistrzem, a Mozart jeden z utworów napisał specjalnie dla niego. Jako Feliksas Janevičius funkcjonuje także w litewskiej pamięci. Początki jego życia owiane są jednak tajemnicą. Wiemy jedynie, że urodził się w 1762 r. w Wilnie. Nie wiemy, w jaki sposób zetknął się pierwszy raz ze skrzypcami, przypuszcza się, że mógł uczyć się gry w szkole prowadzonej przez zakon pijarów. Wiadomo jednak, że w wieku 15 lat został nadwornym skrzypkiem Stanisława Augusta, grając w królewskiej kapeli. W Warszawie miał szansę zapoznać się ze współczesnym repertuarem muzycznym, a być może grać swoje pierwsze własne kompozycje, zapewne w obecności ostatniego polskiego króla. Temu musiała spodobać się gra Feliksa, bo ufundował mu pierwsze zagraniczne stypendium, na które udał się do Francji zapewne przed 1784 r., bo wtedy nie figuruje już w spisie królewskiej kapeli. Z Francji przeniósł się do Wiednia, gdzie poznał Josepha Haydna i Wolfganga Amadeusa Mozarta. Ten drugi dedykował mu utwory, a nawet, według niektórych muzykologów, pisał je na wyraźną prośbę skrzypka. Dalsze muzyczne podróże zaprowadziły go na południe, do Włoch, Neapolu, a następnie do Paryża, gdzie rozgrywały się wielkie historyczne wydarzenia – wybuchła Wielka Rewolucja Francuska. To ona zmusiła go do przeniesienia się na Wyspy Brytyjskie, z którymi związał całe swoje życie. Został tam dobrze przyjęty, zarówno przez krytyków, jak i innych muzyków – grał z samym Haydnem. Koncertował zresztą nie tylko w stolicy Królestwa, po ślubie z Elizą Brezze osiadł w Liverpoolu, gdzie w 1801 r. założył sklep „Music, Musical Instruments Warehouse” – nabyć można tam było wydrukowane nuty czy instrumenty muzyczne. Był nadal aktywny w organizacji koncertów, kierował także orkiestrą. Dlatego też znalazł się w gronie trzydziestu osób, które założyły Philharmonic Society of London. Może wydawać się to nieprawdopodobne, ale do tego czasu stolica Wielkiej Brytanii nie miała stałej orkiestry czy instytucji organizującej stale publiczne koncerty. Yaniewicz był w tym towarzystwie muzycznym dyrygentem, a w swojej historii instytucja zamawiała utwory u wielkich kompozytorów: Beethovena, Mendelssohna czy Dvořáka. Od 1815 r. związał się ze szkockim Edynburgiem – miastem portowym o bogatej wymianie handlowej, dzięki działalności Yaniewicza, także kulturalnej. W 1815, 1819 i 1824 r. współorganizował publiczne wydarzenia muzyczne – festiwale edynburskie, które wnosiły wiele nowatorskich rozwiązań. Mimo że ówczesnymi sławami byli raczej śpiewacy, promował on muzykę instrumentalną. Tu z kolei nie skupiał się na wirtuozach i muzykach, a na osobie kompozytora. Dzięki Polakowi więc, w Wielkiej Brytanii powstał ruch melomanów. Muzyką zajmował się on przez ponad pół wieku, a pozostawił po sobie chociażby pierwsze skomponowane przez Polaka koncerty skrzypcowe. I znów o jego geniuszu musimy dowiadywać się z relacji, wytrawni muzykolodzy rozczytują go także z maestrii zachowanych kompozycji. Przedsiębiorczy i aktywny polski skrzypek mógł w pewien sposób być inspiracją dla kolejnych pokoleń muzyków z dawnej Rzeczypospolitej, którzy będą prezentować swój talent w Europie.

Kolejne pokolenie
I tu możemy już powoli wrócić do wspomnianego Wieniawskiego, by pokazać, jak przechodzi muzyczna sztafeta pokoleń. Yaniewicz tworzył na pograniczu klasycyzmu i romantyzmu, ale największy polski muzyk doby romantyzmu przybył na Wyspy trzy miesiące po jego śmierci, w 1848 r., nie spotkali się więc. Henryk Wieniawski koncertuje w Wielkiej Brytanii w pierwszych dniach listopada 1858 r. Wykonuje wtedy koncert Mendelssohna i Karnawał wenecki Paganiniego. Zostaje przez angielską krytykę i publiczność przyjęty entuzjastycznie, a swoich występów nie ogranicza tylko do Londynu – już w styczniu Wieniawski, Paul Jullien i śpiewaczka Anna Bishop rozpoczynają tournée po brytyjskiej prowincji: występują przed publicznością Manchesteru, Leeds, Liverpoolu, Glasgow, Belfastu i Birmingham. W Anglii polski kompozytor poznaje także swoją przyszłą żonę Izabelę Hampton, siostrzenicę irlandzkiego kompozytora George’a Alexandra Osborne’a. Dla niej zadedykuje Légende na skrzypce i fortepian/skrzypce z orkiestrą, która swoją premierę będzie miała także w Londynie. Być może praca Yaniewicza sprawiła, że Wieniawski miał jeszcze więcej możliwości, by zaprezentować się w Zjednoczonym Królestwie. Z pewnością obaj mieli dryg do popularyzacji muzyki, dzięki czemu my dziś także w Poznaniu mamy konkurs imienia Wieniawskiego, który co pięć lat rozpala wyobraźnię melomanów.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki