Tę prośbę, która ma być prawdą życia, Chrystus Pan ujął w liczbie mnogiej, jak gdyby ją uwielokrotnił. Wołam więc w niebo do Ojca, aby odpuścił nie tylko mnie – moje winy, ale nam – nasze winy. Myślę nie tylko o swoich winach i grzechach, które są kroplą w wielkim morzu grzechów, ale o winach całej ludzkości. Pan Bóg, który nas dobrze zna i uwzględnia nasze możliwości, uważa, że gdybym mówił: „Odpuść mi moje winy, jako ja odpuszczam moim winowajcom” – byłbym lichym sklepikarzem, sprzedawcą pieprzu, goździków i cynamonu na gramy. Bóg ma do czynienia z hurtowymi obrotami grzechów całego świata, a ja będę się wysuwał ze swoim małym sklepikiem? Już lepiej stanąć w obliczu Boga Trzykroć Świętego i za przykładem Chrystusa mówić w liczbie mnogiej: „Odpuść nam nasze winy!”. Łatwiej możemy sprowokować Pana Boga, aby zainteresował się naszą prośbą: „odpuść nam” – gdy jest gromada ludzi i Bóg ma do czynienia z nie lada sprawą. A i nam, gdy wejdziemy w tę gromadę tak, że nas prawie nie znać, raźniej jest mówić: „Odpuść nam nasze winy, nasze”. Bo moje winy wpadły w morze grzechów wszystkich ludzi i nie znać ich wcale”.
---
Fragment pochodzi z książki Ojcze nasz. Niech Modlitwa Pańska stanie się naszym chlebem powszednim, Wydawnictwo Świętego Wojciecha 2020