Podobno już w pierwszych miesiącach swego pontyfikatu papież Franciszek doprowadził do wściekłego wybuchu amerykańskiego miliardera Kennetha Langone’a, który zagroził, że wstrzyma milionowe dary dla Kościoła. Tak przynajmniej w styczniu 2014 r. twierdził wydawany w Chicago po polsku „Dziennik Związkowy”. Langone, którego najbardziej znane przedsięwzięcie biznesowe to sieć hipermarketów budowlanych The Home Depot, jest katolikiem. Benedykt XVI przyznał mu Order Świętego Grzegorza Wielkiego.
Zabrzmiało jak pogróżka
Amerykańskiego biznesmena zirytowały ponoć krytyczne uwagi Franciszka o dzikim kapitalizmie. Miał się skarżyć, że mogą one „zaboleć bogatych tak bardzo, że przestaną odczuwać współczucie dla ubogich”. Jak pisał „Dziennik Związkowy”, swoje wątpliwości, czy finansować renowację katedry św. Patryka na Manhattanie w Nowym Jorku, kierował wprost do kard. Timothy’ego Dolana. „Zabrzmiało to jak pogróżka i równocześnie warunek, by kardynał spróbował okiełznać «niedorzeczne» wypowiedzi papieża” – relacjonowała polonijna chicagowska gazeta w artykule zatytułowanym Bogaci katolicy nie lubią papieża Franciszka.
Ken Langone w roku 2018 wydał książkę I Love Capitalism! An American Story (Kocham kapitalizm! Amerykańska opowieść). Nic nie wiadomo o tym, aby przestał być katolikiem. Natomiast aktualny następca św. Piotra ni zaprzestał krytykowania kapitalizmu. Co więcej, przypomniał, że św. Jan Paweł II w 1991 r., „w obliczu upadku systemów opresyjnych i stopniowej integracji rynków, którą obecnie nazywamy globalizacją, przestrzegał przed ryzykiem szerzenia się wszędzie ideologii kapitalistycznej”.
Zły duch uwodzi
Bez trudu można również znaleźć wypowiedzi Franciszka dotyczące bogactwa. Mnóstwo wśród nich ostrzeżeń, np. takich, jak w orędziu na Wielki Post z roku 2016, że człowiek „im większym bogactwem i władzą dysponuje, tym większe może się stać jego kłamliwe zaślepienie”. W opublikowanej w czasie pandemii książce Powróćmy do marzeń papież pytał, czy wstrzymamy „maszynerię służącą bogaceniu się”, wskazywał, że zły duch uwodzi nas bogactwem i prestiżem. Przyznał również, że krytykuje „ewidentnie fikcyjną koncepcję”, według której bogactwo musi wędrować bez żadnych przeszkód, aby zapewnić wszystkim dobrobyt.
„Och, jakże bardzo chciałbym Kościoła ubogiego i dla ubogich!” – wyznał Franciszek trzy dni po swoim wyborze na stolicę Piotrową podczas spotkania z dziennikarzami. Te słowa przyjęto z entuzjazmem i potraktowano jako programowe dla całego pontyfikatu. Nikt nie zadał pytania dotyczącego bogatych. A przecież także tacy są katolikami. Czy już nie ma dla nich miejsca w Kościele? A może nigdy nie było?
W kontekście wielbłąda
Można zauważyć, że dla wielu katolików bogactwo jest czymś podejrzanym i niebezpiecznym. Dość powszechne jest spoglądanie na tych, którzy mają sporo majątku, wyłącznie w kontekście wielbłąda, który łatwiej przejdzie przez ucho igielne niż bogaty wejdzie do królestwa niebieskiego. W potocznej interpretacji jest to faktyczne wykluczenie bogatych z grona zbawionych. Mało kto zwraca uwagę, że Jezus wcale nie przekreślił bogatego młodzieńca, który usłyszawszy, że ma się pozbyć całego dobytku, odszedł zasmucony, bo miał wiele posiadłości. Powiedział swoim uczniom, że takim jak on jest trudniej, jednak „u Boga wszystko jest możliwe”.
Bogaci są zastanawiająco często bohaterami Jezusowych przypowieści. Zdarza się, że (jak w przypowieści o Łazarzu i bogaczu) należą do postaci negatywnych. Ale niejednokrotnie okazują się bohaterami pozytywnymi lub przynajmniej obojętnymi pod względem oceny ich postawy wobec majątku. W przypowieści o talentach negatywną postacią jest ten, który nie pomnożył bogactwa. Ojciec z przypowieści o synu marnotrawnym niewątpliwie jest bogaty i z pewnością jest postacią bardzo pozytywną. Również miłosierny Samarytanin wygląda na osobę majętną. Dobrze wypada niewątpliwie bogaty właściciel dóbr z przypowieści o nieuczciwym zarządcy.
Papież kocha bogatych
Nie tylko wspomniany amerykański miliarder Kenneth Langone należy do Kościoła katolickiego. Jak można przeczytać w opublikowanym w marcu 2018 r. w „Dzienniku Gazecie Prawnej” artykule Sebastiana Stodolaka, wśród najbogatszych ludzi świata nie brakuje osób przyznających się do katolicyzmu. Są wśród nich Amerykanin Bill Gates, Francuz Bernard Arnault, Hiszpan Amancio Ortega oraz Meksykanin Carlos Slim Helu. Są też przedstawiciele innych wyznań chrześcijańskich. Np. Jeff Bezos jest protestantem. Panuje przekonanie, że jego wiara wpływa na to, w jaki sposób zarządza swoimi firmami.
W swojej pierwszej adhortacji apostolskiej Evangelii gaudium, opublikowanej w listopadzie 2013 r., Franciszek złożył znaczącą deklarację. Napisał: „Papież kocha wszystkich, bogatych i ubogich, ale w imię Chrystusa ma obowiązek przypominać, że bogaci powinni pomagać ubogim, szanować ich i promować”. Wezwał bogatych do bezinteresownej solidarności oraz do powrotu ekonomii i finansów do etyki sprzyjającej człowiekowi. Te słowa są ważne. Nie tylko sygnalizują, że bogaci nie są wykluczeni z Kościoła, ale wskazują na bardzo ważną kwestię – konieczność duszpasterstwa, które jest do nich adresowane. To logiczne. Skoro bogatym trudno wejść do królestwa Bożego, tym bardziej potrzebują duszpasterskiej troski.
Inna nazwa ubóstwa
12 września br. papież pokazał w praktyce (nie pierwszy raz), co powinno być istotą duszpasterskiej posługi obejmującej ludzi majętnych. Podczas spotkania z członkami Powszechnej Konfederacji Przemysłu Włoskiego, głównego stowarzyszenia przedsiębiorców w tym kraju, powiedział wprost, że można być kupcem, przedsiębiorcą i równocześnie naśladowcą Chrystusa, mieszkańcem Jego Królestwa.
Odpowiadając na pytanie, w jaki sposób bogaty biznesmen może wejść do nieba, wskazał trzy warunki, które powinien on spełnić w zarządzaniu swymi dobrami materialnymi. Pierwszym jest dzielenie się, drugi to stwarzanie ludziom możliwości godnej pracy i zachowywanie kontaktu z pracą jako taką, trzecim utrzymywanie sprawiedliwej równości w swoim biznesie – unikanie nadmiernych różnic w zarobkach. Warto zwrócić uwagę, że Franciszek jednoznacznie stwierdził: „Dzielenie się to inna nazwa ewangelicznego ubóstwa”. Nie pozostawił więc wątpliwości, czy w Kościele ubogim dla ubogich jest miejsce dla mających nawet bardzo duży dobytek. Ważne, co z nim robią.
Przybyło milionerów
Nie można powiedzieć, że Kościół w swych duszpasterskich działaniach zapomina o tych, których zalicza się do bogatych. Mamy w Polsce np. Duszpasterstwo Przedsiębiorców i Pracodawców TALENT. Wydaje się jednak, że temat, jak być w Kościele, żyjąc w dobrobycie, powinien być obecny również w codziennym parafialnym duszpasterstwie w naszym kraju. W ostatnich latach spora grupa Polaków poprawiła swój status majątkowy. Choć trudno ich zaliczyć do bogaczy, to jednak (nawet mimo inflacji) osiągnęli pewne poczucie bezpieczeństwa w sferze dóbr materialnych.
Polska Agencja Prasowa podała, że w pierwszej połowie 2020 r. odnotowano wzrost o 8,4 proc. majątku zgromadzonego przez gospodarstwa domowe. O niemal jedną trzecią powiększył się majątek Polaków przechowywany w gotówce. Przybyło także osób, których wartość netto majątku przekracza milion dolarów. W 2020 r. w Polsce mieszkało ich 134 tys., dzięki czemu w rankingu analizowanych państw Europy z największą liczbą milionerów Polska wyprzedziła Portugalię, Grecję oraz Finlandię.
Nie musi wykluczać
Dość często można spotkać się z poglądem, że wzrost dobrobytu musi oddalać ludzi od Kościoła, od wiary, a nawet od religijności. Tymczasem już w 2003 r. miesięcznik „W drodze” opublikował tekst Tony’ego Fahey’a, irlandzkiego socjologa, który tę popularną tezę podał w wątpliwość, przytaczając szereg zaprzeczających jej przykładów. Lista najbogatszych ludzi na świecie pokazuje, że nawet wielki majątek nie musi wykluczać z Kościoła, niszczyć wiary i uderzać w religijność. Pytanie stające przed polskimi katolikami brzmi dzisiaj coraz częściej następująco: Jak, żyjąc w dużym lub choćby tylko względnym dobrobycie, nie przestać być ubogim w Kościele dla ubogich.