Nieskuteczność wielu poczynań społecznych tym aktualniejszą czyni modlitwę: „Chleba naszego… daj nam!”. Bo właśnie takie ujęcie modlitwy pogłębia wychowanie usposobienia społecznego, otaczając religijną wzniosłością wolę dzielenia się dobrami posiadanymi. Nadam tej modlitwie jak najżywsze rumieńce życia. Uczynię wszystko, aby przeniknęła ona moje życie osobiste, rodzinne i społeczne.
Zawsze jednak pozostanie prawdą, że najlepsze wychowanie społeczne nie we wszystkich ludziach budzi upragnione owoce. Nigdy nie zabraknie samolubów, do których trudno przeniknąć inaczej, jak z pomocą siły prawa. Dlatego współczesnych bolączek społecznych, rażącej nierówności i wzrastającej nędzy, nie zdołamy pokonać wyłącznie na tej drodze. Zdrowy ustrój społeczno-gospodarczy wymaga pomocy prawa, które wspierać będzie wolę ludzką i przypominać obowiązki społeczne ciążące na własności.
Gdy więc stoję w progach własnego ogniska rodzinnego, przy zastawionym stole, ubezpieczony w spożywaniu darów Bożych, muszę pamiętać o tych, którzy nie cieszą się jeszcze dobrodziejstwami ładu społecznego; o tych, którzy żyją w atmosferze bezdomności, bezwłasności, niepewności mienia, dachu nad głową i ludzkich warunków bytowania; o tych, którzy są bez własnego stołu rodzinnego, bez nakrycia, bez łyżki, bez miski, bez własnego miejsca przy stole i w izbie, bez własnego łóżka – w ciągłym niepokoju o byt i spokój progów domowych.
Książkę można kupić tutaj