Media w ubiegłym tygodniu szeroko informowały o odprawionej w Gdańsku „Mszy św. w intencji połączenia Orlenu i Lotosu”. Według informacji uzyskanych w parafii pw. św. Brygidy w Gdańsku, pełna intencja brzmiała: „dziękczynna za odzyskanie Niepodległości naszej Ojczyzny, w intencji poprawy bezpieczeństwa w wymiarze gospodarczym dla Polski oraz z dziękczynieniem za ocalenie Lotosu przed sprzedażą rodzimej firmy brytyjsko-rosyjskiemu konsorcjum Roth Energy – Łukoil”.
Msza miała być zwieńczeniem długich negocjacji i zawartej fuzji obu podmiotów gospodarczych. Podczas tej Mszy symbolicznie połączone i umieszczone w ołtarzu zostały dwa krzyże, pobłogosławione przed laty przez Jana Pawła II. Wydarzenie to skomentował bp Damian Muskus z Krakowa: – Całe pokolenia uczniów Jezusa otaczały czcią krzyż i reagowały stanowczo na wszelkie akty profanacji tego świętego znaku. Do takiej aktywności zachęcał św. Jan Paweł II podczas pielgrzymki do Ojczyzny, gdy u stóp Giewontu apelował: „Brońcie krzyża, nie pozwólcie, aby Imię Boże było obrażane w waszych sercach, w życiu społecznym czy rodzinnym”. Do tych wielkich i niezwykle ważnych słów należałoby dodać: brońcie krzyża, gdy podejmuje się próby usunięcia go z przestrzeni publicznej, ale także wówczas, gdy ktoś zamierza go znieważyć lub instrumentalnie wykorzystać choćby w polityce czy w ekonomii. Krzyż jest najświętszym znakiem zbawienia, a nie symbolem udanej fuzji dwóch podmiotów gospodarczych. Krzyż jest najświętszym znakiem zbawienia – zrozumcie to wszyscy!
Oprócz pytania o to, czy można krzyż wykorzystywać jak amulet w komputerowej grze i symbolicznie łączyć go na znak „połączonych mocy” dwóch spółek, warto jest również zapytać o intencję sprawowanej przy okazji fuzji Eucharystii.
Czym jest Eucharystia
Tajemnica Eucharystii nie jest łatwa do zrozumienia – bo wykracza poza nasze ludzkie doświadczenie i poza prawa fizyki. Wierzymy, że każdą Eucharystię sprawuje nie pojedynczy ksiądz, ale cały Kościół. Wierzymy, że w czasie sprawowanej przez Kościół Eucharystii ofiara Jezusa na krzyżu zostaje uobecniona. To teologiczne pojęcie oznacza, że Msza św. nie jest ani prostym wspomnieniem o tym, co wydarzyło się dwa tysiące lat temu w Jerozolimie, ani też powtórzeniem tamtych wydarzeń. Każda Eucharystia jest tym samym wydarzeniem. Jest tą samą ofiarą Jezusa, złożoną na krzyżu – ofiarą, którą On składa nieustannie, i w którą nas włącza, w której możemy uczestniczyć. W Katechizmie Kościoła katolickiego czytamy: „Gdy Kościół celebruje Eucharystię, wspomina Paschę Chrystusa, a ona zostaje uobecniona. Ofiara, którą Chrystus złożył raz na zawsze na krzyżu, pozostaje zawsze aktualna: ilekroć na ołtarzu sprawowana jest ofiara krzyżowa, na której na Paschę naszą ofiarowany został Chrystus, dokonuje się dzieło naszego odkupienia”.
Co to dla nas oznacza? Mówiąc bardzo prosto: w każdej Mszy św. Jezus umiera na krzyżu, żeby dać nam zbawienie. Tak wierzy Kościół.
Co nam daje Eucharystia
Co jednak oznacza: „żeby dać nam zbawienie”? Jakie konkretnie owoce przynosi nam Msza Święta? Znów sięgnąć trzeba do Katechizmu. „Chrystus, przechodząc z tego świata do Ojca, dał nam w Eucharystii zadatek swojej chwały; udział w Najświętszej Ofierze utożsamia nas z Jego Sercem, podtrzymuje nasze siły w czasie ziemskiej pielgrzymki, budzi pragnienie życia wiecznego i już teraz jednoczy nas z Kościołem niebieskim, ze świętą Dziewicą Maryją i wszystkimi świętymi”. We Mszy Świętej nie tylko zatem dostajemy wsparcie i pomoc tu na ziemi – wsparcie w kroczeniu do wieczności, niekoniecznie w doczesnym powodzeniu – ale przede wszystkim włączani jesteśmy we wspólnotę Kościoła niebieskiego. Można powiedzieć, znów nieco upraszczając, że Msza św. jest ucztą w niebie, w której my na ziemi już uczestniczymy, choć ograniczeni jeszcze ziemskimi warunkami: jakbyśmy nie mogli wejść do głównej sali, ale jedli, słyszeli muzykę i rozmawiali z tymi wewnątrz przez szeroko otwarte tarasowe okna.
Owoce Eucharystii
Jeśli jednak Msza Święta sprawowana jest – jak wspomnieliśmy wcześniej – przez cały Kościół, nie tylko przez księdza i zebranych wokół ołtarza – to kto w zasadzie uczestniczy w tej „uczcie przez okno”? Kto konkretnie dostaje owoce ofiary umierającego za nas Jezusa? Wszyscy – cały Kościół jednakowo? Jaki wtedy byłby sens uczestniczenia w Eucharystii i jaki sens ofiarowania jej za konkretnych ludzi? Z drugiej strony, jeśli Eucharystię sprawuje cały Kościół, a Jezus umarł za wszystkich, czy mamy prawo powiedzieć, że tu i teraz tej szczególnej łaski dostępują tylko ci, którzy są obecni na liturgii albo wyłącznie osoba, za którą jest ona sprawowana? Czy nie byłoby to ograniczanie miłości i hojności Boga?
Żeby na te pytania odpowiedzieć, najpierw odróżnić trzeba skutki od owoców. Skutki zbawczej ofiary Jezusa są zawsze takie same: Jego śmierć i zmartwychwstanie zawsze przynoszą pełnię łask dla naszego zbawienia. Owoce jednak – czyli to, ile z tych łask przyjmiemy – mogą być różne. Zależą one często od naszej kondycji duchowej, od wiary, pobożności, ale też od tego, jak włączymy się w liturgię.
Owoce wspólne
Ze względu na to, jak uczestniczymy w liturgii, mówimy o trzech rodzajach owoców Mszy Świętej.
Pierwsza kategoria to owoce wspólne (generalis, comunis, universalis). Jeśli w Eucharystii modlimy się za cały Kościół, za żywych i umarłych, to owoce spływają na wszystkich: niezależnie od tego, czy ktoś ze sprawujących wzbudzi świadomie taką intencję. Więcej – nawet sprawujący Mszę św. ksiądz nie może tej intencji wyłączyć. Każda sprawowana na świecie w każdej chwili Eucharystia przynosi owoce zbawienia każdemu z członków Kościoła. Można powiedzieć, i nie będzie to żadną przesadą, że w każdej chwili gdzieś na świecie ktoś się za nas skutecznie modli w Mszy Świętej.
Owoce osobiste
Druga kategoria owoców to owoce osobiste (specialissimus). Otrzymuje je ksiądz, który sprawuje Eucharystię, ale też poprzez niego wszyscy ci, którzy w niej bezpośrednio uczestniczą. To łaski pomagające nam w drodze do świętości, ale również przebłagalne czy zadośćuczynne. Nie mogą one być nikomu przekazane. Oznacza to, że nawet, jeśli idziemy na Eucharystię sprawowaną w intencji kogoś bliskiego albo jesteśmy na Mszy św. w intencji osób zupełnie nam nieznanych, jak to bywa najczęściej – nie oddajemy wszystkich owoców im, ale sami również otrzymujemy własne. Oczywiście skuteczność tych owoców zależeć będzie od tego, na ile gotowi jesteśmy je przyjąć.
Owoce szczególne
Trzecia wreszcie kategoria owoców to ta, o której mówimy, jako o „intencji Mszy Świętej”. To owoce szczególne albo specjalne (ministerialis, medius). Są to łaski pozostawione do dyspozycji księdza celebrującego Mszę. Ksiądz może tu zdecydować, w czyją stronę te łaski skierować – mówi się tutaj o „aplikacji” owoców Eucharystii. Ta aplikacja powinna być wyraźna i jednoznaczna. Co ciekawe, teologowie przypuszczają (wszak trudno tu mieć pewność), że te owoce nie są nieskończone. Oznacza to, że tak, jak przy ogromnej liczbie uczestników Eucharystii owoce osobiste dla każdego z nich będą takie same, tak przy owocach szczególnych (tak zwanych „intencjach” Mszy) udział w łaskach jest zmniejszony przy większej liczbie osób i celów. Z tego też powodu między innymi zabrania się księżom sprawowania jednej Mszy św. w kilku intencjach.
Skuteczność tych owoców szczególnych według Karla Rahnera zależy od pobożności zamawiającego intencje. Częściej uważa się jednak, że osoba, za którą sprawowana jest Msza św., otrzymuje te owoce niechybnie – jeśli tylko nie stawia przeszkód w ich osiągnięciu.
Dla kogo owoce?
Owoce wspólne i osobiste są bezsporne. Pozostańmy zatem przy trzeciej kategorii owoców, owocach szczególnych, które są aplikowane w czyjejś intencji. Kto może z nich korzystać, a kto nie? Za kogo i za co można Mszę św. sprawować, a kiedy intencja uznawana jest za niegodziwą?
Owoce szczególne Mszy św. można aplikować w każdej godziwej intencji. Można ofiarować je w intencji ludzi żywych albo zmarłych, w potrzebach własnych, Kościoła lub świata. Nie można w intencji świętych czy błogosławionych – wierzymy przecież, że już są zbawieni i Msza św. niczego już w ich sytuacji nie zmieni. Możliwa natomiast jest modlitwa w intencji pomnożenia ich kultu albo w intencji beatyfikacji.
Godziwa, czyli jaka?
Niezwykle ważne jest tu pojęcie godziwości intencji. Oznacza ona, że intencja nie może być ze swojej natury zła, skierowana przeciwko komuś albo składana w pragnieniu grzechu. To, za kogo i w jakiej intencji faktycznie odprawiana jest Msza św., zależy od księdza, który ją sprawuje. Oczywiście nie chodzi o to, żeby ksiądz odmawiał odprawienia w sytuacji, kiedy ktoś przychodzi z intencją niewłaściwą – ale o to, żeby właściwie ową intencję ukierunkował. Niestety prawo kanoniczne nie przewiduje sytuacji wykorzystywania intencji Mszy św. do partyjnych rozgrywek czy po prostu promowania swoich idei („w intencji osób decydujących o systemie szczepień o wierność prawu i miłości”, „z prośbą o pomoc i opiekę w proteście przeciwko likwidacji miejsc parkingowych” „w intencji dziennikarzy [konkretnej stacji] o rzetelność w głoszeniu praw papieża Franciszka i (…) państwa prawa”). Choć oczywistym się wydaje, że traktowanie Eucharystii jako narzędzia w świeckich sporach jest niegodziwe, prawo kanoniczne nie daje w tej chwili żadnych narzędzi poza roztropnością księdza – kiedy niegodziwy, albo przynajmniej moralnie wątpliwy lub dziwny, nie jest sam przedmiot czy treść modlitwy, ale intencja o tę modlitwę proszącego.
W pewnej intencji
W Kościele o niegodziwości intencji dawniej toczyły się duże spory. Chodziło przede wszystkim o to, czy można aplikować Mszę za heretyków, za nieochrzczonych czy za ekskomunikowanych. Dziś Kościół uznaje, że jak najbardziej można to robić, prosząc o ich nawrócenie (imienia heretyków nie wymienia się wówczas w kanonie Mszy św.). Należy to jednak robić bez rozgłosu, żeby Msza Święta nie wywoływała skandalu ani nie budziła niczyjego zgorszenia czy zdziwienia wśród wiernych.
Unikanie rozgłosu, zgorszenia czy zdziwienia, które odwracają uwagę od istoty Eucharystii, ważne jest nie tylko w przypadku heretyków. Teoretycznie na wsiach rolnicy prosić mogą, jak opowiadają w anegdotach starsi księża, o modlitwę nawet o zdrowie krowy – zwłaszcza jeśli owa krowa jest ich głównym źródłem utrzymania, a jej śmierć oznaczać będzie rodzinny dramat. Rozsądny ksiądz, nawet jeśli na taką modlitwę się zgodzi i nie zasugeruje zmiany na przykład na „ocalenie rodziny z kłopotów”, nie będzie na Eucharystii opowiadał o krowie, ale powie o „pewnej intencji”. Z „pewną intencją” mamy do czynienia również wtedy, gdy sam ksiądz wprost intencji nie zna, a zna ją tylko osoba o modlitwę prosząca. Nazywa się to wówczas ad intentionem dantis – „zgodnie z intencją dającego”.
Za co umarł Jezus
Jak w tym kontekście rozumieć Mszę św. dziękczynną za ocalenie przed sprzedażą spółki? Trudno uznać ją za niegodziwą: nie ma na celu ani niczyjej krzywdy, ani moralnego zła. Można ją było nawet sformułować tak, żeby nie budziła wątpliwości: za pracowników, akcjonariuszy i wszystkich, którzy z ich pracy będą korzystać. O owoce nieba dla nich. Tak się jednak nie stało.
Dlatego otwarte pozostaje pytanie po pierwsze o unikanie zdziwienia, zgorszenia czy rozgłosu, czyli ogólnie mówiąc poruszenia, odwracającego uwagę od istoty Eucharystii – na rzecz skupienia na ziemskim, wcale nie sakralnym wymiarze wydarzenia. Dotyczy to zarówno uczestników Mszy św., skupionych na gospodarczym sukcesie, jak i wszystkich tych, którzy o tej uroczystości usłyszą. W tym przypadku łatwo – zbyt łatwo było odnieść wrażenie, że Eucharystia została tu wykorzystana nie jako dzieło przynoszące owoce zbawienia, ale jako narzędzie potwierdzające gospodarczy triumf spółek.
Drugie pytanie jest szersze i staje się wręcz rachunkiem sumienia. Jezus umarł, żeby dać człowiekowi życie wieczne. Umarł, żeby ocalić człowieka od śmierci, nieszczęścia, niespełnionych tęsknot. Nam, zajętym patrzeniem na życie z perspektywy ziemskich sukcesów, coraz łatwiej jest przestać dostrzegać wielkość tego dzieła, sięgającą daleko poza doczesność. Czy Jezus rzeczywiście umarł i zmartwychwstał za ocalenie Lotosu przed sprzedażą?