Nie raz zdarzyło mi się krytykować niektórych hierarchów polskiego Kościoła za lekceważenie poważnych problemów czy za zbyt silne związki z polityką. Dlatego, gdy zdarzył się przypadek, który w mej ocenie zasługuje bez cienia wątpliwości na pochwałę, warto się nad nim na chwilę zatrzymać.
Publikacje na temat zachowań jednego z księży z białostockiej kurii z pewnością dla wielu katolików mogły być szokiem. Sprawujący ważne funkcje kapłan, w dodatku mający doświadczenie z pracy w mediach, nie tylko zachowywał się nieprzyzwoicie, ale w dodatku fragmenty jego obscenicznych wiadomości wysłanych do kobiet znalazły się w mediach, siejąc publiczne zgorszenie. Tu jednak do akcji wkroczył przełożony nieszczęsnego kapłana, były biskup polowy, a od roku metropolita białostocki abp Józef Guzdek.
W postępowaniu biskupa nie było myślenia, że to atak na Kościół, że księży trzeba za wszelką cenę bronić, że to jakieś działanie wrogich sił. Nie, zachował się stanowczo i surowo. Zakazał wspomnianemu księdzu sprawować wszelkich duszpasterskich posług, jak również noszenia stroju duchownego, nakazał mu terapię i pokutę, oraz – co szczególnie ważne – przeprosił za zgorszenie.
Arcybiskup Guzdek nie chciał jednak sprawy jak najszybciej zamknąć, by o niej zapomnieć. Przeciwnie, napisał do wiernych swej diecezji list pasterski, który miał być odczytany w niedzielę 24 lipca, w którym tłumaczył, co się wydarzyło. „W sobotę 16 lipca br. dotarła do nas bolesna wiadomość o zachowaniu jednego z księży naszej archidiecezji, który swym postępowaniem zawiódł zaufanie, jakim został obdarzony. Naruszył on godność człowieka i kapłana” – przypominał rozwój wypadków białostocki metropolita. Po czym zwracał się bezpośrednio do wiernych: „Drodzy Diecezjanie, jako Wasz pasterz, odczuwam ból, rozczarowanie i zarazem rozumiejąc zaistniałe zgorszenie, pragnę Was przeprosić i zapewnić, że nie ma zgody na takie postępowanie. Dlatego zdecydowałem o dogłębnym wyjaśnieniu wszystkich zarzutów w ramach procedury określonej przez prawo kościelne i po jej zakończeniu poproszę Stolicę Apostolską o podjęcie właściwej decyzji”. A w jednym z wywiadów z kolei arcybiskup stwierdził, że nie widzi możliwości, by niesfornego księdza przenieść do pracy gdzieś w parafii.
Zachowanie arcybiskupa Guzdka zasługuje moim zdaniem na uznanie też dlatego, że wymaga odwagi. Biskup nie wahał się, by podjąć trudne decyzje, myślał o wierności kapłańskiemu powołaniu, ale też i o wiernych, dla których podwójne życie, które prowadzi duchowny, może stać się przyczyną zwątpienia w misję księży w stylu: „narzucają wierzącym surowe reguły moralne, ale sami ich nie przestrzegają”. Myślał też zapewne o poczuciu bezpieczeństwa wiernych w Kościele, by byli pewni, że nieobyczajne zachowanie jakiegokolwiek duchownego nie będzie tuszowane, ale z całą surowością wyjaśnione. I wreszcie zachowanie abp. Guzdka może stać się kolejnym dobrym przykładem zarządzania kryzysowymi sytuacjami w całym polskim Kościele.
Być może też takie postępowanie jest mobilizujące dla duchownych, którzy stają przed różnego rodzaju pokusami. Jeśli wiedzą, że biskup za złamanie zasad nie będzie stosował taryfy ulgowej, że ukarze sprzeniewierzenie się powołaniu z całą surowością, być może wzmocni ich to w dobrych postępowaniach i odwiedzie od upadku.