Brak słów, żeby opisać skandal opieszałości w postępowaniu wobec ks. Dymera. Poczucie goryczy wzmaga fakt, że ksiądz nikogo już nie przeprosi, bo zmarł przed finałem sprawy wlokącej się 25 lat. A raczej nie „się”, bo to nie zrobiło się samo, lecz wskutek działania konkretnych osób. Ale to już temat dla watykańskich, raczej, instancji.
Tak, gorycz. Przede wszystkim u samych ofiar. Ale i gorycz, którą w związku z całą sprawą czują miliony polskich katolików. Myślę, że wszyscy – nie tylko skrzywdzeni w Kościele – czujemy się sprawą zawstydzeni, zawiedzeni, upokorzeni.
Reportaż TVN24 na temat szczecińskiego kapłana zdeterminował biskupów – przynajmniej niektórych – do mocniejszego niż dotąd nazwania rzeczy po imieniu. Okazją stał się Dzień modlitwy i pokuty za grzech wykorzystywania seksualnego nieletnich. Moja nadzieja odżyła, bo wśród licznych wypowiedzi biskupich usłyszałem kilka głosów prorockich: wzywających do naprawienia krzywd i sprawiedliwego osądzenia przestępców, przestrzegających przed „jednodniową pokutą” i tłumaczących (jak widać, wciąż trzeba), że stawanie po stronie ofiar jest wymogiem Ewangelii i zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Ważne, by takie głosy wypowiadane były nie tylko w homiliach, ale także na zebraniach Episkopatu, tak by ostatecznie stały się głosem całego gremium i każdego biskupa. Sprawy rozliczeń z przeszłością muszą nabrać tempa. Jak na razie, na – powodowaną różnymi czynnikami – przewlekłość postępowań toczonych w Polsce nakłada się długi czas postępowania w Watykanie. W efekcie powstaje przekonanie – chyba niezbyt odległe od prawdy – że cały system jest niewydolny.
Sprawa ks. Dymera pokazuje, że pomimo wytycznych i norm – które same w sobie są konkretne, restrykcyjne i stoją po stronie skrzywdzonych – coś jednak nie działa tak, jak powinno. Okazało się, że najlepsze procedury nie wystarczą, jeśli nie ma woli, by z nich korzystać. Tymczasem, jak powiedział podczas Dnia pokuty jeden z biskupów, zła nie naprawiają kolejne deklaracje, ale czyny. Ale te czyny to, według mnie, nie tylko bezwzględne i bezzwłoczne stosowanie norm wobec sprawców i pomoc ofiarom, ale też przejrzystość informacyjna. Zasłanianie się procedurami w sytuacji, gdy opinia publiczna, zwłaszcza zaś poszkodowani, nie mają podstawowej wiedzy na temat przebiegu i konkluzji dotyczących bulwersujących spraw, wzburza i wiernych, i całe społeczeństwo, pomijając zgubne skutki takich praktyk dla (podupadającego) prestiżu Kościoła.
Półtora roku temu podczas pobytu w Polsce abp Scicluna, odpowiedzialny z woli Franciszka za rozliczanie przypadków pedofilii w Kościele, mówił: „Chciałbym zachęcić polskich biskupów do realizowania bardzo dobrych wytycznych, które sami uchwalili”. Jak wiemy, od tamtej pory kilkakrotnie przeżywało „trzęsienie ziemi” z powodu kolejnych przykładów opieszałości wobec sprawców wykorzystywania seksualnego.
Można odnieść wrażenie, że wciąż gros pracy wykonują media. Ale prorocze głosy garstki biskupów budzą nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone.