Monika Białkowska: O Jezusie świadkowie Jego życia opowiadali, wzmiankując Go w kronikach, powtarzając opowieści, potem je zapisując. A ja mam małego bzika na punkcie świadków milczących. Takich, o których nikt na sto procent nie powie, że Jezus ich dotykał czy używał, ale za to dzięki nim możemy wyobrazić sobie tamten świat. Różne przedmioty codziennego użytku, znajdowane w czasie wykopalisk, sprawiają, że opowieść o Jezusie staje się bardziej realna, wręcz namacalna. To nie jest jedna z bajek w historii, tego można dotknąć. I dlatego chcę koniecznie o łodzi z Ginosar porozmawiać. Zwłaszcza że kiedyś krótko o niej wspominaliśmy, a ona zdecydowanie zasługuje na więcej uwagi!
Ks. Henryk Seweryniak: Rzeczywiście, dobrze jest pobyć w tamtym świecie, pooddychać tym samym powietrzem, zjeść taki sam chleb. Ale to doświadczanie, dotykanie, odnajdywanie fragmentów tamtego świata pozwala nam też lepiej tamten świat rozumieć. Dobrze jest wiedzieć, gdzie jest Nazaret, gdzie Kafarnaum, że ono jest takim skrzyżowaniem dróg, dlaczego ludzie za Jezusem płyną, a nie idą. Łodzie w ogóle towarzyszą tam Jezusowi i apostołom wszędzie, nieustannie pojawiają się gdzieś w tle.
MB: Pamiętam takie stare oleodruki, na których Jezus jak w Ewangelii przemawia do ludzi z łodzi…
HS: Na starych oleodrukach jest nasze wyobrażenie tych łodzi, choć w rzeczywistości one wyglądały inaczej. Na pewno były większe, w końcu nie służyły do rekreacji, ale do tego, żeby złowić i przywieźć na brzeg ryby. Ale można sobie wyobrazić, jak Jezus w takiej dużej, blisko dziesięciometrowej łodzi stoi, może opiera się o maszt, może trzyma się jedną ręką.
MB: Jedną taką łódź mamy. Bez wątpienia pochodzącą z czasów Jezusa. I bez wątpienia z jeziora, po którym pływał.
HS: Łódź znajduje się w kibucu Ginosar, na zachodnim brzegu jeziora Genezaret. Kibuc jest zupełnie przy brzegu jeziora, ono jest tam bardzo płytkie, widać trzciny… W 1986 r. była tam potworna susza, a to sprawiło, że sporo jeziora zniknęło, cofnęło się. Dwóch młodych chłopaków z tego kibucu, bracia Mojżesz i Juval chodzili więc po tym osuszonym nagle terenie i szukali, czy się nie znajdą jakieś drobiazgi. Liczyli pewnie na monety, haczyki, takie rzeczy nietrudno na dnie jeziora napotkać, zwłaszcza w takim miejscu. I rzeczywiście znaleźli monety, jakiś gliniany garnek, kilka gwoździ – ale gwoździe były do czegoś przymocowane. Okazało się, że to nie są same tylko gwoździe! Poinformowano szybko o znalezisku Departament Starożytności Izraela i rozpoczęły się prace wykopaliskowe.
MB: Wydobycie łodzi to jedno, to poszło w miarę szybko, trwało kilkanaście dni. Potem bodaj przez dwanaście kolejnych lat drewno było konserwowane. W zasadzie to jest mały cud, że ono w wodzie dwa tysiące lat przetrwało, ale muł okleił je tak szczelnie, że stworzył ochronną skorupę. Dzięki temu ocalało, choć wydaje się to nieprawdopodobne. Na dodatek ocalało całkiem sporo. Kształtu łodzi nie trzeba się domyślać, to po prostu widać.
HS: Łódź ma ponad osiem metrów długości, prawie dwa i pół metra szerokości i maszt. Nie jest specjalnie głęboka, trochę ponad metr i ma płaskie dno. W ten sposób jest dostosowana do pływania po jeziorze Genezaret, które wprawdzie miejscami jest bardzo głębokie, ale ryby często łowi się przy brzegu, nawet w szuwarach. Badania wykazały, że w zasadniczej części zbudowana jest z drewna cedrowego, ale też z dębu i dziesięciu innych gatunków drewna. To znaczy, że albo była budowana trochę domowym sposobem, z resztek, albo, co bardziej prawdopodobne, była po prostu przez wiele lat naprawiana, łatana czy to przez właściciela, który bardzo o nią dbał, czy przez kilku kolejnych właścicieli. W każdym razie na pewno nie była używana przez bogacza, raczej przez kogoś oszczędnego, kto starał się, żeby jak najdłużej mu służyła. Wewnątrz tej łodzi, to jest ciekawe, znaleziono nawet lampkę. Monety odnalezione w pobliżu też mogą z niej pochodzić. Są z czasów Heroda Filipa, a więc z 29–30 r. po Chrystusie. Datowanie łodzi metodą węgla C14 wykazało, że powstała między rokiem 60. przed Chrystusem a 70. po Chrystusie, pochodzi ona więc niewątpliwie z czasów, kiedy rodziło się chrześcijaństwo.
MB: Do Jezusa nie należała.
HS: Nie należała też raczej do Zebedeusza czy do Piotra. Nazywa się ją czasem łodzią Jezusa, ale to jest tylko skrót myślowy, który może dobrze działać na wyobraźnię. Dzięki niej możemy jednak sobie wyobrazić, jak to życie Jezusa na łodzi wyglądało. Ciekawe, że w kibucu, żydowskim przecież, nie unikają wcale skojarzeń łodzi z Jezusem. Jest tam piękna tablica z różnymi scenami z Ewangelii, wziętymi ze średniowiecznych kodeksów, a przedstawiającymi właśnie Jezusa na łodzi czy idącego po falach jeziora.
MB: W Ewangelii tych scen jest opisanych całkiem sporo. Nie liczyłam, ale inni policzyli i mówią, że łódź występuje tam aż pięćdziesiąt razy!
HS: Rzeczywiście jest tego dużo i nie sposób tu wszystkie te sceny opowiedzieć. Ale pamiętasz na pewno tę z uciszeniem burzy – kiedy to mamy powiedziane, że Jezus spał w łodzi. I okazuje się, że tam na rufie rzeczywiście jest miejsce, w którym można się zdrzemnąć. Kładziono tam balast, ważący około 50 kg worek z piaskiem, który doskonale mógł posłużyć za poduszkę.
MB: Swoją drogą Jezus musiał na łodzi czuć się bardzo bezpiecznie, skoro spał w czasie burzy. Przecież nie przestał być człowiekiem, a burza na wodzie nie jest ani przyjemna, ani bezpieczna. Raczej nie był na wodzie nowicjuszem…
HS: Naukowcy z tak zwanego trzeciego nurtu poszukiwania historycznego Jezusa – umówmy się, że niespecjalnie szukający pobożności – podkreślają właśnie to, że nie mógł On być ot, zwyczajnym rolnikiem, który się nie znał na pływaniu, nie potrafił poradzić sobie na jeziorze. Zawód rybacki wyraźnie jest mu bliski. To z tego grona powołuje uczniów. Wydaje się, że skoro z zawodu był cieślą, tektonem, to mógł pracować przy budowie czy naprawie łodzi w którymś z portów na Jeziorze Galilejskim. Wtedy w naturalny sposób, robiąc łodzie, pływałby też nimi od młodości. Środowisko rybaków byłoby Mu dobrze znane. I wtedy ta burza na jeziorze też nie byłaby dla niego niczym nadzwyczajnym.
MB: Ciekawe, jak duże było to środowisko rybaków. O tym też coś wiadomo?
HS: Józef Flawiusz pisze, że całkiem sporo. Podaje nawet dokładnie, że kiedy on tam był, na jeziorze pływało około dwustu trzydziestu łodzi rybackich. Oczywiście były to łodzie różnego typu, nie wszystkie wyglądały tak, jak ta ocalała. Na pieczęci znalezionej w Betsaidzie mamy na przykład wizerunek łodzi, ale już „zhellenizowanej”, z dziobem w kształcie końskiej głowy, również przeznaczonej na płytkie wody. Dzięki temu możemy sobie wyobrazić, że łodzie były rzeczywiście dość popularne i do pracy, i jako środek transportu. I nic dziwnego, że Ewangeliści tak akcentują i ich rolę, i rolę samego jeziora. W każdym razie możemy być spokojni, że Ewangelie opisując ten aspekt życia Jezusa się nie mylą.
MB: I warto przy okazji poszperać i zobaczyć, jak ta łódź wyglądała. Zawsze to jeden więcej obrazek dla historycznej wyobraźni o Jezusie. Bo chociaż na tej konkretnej raczej nie pływał, to można zakładać, że tamte apostołów nie różniły się wiele.