Ta strawa, strawa! Skąd ją biorą, czym żyje „bóg mój”? Jakieś czarne błoto wydobyte z głębin ziemi! Jakiś twardy kamień, muł, piach, ruda, węgiel. Mówi się zdawkowo: surowiec! W nim ukryta cała nadzieja wytwórców. Bez niego wszyscy są bezradni. Dumni są ludzie z maszyn-cacek, które powstały z błota ziemi. Bez tego błota nie ma cacek i nie ma dumy.
Coś szczerego warto by tu powiedzieć. Ale brak odwagi? Pochwalamy pracę górnika wydobywającego błoto z czeluści ziemi? Można! Ale pozostaje tajemnica czeluści – żyzność, siła, bogactwo błota. Cała duma nadprodukcji sprowadza się ostatecznie do błota. No cóż! Bóg z mułu ziemi ukształtował człowieka na obraz i podobieństwo swoje. Człowiek z mułu ziemi robi cacka w fabrykach, na obraz i podobieństwo swoje. Człowiek podpatrzył Boga. A może w sobie odkrył wartość błota? Może w sobie złożył bezwiednie hołd błotu? I „Pierwszemu Producentowi”, którego zaczął naśladować w fabryce? Trzeba przyznać „Pierwszemu Producentowi”, że dobrego surowca użył dla swego najdoskonalszego dzieła. Dziwnie ono wytrzymałe, bez porównania odporniejsze niż najbardziej precyzyjna maszyna. Ostatecznie błoto-człowiek wyzyskuje wszelkie inne błoto. I bardzo się zapożycza u Twórcy błota ziemi.
W każdej fabryce powinien stanąć jakiś żywy pomnik: „Nieśmiertelnemu Twórcy Błota!”, „Ojcu Surowca!”, „Pierwszemu Producentowi producentów!”, „Przodownikowi robotników i oraczy!”.
Książkę można kupić tutaj