Zaciekawiło mnie stwierdzenie, które w rozmowie z Małgorzatą Bilską wyraził ks. Marcin Wojtasik: „Czy my jako Kościół w Polsce jesteśmy w stanie przyjąć porażkę? Czy uczymy się na swoich błędach? Według mnie wciąż jesteśmy żądni sukcesu. Trudno nam przyjąć rzeczywistość, która zamiast sukcesu przynosi krzyż”. Rozmowa dotyczy katechezy w szkole, a teza, jaką stawia nasz rozmówca, z pewnością będzie dla niektórych nie do przyjęcia: „Przegraliśmy sprawę religii w szkole”.
Można na rzeczywistość patrzeć przez różowe okulary i ją zaklinać. Że nie jest w gruncie rzeczy źle, albo aż tak źle, że statystyki wciąż są lepsze niż te na Zachodzie itd. Ale podskórnie czujemy, że sprawy nie idą w dobrym kierunku. To nie tylko malejący odsetek młodzieży uczęszczającej na lekcje religii czy na niedzielną Eucharystię, to także spadek liczby powołań, który odwraca dotychczasowe tendencje: od budowania seminarium w każdej diecezji po łączenie seminariów dla kilku diecezji. Pisze o tym ks. Artur Stopka. Do tego dochodzi powracająca w różnych odsłonach kwestia radzenia sobie Kościoła z problemem wykorzystania seksualnego. Bo nawet gdy się wydaje, że udało się z tematem poradzić – powstała fundacja, powstały mechanizmy, procedury, zasady, zmienia się mentalność, to pojawia się kolejny problem: wypłaty zadośćuczynień za popełnione zło. Nie tyle czy, ale kto? Problem złożony, w którym do głosu dochodzą różne racje, słuszne i uzasadnione, ale które mogą też przysłonić wrażliwość, której zgubić nie powinniśmy – że mamy się zatroszczyć o tych, którzy doznali krzywdy, że jesteśmy za nich odpowiedzialni, bo tworzymy wspólnotę. Wydaje się, jakby nam nieraz tego brakowało, a może nie umiemy tego właściwie zakomunikować? Zastanawia się nad tym Monika Białkowska.
Rosnąca liczba rozwodów z jednej strony, a z drugiej niechęć młodych do zawierania małżeństwa stawia pytanie o to, czy właściwie przygotowujemy do tego sakramentu, czy właściwie ukazujemy jego wartość? Niedawno ukazał się dokument, w którym Watykan proponuje dla narzeczonych katechumenat. Instytucję dobrze znaną z początków chrześcijaństwa, znaną współcześnie także choćby z przygotowania dorosłych do sakramentów wtajemniczenia. Odkrytą na nowo przez Kiko Argüello, współinicjatora Drogi Neokatechumenalnej. Jak droga katechumenatu mogłaby pomóc narzeczonym w przygotowaniu do małżeństwa, pisze ks. Piotr Szkudlarek.
Może się wydawać, że poruszane przez nas tematy nie dają powodów do nadziei. Że jest źle. A może będzie jeszcze gorzej. Czy nie lepiej byłoby pisać o czymś bardziej pozytywnym? Myślę, że i o tym piszemy. Ale nie sposób uciekać od rzeczywistości, która jest taka, jaka jest. Zresztą nie chcemy. Bo co jest miarą sukcesu Kościoła? Przecież nie liczby i statystyki, ale to, że potrafi ciągle się konfrontować z Ewangelią. Że pyta, która droga jest drogą Ewangelii Jezusa Chrystusa, bo taką chcemy iść. Może być wąska, stroma i kręta. A zatem wymagająca. Może niewielu się na nią zdecyduje. Czyż i Jezus tego nie doświadczał? Ilu odchodziło, uznając Jego naukę za zbyt trudną albo niezrozumiałą?
Kiedy zastanawiamy się nad sytuacją religii w szkole, przygotowaniem młodych do małżeństwa, sposobem radzenia sobie Kościoła z tematem wykorzystania seksualnego i wypłaty odszkodowań czy koniecznością łączenia instytucji, jak choćby seminariów, to po to, byśmy wspólnie postawili sobie pytanie: którędy będzie nam po drodze z Ewangelią, i żebyśmy wspólnie tę drogę wybrali. W tej ocenie i wyborze trzeba umieć sobie powiedzieć: być może dotychczas robiliśmy źle? A może dotychczas tak było dobrze, ale teraz trzeba inaczej? Może trzeba umieć przyznać się do porażki, by móc ruszyć w dobrym kierunku? Lęk przed przyznaniem się do błędu i lęk przed zmianą są zrozumiałe, ludzkie. Czy jednak Jezus nie mówi do nas, nerwowo biegających po łodzi, miotanej falami, abyśmy się nie lękali? Czy i nas z wyrzutem nie pyta: „Gdzie jest wasza wiara”?
Kościół to nie jest kolejny NGO-s. Dlatego na te same problemy patrzymy w Kościele inaczej niż w każdej innej instytucji. Możemy i powinniśmy korzystać z dobrych, wypracowanych rozwiązań organizacyjnych, zarządczych, biznesowych. Jednak główne kryterium jest gdzie indziej – jest nim urzeczywistnianie królestwa Bożego: królestwa prawdy i życia, królestwa świętości i łaski, królestwa sprawiedliwości, miłości i pokoju – jak modlimy się w prefacji o Jezusie Chrystusie Królu Wszechświata.
Chcąc być zatem uczciwymi, staramy się podejmować także tematy trudne i kontrowersyjne, nie bojąc się przyznać, że jako Kościół popełniliśmy błąd, w nadziei, że wspólnie znajdziemy najlepsze, czyli ewangeliczne rozwiązanie.