Logo Przewdonik Katolicki

Ile ważą więzy krwi

Monika Białkowska i ks. Henryk Seweryniak
fot. Zarya Maxim/Adobe Stock

Więzy rodzinne są ważne społecznie, są dobre dla człowieka. A Jezus mówi: jest coś jeszcze ważniejszego. Rodzina jest ważna w porządku naturalnym, ale nie można tych więzów sakralizować, nie można rodziny ubóstwiać.

Ks. Henryk Seweryniak: O więzach krwi w nauczaniu Jezusa chciałbym dziś porozmawiać.

Monika Białkowska: I to jest to, co lubię!

HS: „Czcij swego ojca i swoją matkę, jak ci nakazał Pan, Bóg twój, abyś długo żył i aby ci się dobrze powodziło na ziemi, którą ci daje Pan, Bóg twój”.

MB: Spodziewałam się, że zacznie ksiądz od genealogii Jezusa, a nie od przykazań…

HS: Nie – bo zależy mi, żeby zobaczyć nie tyle, skąd Jezus pochodził, ile jak On sam do więzów krwi podchodził, jaką przywiązywał do nich wagę. Dla Żydów, właśnie w związku z tym przykazaniem, genealogie były niezwykle ważne. Wyrastała z tego przecież cała struktura narodu Izraela. Więzy krwi były czymś niemal sakralnym, 

MB: Jezus w takim razie to burzy. Kiedy uczeń prosi Go, żeby mógł pochować swojego ojca, słyszy: zostaw umarłym grzebanie umarłych. Kiedy Maryja i bracia chcą z Nim rozmawiać, Jezus odpowiada: a kto jest moją matką i braćmi? Ci, którzy słuchają Słowa. Wyraźnie czuć tu u Niego jeśli nie zerwanie, to jednak wyraźny dystans do stawiania więzów krwi ponad wszystko, jako wartość absolutną. 

HS: Kiedy mówi o tym, że umarli mają grzebać umarłych, można rozumieć, że chodzi Mu – kolejny raz zresztą – żeby zostawić puste rytuały, że ważniejsze od tych rytuałów jest pójście za żywym Bogiem. I to nadal jest przecież aktualne. Popatrz na nasze polskie Zaduszki, na to, co się dzieje na cmentarzach w listopadzie. Jesteśmy z tego bardzo dumni przed światem, ale czy nie ma w tym czasem pogaństwa? Mimo biedy wystawiamy wielkie grobowce. Zawalamy je plastikowymi zniczami. Księża czasem próbują jeszcze jakoś o tym mówić, ale częściej już chyba nie walczą. A ja nie mam pewności, czy w tym listopadowym rytuale jest jeszcze ważny ten wymiar pójścia za żywym Bogiem – czy to nie jest aby religia pamięci o zmarłych. A takie religie są właśnie pogańskie. 

MB: Najmocniejsze pewnie słowa Jezusa o więzach krwi padają, kiedy mówi, że kto przychodzi do Niego, a nie ma w nienawiści swojego ojca, matki, braci, żony, dzieci – nie może być Jego uczniem, nie jest Go godzien. 

HS: Wyraźnie widać tu wezwanie do tego, żeby więzy z Jezusem uznać za ważniejsze od więzów krwi i jakichkolwiek ludzkich więzi. Pamiętaj, że jesteśmy w świecie żydowskim. Żydzi, tworząc i przekazując sobie genealogie, wyprowadzali je od Abrahama, uważali się wszyscy za jego dzieci. Podkreślali to mocno, na tym właśnie budując swoją wyjątkowość. I Jezus nie był pierwszym, który im to wyrzucał. Jezus wpisał się w nurt, budowany już powoli od proroka Amosa, potem przez Jana Chrzciciela. Słyszymy przecież, jak Jan mówi: „Nie próbujcie sobie mówić: ‘Abrahama mamy za ojca’, bo powiadam wam, że z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowi”. Amos będzie mówił, że Bogu nie na więzach krwi zależy. Naród Izraela – wspólnota wybranych Boga – budowany według porządku ciała jest czymś bardzo słabym. Jezus przychodzi i te więzy biologiczne, które dotąd spajały Izraela, zastępuje więzami dzieci Bożych. Przypomnę, że tak właśnie brzmi najprostsza definicja Kościoła, że jest to „rodzina dzieci Bożych”. 

MB: Zastępuje więzy biologiczne… To też dla nas ważne. Taki sygnał, niby oczywisty, ale zapomniany – że chrześcijaninem nie czyni nas urodzenie się w chrześcijańskiej rodzinie czy wyrastanie w chrześcijańskiej atmosferze. Uczniami Jezusa czyni nas wybór. I to jest wybór zawsze indywidualny, osobisty, a nie odziedziczony. 

HS: Jest taka książka Jacoba Neusnera, Rabin rozmawia z Jezusem. Benedykt XVI uznał ją za najważniejszą książkę w dialogu judaizmu i chrześcijaństwa. Neusner z perspektywy żydowskiej zarzuca w niej Jezusowi, że niszczy On przykazanie, które dla Izraela jest podstawowe. Mówi, że to podważenie samej istoty Izraela i że Izrael nie może się z tym zgodzić. Ratzinger odpowiada mu, że rodzina dla Kościoła od początku była ważna, więc to nie jest tak, że Jezus zdemolował przykazanie. Kościół od początku bronił rodziny wobec różnych nurtów pogaństwa, bronił jednożeństwa, to chrześcijanie niemal jedyni w ówczesnym świecie nie zabijali swoich niemowląt, nie porzucali ich. To na płaszczyźnie nie tyle społecznej, ile religijnej Jezus wprowadza pewien uniwersalizm. Jeśli wcześniej naród Izraela, definiowany więzami krwi, był nośnikiem prawdy Bożej – to teraz nośnikiem tej prawdy staje się wspólnota Jezusa, ludzie, którzy pełnią wolę Ojca. To oni „są Mu bratem, ojcem, matką” – niezależnie już od fizycznych więzów krwi. 

MB: Budzą się we mnie skojarzenia, które trudno nam będzie obronić w katolickiej gazecie… Spróbuję to powiedzieć delikatnie. Dzisiaj w nauczaniu Kościoła ogromną przestrzeń zajmuje nauka o rodzinie. Rekolekcje, marsze, petycje, manifestacje, byle tylko obronić rodzinę. To było dla mnie też naturalne. Ale tak teraz właśnie myślę: gdybym zapytała, w którym nauczaniu Jezusa ma to swoje uzasadnienie, to…? Gdyby chcieć budować katalog wartości chrześcijańskich, opierając się na nauczaniu Jezusa, rodziny tam nie wyczytamy… Jezus nie zajmował się specjalnie rodziną. A jeśli się do niej odnosił, to raczej tak: zostaw umarłym grzebanie umarłych, miej w nienawiści ojca… Czy nie przesadziliśmy więc, czyniąc z obrony rodziny niemal rdzeń chrześcijaństwa? 

HS: Ale też nie pozwala oddalać żony i przywraca porządek stworzenia, mówiąc, że „na początku tak nie było”. To nie jest tak, że rodziną nie jest zainteresowany albo że w ogóle kwestionuje jej wartość. Pozostawia wybór: są ci, którzy mają żony, i ci, którzy pozostają bezżenni. Więzy rodzinne są czymś naturalnym. Bez wątpienia są ważne społecznie. Są dobre dla człowieka, służą mu. A Jezus mówi: jest coś jeszcze ważniejszego. Te rodzinne relacje mogą i powinny wobec Jezusa odejść na drugi plan. Rodzina jest dobra i ważna w porządku naturalnym, ale nie można tych więzów sakralizować, nie można rodziny ubóstwiać. Życie rodzinne nie jest jeszcze życiem Ewangelią – życie Ewangelią musi przerastać życie rodzinne, to ono ma być głównym nurtem życia, któremu wszystkie inne są podporządkowane. 

MB: To jest dość subtelne, ale ważne chyba rozróżnienie. W Starym Testamencie rodzina – więzy krwi – były gwarancją zbawienia, a na pewno pewnej bliskości Boga. Wystarczyło się urodzić Żydem i było się wybranym. W Nowym Testamencie rodzina niczego nie gwarantuje. Ani urodzenie się w wierzącej rodzinie, ani założenie własnej rodziny, ani wychowanie gromadki dzieci. To już nie ma znaczenia. Jezus wyciąga nas ponad ten porządek naturalny. Chce, żebyśmy zabiegali najpierw o Niego. 

HS: Oczywiście, jeśli dobry ojciec czy dobra matka zabiegają najpierw o Jezusa, nie znaczy to, że zaniedbują oni swoje dzieci. Przeciwnie, otaczają je troską i miłością, tym większą, że ze względu na Jezusa. W ten sposób rodzina staje się drogą Kościoła. Nie jest celem. Nie jest powodem do dumy. Jest jedną z wielu dróg szukania Jezusa i dążenia do Niego. 

MB: I jeśli Jezus mówi o „nienawiści”, to wówczas, kiedy więzy krwi miałyby nas od Niego odciągać, uniemożliwiać pójście za Nim. 

HS: I zdecydowanie nie sakralizować rodziny. Nie podkreślać, że tylko w mojej rodzinie, że tylko w moim narodzie, że tylko my jesteśmy wybrani. Że poza nami, poza tą drogą nie ma już szansy na świętość. Rodziną Jezusa są ci, którzy słuchają Jego słów: i do tej rodziny może przyjść każdy i nikt nie będzie czuł się obcy. I to jest tu ważne.  

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki