Logo Przewdonik Katolicki

Do czego są nam potrzebne sądy

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Bartkiewicz

Prezes Przyłębska dała dowód na to, że nie chodzi o to, żeby sądy były bardziej apolityczne, by były bardziej bezstronne. Chodzi o to, by były „nasze” i przestały być „ich”

Kilka dni temu internet obiegło zdjęcie prezes Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. Siedziała w pierwszym rzędzie uczestników zjazdu Klubów Gazety Polskiej obok premiera Mateusza Morawieckiego i innych polityków PiS. Prezes Przyłębska tłumaczyła, że nie uważa, że to wydarzenie polityczne, lecz „spotkanie dla Polski, za Polską”. Przesłanie do uczestników skierował jednak prezydent Andrzej Duda i prezes PiS Jarosław Kaczyński. Polityków spoza Zjednoczonej Prawicy nie zauważyłem.
Czy to dla mnie problem? Owszem. Nie mam pretensji do organizatorów. Kluby Gazety Polskiej od dawna jawnie manifestują swoje sympatie polityczne. Mogę się z nimi nie zgadzać, ale takie ich prawo. Pretensje można mieć – a nawet trzeba – do prezes Przyłębskiej. Swoją obecnością na jednoznacznie politycznej imprezie daje dowód – nie pierwszy zresztą raz – tego, że wcale nie uważa, że Trybunał ma być apolitycznym, bezstronnym arbitrem w sporach konstytucyjnych czy kompetencyjnych między najważniejszymi instytucjami państwa. Dała dowód, że jest dokładnie odwrotnie, a zatem, cała krytyka, którą PiS kierował przed 2016 r. pod adresem TK i prof. Andrzeja Rzeplińskiego, że byli rzekomo zbyt związani z PO, była zwykłą hipokryzją. Nie chodziło o to, żeby sądy były bardziej apolityczne, by były bardziej bezstronne, by cieszyły się powszechnym szacunkiem. Chodziło o to, by były „nasze” i przestały być „ich”.
To zaś niestety kolejny dowód, że cały wywołany przez PiS spór o sądownictwo nie jest sporem o to, jaki powinien być idealny model państwa, ani o to, jak powinno wyglądać umocowanie sądów w dojrzałej demokracji (bo przecież takich sporów potrzebujemy), ale zwyczajnym sporem o władzę. Sądy sprawują władzę, więc – w logice liderów PiS – nie mogą nie być nasze, bo jak nie będą nasze, będą przeciw nam. To podobne myślenie, jak to dotyczące mediów. Liderzy PiS uważają, że media nie są od tego, by informować, czy doprowadzać do zderzenia różnych punktów widzenia czy myślenia. Dla PiS media to wyłącznie narzędzie sprawowania władzy. A skoro tak, to jedynym wyróżnikiem mediów jest to, komu służą: albo są nasze, albo ich. Jak nie są nasze, to stają się politycznym przeciwnikiem. To właśnie miał na myśli Jarosław Kaczyński, mówiąc ostatnio w jednym z wywiadów, że media to piąte koło u wozu naszej demokracji.
Tyle że ta redukcjonistyczna logika zaczyna w Polsce dominować. Tak jak już nie dziwi występ prezes TK na imprezie, w której pierwsze skrzypce odgrywają politycy PiS, tak też niestety przestaje dziwić widok sędziów (tych krytycznych wobec PiS) na imprezach opozycji. Czy teraz podczas wyborów będziemy oceniali nie tylko kandydatów na posłów i senatorów, ale będziemy też oceniać, czy wybierzemy partię X lub Z, bo bardziej podobają nam się telewizyjne (i niestety też polityczne) występy sędzi Iksińskiego czy Ygrekowskiego? Ktoś może powiedzieć, że sprawę sprowadzam do absurdu. Niestety nie. Niestety to doprowadzenie do końca konsekwencji obecnego stanu rzeczy, stanu, do którego doprowadził PiS, obiecując reformę sądownictwa, ale sprowadzając ją wyłącznie do kwestii politycznej kontroli nad sądami. I to jest zła zmiana.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki