Wręcz przeciwnie, zawiera ona bowiem rozwiązania, które mogą skończyć się fatalnie. Nie, nie lubię powtarzanych przez opozycję biadoleń o zamachu na demokrację ani rozważań o autorytaryzmie. Uważam jednak zmiany zaproponowane w sądownictwie za szkodliwe przede wszystkim dla polskiego państwa. Prowadzą one do systemu skrajnie upartyjniającego państwo, łącznie ze sferami, które dotychczas nie były podporządkowane logice partyjnej. Podpisując ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym, prezydent Andrzej Duda mówił o tym, że dokonuje się oto głęboka demokratyzacja polskiego sądownictwa. Niestety, w mojej ocenie pan prezydent jest w błędzie. Sądownictwo zostaje bowiem wcale nie zdemokratyzowane, czyli oddane obywatelom, lecz upolitycznione, a konkretniej upartyjnione. W polskiej rzeczywistości dzieje się tak zawsze (a w ostatnich dwóch latach szczególnie): jeśli pozwala się politykom wpływać na pewne sfery życia, kończy się to na upartyjnieniu.
Proszę sobie przypomnieć, co działo się z mediami publicznymi. Nawet najzagorzalsi fani Jarosława Kaczyńskiego nie mogą przecież zaprzeczyć, że media wprost prezentują punkt widzenia partii rządzącej. A Trybunał Konstytucyjny? Dotychczas dziewięcioletnia kadencja sędziów sprawiała, że kolejne rządy powoływały do TK prawników, przez co powstawał dość pluralistyczny obraz. Owszem, w 2015 r. PO usiłowała powołać awansem dwóch sędziów, co jednak sam TK uznał za niezgodne z konstytucją. W efekcie wojny o TK dziś jest on całkowicie podporządkowany Prawu i Sprawiedliwości. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji? Spółki skarbu państwa? Tak samo. Powie ktoś, że tak bywało również wcześniej. Do pewnego stopnia tak, ale PiS upartyjnianie państwa prowadzi do skrajności. Nie miejmy złudzeń, że z sądownictwem będzie inaczej.
A teraz mam dla zwolenników PiS-u następującą propozycję: zróbcie eksperyment myślowy i zastanówcie się, co byście powiedzieli, gdyby o tym, kto jest prezesem telewizji publicznej, szefem Trybunału Konstytucyjnego, prokuratorem generalnym, prezesem Sądu Najwyższego, szefem izby dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym, która może każdego sędziego wyrzucić z zawodu, przewodniczącym Krajowej Rady Sądownictwa, która decyduje o tym, który sędzia awansuje itp. itd., decyduje… Grzegorz Schetyna. I co? Podoba wam się taka wizja? Nie mówilibyście wówczas o tym, że Schetyna podporządkowuje sobie całe państwo, nawet jeśli wygrałby w legalnych wyborach parlamentarnych? Albo gdyby wybory wygrał przedstawiciel postkomunistycznej lewicy? Nie jesteście zachwyceni?
Sęk w tym, że to PiS w ciągu ostatnich dwóch lat wymontował w polskim państwie wszystkie bezpieczniki. Wierzę, że Jarosław Kaczyński jest człowiekiem, który pragnie dobra Polski i nie chce niszczyć naszej demokracji. Kłopot w tym, że swoimi decyzjami otwiera drogę komuś, kto będzie mógł całkowicie styranizować państwo, łącznie z sądami. Z czego się więc tu cieszyć?