Ks. Henryk Seweryniak: Jest w nauczaniu Jezusa bardzo ważny moment, który – jeśli go zauważymy – wyraźnie odróżniać będzie człowieka ewangelicznego od każdego innego człowieka moralnego, człowieka etyki, cnoty, jakkolwiek to nazwiemy. „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą”. Ten fragment z Kazania na górze bardzo mi się podoba i uważam, że jest w chrześcijaństwie niezwykle ważny.
Monika Białkowska: Jest ważny, ale też bardzo trudny do przestrzegania, i to w całych dziejach chrześcijaństwa. A jednocześnie chyba uważany za mało istotny, skoro te sądy wychodzą od nas często tak łatwo, tak bezrefleksyjnie, a na dodatek – tak okrutnie. Jakbyśmy Kazania na górze nigdy nie słyszeli…
HS: Dziś bardzo mocno żyjemy w świecie oszczerstw, obmowy, obrzucania się błotem, hejtowania. Ciebie jest więcej w internecie, więc pewnie widzisz to jeszcze wyraźniej.
MB: Czasem mam wrażenie, że nie ma tu już żadnych granic. Kilka milionów ekspertów czuje się upoważnionych do wyrażenia sądu na temat czyjegoś życia. Nie dlatego, że on o to prosił – ot, dlatego, że oni dowiedzieli się o jego istnieniu. I chyba rozumiem, dlaczego Jezus tak radykalnie mówił temu„nie”. Bo to zabija człowieka, niszczy jego samoocenę, pewność siebie, blokuje jego rozwój. Ludzie przestają robić cokolwiek albo uczą się obojętności, obudowują się twardą skórą nosorożca, żeby to przetrwać. Albo spełniają cudze oczekiwania, tracąc siebie. A przecież nic z tego nie jest dla człowieka dobre. Dla mnie „nie sądźcie” oznacza dziś: „pozwólcie drugiemu żyć w jego rytmie”, „pozwólcie mu żyć tak, jak on sam tego chce, jak on wybierze”.
HS: Zauważ, że mamy dziś nawet całą masę nowych słów na określenie rzeczywistości, które istniały od początku ludzkości i które w moralności chrześcijańskiej są bardzo dobrze opisane – jako obmowa, oszczerstwo, plotkowanie, wielomówstwo. A Jezus już na samym początku stawia nam tu pewną miarę. To, co mówisz o motywach jest ważne, ale ja bym dodał tu, podobnie jak przy rozmowie o wojnie i nienawiści: jeśli ktoś nie przerwie tego ciągu osądzania, jeśli ktoś pierwszy nie postawi mu tamy, bardzo źle się to dla nas skończy. Tę tamę stawiać mają właśnie chrześcijanie.
MB: Zastanawiam się, co tak naprawdę najbardziej nas boli w sądzie ze strony drugiego człowieka. Dlaczego tak trudno nam ten sąd przyjąć, tak trudno się obronić? I myślę sobie o pierwszym odruchu, o reakcji: przecież sądzisz na podstawie pozorów, przecież nic o mnie nie wiesz!
HS: Kto sądzi drugiego człowieka, ten zakłada, że zna go wystarczająco dobrze. To jest ten pierwszy podstawowy błąd. Tylko Bóg, Stwórca człowieka, który „przenika nerki i serce”, zna człowieka całkowicie, aż po jego głębię, po jego sumienie, po jego motywy. Jeśli się kogoś nie zna w ten sposób, nie można go sądzić.
MB: A próba takiego sądzenia będzie niczym innym, jak uzurpowaniem sobie mocy Boga. W najszerszym rozumieniu tej kwestii moglibyśmy nawet powiedzieć, że jest łamaniem pierwszego przykazania, stawianiem siebie w miejscu Boga, przyznawaniem sobie Jego kompetencji.
HS: Z pewnością w Kazaniu na górze mamy tu wyraźne wezwanie do ostrożności w tej kwestii.
MB: Dla mnie również do pokory wobec tajemnicy, jaką zawsze będzie dla nas drugi człowiek.
HS: Mamy więc Boga, który jako jedyny nas zna. To przed Nim stajemy w ciężarem sądu – być może niesprawiedliwego. Ale obok jest też drugi człowiek, ten, na którego rzuciliśmy nasz sąd. Co ten sąd oznacza? Jeśli go wydajemy, to znaczy, że historia tego człowieka jest dla nas zamknięta. Widzimy go jako kogoś, kogo jego zło zalało jak lawa i zakrzepło, a on nie ma już żadnej możliwości ruchu. To tak, jakbyśmy nie widzieli w nim możliwości zmiany. Wykluczamy możliwość nawrócenia. Ustawiamy go w jednym punkcie, w jednym świetle, w swoistym paraliżu.
MB: To niewiara w człowieka, ale też głęboka niewiara w Boga, który po pierwsze – zawsze ma możliwość działania i chce przemieniać człowieka – a po drugie nigdy nie rezygnuje. Choćby ktoś sam w swojej winie okrzepł, Bóg do niego nie przestaje wychodzić. To tylko my, ludzie, wydajemy wyrok i odpuszczamy.
HS: Tymczasem Bóg nawet z kamieni może wzbudzić synów Abrahama. I każdego może obdarzyć swoją łaską, nawet tego, którego my skazaliśmy na potępienie.
MB: Tak z praktycznej strony myślę sobie, jak to było z publicznym wyrokiem na papieża Piusa XII. Na dziesiątki lat przylgnęła do niego łatka „papieża Hitlera”. Oskarżano go za to, jak tchórzliwie zachował się w czasie II wojny światowej. Dopiero odtajnione niedawno archiwa dowodzą – przynajmniej na to wskazują świadectwa pierwszych badających je historyków – że to było jedno z największych, jeśli nie największe oszczerstwo XX w. Świat widział zewnętrzne gesty i wydał wyrok. Nie miał pojęcia, że zewnętrzne gesty miały na celu ukryć zakulisowe działania, które uratowały dziesiątki tysięcy ludzkich żyć.
HS: Ale oszczerstwo odwołać będzie bardzo trudno, zwłaszcza tak mocno zakorzenione w historii. I trudno będzie odwrócić myślenie świata o Piusie XII. Prawda nie będzie już tak chwytliwa.
MB: OK. Wiemy, dlaczego Jezusowi tak zależało na tym, żeby jego uczniowie powstrzymali się od sądów nad drugim człowiekiem. Ale muszę zadać to pytania: jest tu jakaś granica? Przecież potraktowany radykalnie i dosłownie taki zakaz nie tylko odbiera nam prawo zwrócenia uwagi, że ktoś schodzi na złą drogę, ale też nawet prawo sądu i wymierzenia kary przestępcy. Wielu zwracających dziś uwagę na grzech w świecie słyszy: nie masz prawa mnie sądzić. Co z tym zrobimy?
HS: Dotykasz sprawy czegoś, co w chrześcijaństwie od początku nazywa się upomnieniem braterskim. To sprawa delikatna, więc Jezus układa je w całą „drabinkę”. Gdy brat twój zgrzeszy, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch. Jeśli i to się nie uda, powiedz Kościołowi. Ta „drabinka” dotyczy więc poważnie traktowanej wspólnoty Kościoła. I to jest pierwszy warunek – umiejmy się w Kościele wzajemnie podnosić. Drugi warunek zapisał już w V w. niezstąpiony św. Augustyn: upominaj nie z chęci zranienia, ale z serdeczną intencją osiągnięcia poprawy. Trzeci odnajduję w Katechizmie: unikaj wydawania pochopnego sądu, tzn. zatroszcz się, by intencje, słowa i czyny bliźniego interpretować pozytywnie. Bo inaczej stajesz wobec niebezpieczeństwa obmowy i oszczerstwa, które niszczą dobre imię innych. Katechizm kapitalnie pokazuje również, że występujemy przeciw zasadzie „nie sądźcie”, gdy przez komplementy, pochlebstwo lub służalczość utwierdzamy ludzi w przewrotności. Podobnie jest z tak modną dzisiaj ironią, gdy ta zmierza do poniżania.
MB: Gdzieś mi to wszystko zmierza do jednego wniosku, oby nie był zbyt prosty: to pokora. Jeśli uznamy swoją niewiedzę wobec wiedzy Boga – jeśli uznamy tajemnicę drugiego człowieka – jeśli nie będziemy chcieli go pochopnie i w swojej rzekomej wszechwiedzy zranić – jeśli wreszcie świadomi będziemy własnej słabości – wtedy i sądzenie drugiego nie będzie nam przychodziło do głowy. Obyśmy więc byli pokorni.