Coraz ostrzejszy spór między państwami Europy Środkowej i Północnej oraz Zachodniej i Południowej w sprawie tego, jak dalej postępować z Rosją, jest fascynujący na kilku poziomach.
Po pierwsze, na poziomie geopolitycznym, ponieważ państwom naszego regionu zdają się kibicować Brytyjczycy i Amerykanie. Pisałem już o tym, że USA uznały, że można rękami Ukraińców poważnie osłabić Rosję. To nie znaczy, że Ukraińcy w kilka dni wojny zdobędą Moskwę. Nie – długa i krwawa wojna może się okazać dla Rosji na tyle kosztowna, zaabsorbować tyle wojskowego potencjału, że w efekcie przez lata Rosja nie będzie już zagrożeniem dla swoich sąsiadów, nie licząc oczywiście rakiet z ładunkami jądrowymi.
Z kolei Niemcy, Francuzi czy Włosi mówią o tym, że nie można doprowadzić do zbyt upokarzającej porażki Władimira Putina, bo może się stać jeszcze bardziej niebezpieczny, właśnie ze względu na posiadany arsenał jądrowy. Przebija przez to też myślenie realistyczne. Rosji nie przeniesiemy na inny kontynent, ona jest potężnym krajem na wschodzie. Prędzej czy później trzeba się będzie z nią jakoś dogadać. Niepozwolenie Putinowi na wyjście z tej sytuacji z twarzą tylko utrudni ten proces normalizacji.
Drugim aspektem tej dyskusji jest historia. Kraje naszego regionu i Anglosasi przypominają lata 30. ubiegłego wieku. Po zbrodniach na cywilach w Buczy, Irpieniu czy Borodziance nie mają wątpliwości (może poza Viktorem Orbánem…) o charakterze rosyjskiego reżimu. Jeśli przyjrzymy się rosyjskiej propagandzie, nieliczeniu się z ludzkim życiem, kultem przywódcy, militaryzmem, zorganizowanej nienawiści do Ukraińców (przecież Polacy, Łotysze, Estończycy czy Litwini mogą być jego kolejnym celem), a wreszcie kultowi litery „Z”, którą malowano na rosyjskim sprzęcie wojskowym, by odróżnić go od pojazdów przeciwnika, mamy pewność, że to powtórka z faszyzmu czy nazizmu. Ukraińcy nawet używają specjalne słowa: „raszyzm”, czyli rosyjski faszyzm. Widząc rozwój ideologii państwowej w Rosji, ograniczenie swobód obywatelskich i likwidację ostatnich niezależnych redakcji, wiemy, że to system totalitarny. A pamiętając historię naszego regionu, wiemy, czym się to kończy. Stąd wniosek, że lepiej Rosję zatrzymać teraz, bo Hitler nie usatysfakcjonował się zajęciem Austrii i Czechosłowacji, a pozwolenie mu wówczas na agresywne działania nie zapobiegło wybuchowi II wojny światowej.
Europa Zachodnia raczej myśli o tym, co się stało po wybuchu I wojny. To zbytnie upokorzenie Niemiec, które wywołały surowe warunki z Wersalu, doprowadziło do powstania klimatu, w którym narodził się nazizm. Nie można więc Rosji potraktować tak, jak wtedy potraktowano Niemcy, bo doprowadzi to do tragedii.
Jest jeszcze i trzeci poziom tej dyskusji – polityczny. W naszym regionie, z wyjątkiem Budapesztu, Rosja ma dość małą siłę oddziaływania. Dlatego nikt nie będzie się afiszował z sympatią do Moskwy.
Z kolei na Zachodzie Rosja budowała sieć wpływów przez całe lata. Zatrudnianie byłych premierów (np. Włoch, Francji czy Niemiec) w rosyjskich firmach mocno wiązało politycznie establishment zachodni z Rosją.
Najważniejsze dziś pytanie brzmi, który sposób myślenia o Rosji zwycięży.