Logo Przewdonik Katolicki

Sakramenty wykradzione

Monika Białkowska

Kiedy słyszymy, że Msza sprawowana jest „ważnie, ale niegodziwie”, łatwo się skupić tylko na pierwszym słowie i uznać, że skoro jest ważna, to nie ma problemu. Tymczasem udział w niegodziwie sprawowanych sakramentach jest ciężką winą.

Ksiądz Daniel Galus, kontrowersyjny pustelnik z Czatachowej w archidiecezji częstochowskiej, obłożony został karą suspensy. Nie wolno mu sprawować sakramentów i sakramentaliów, głosić słowa Bożego, nosić stroju duchownego. Kaplica i dom w Czatachowej, służące za pustelnię i miejsce modlitwy oraz spotkań założonej przez księdza wspólnoty, zostały wyłączone z użytku liturgicznego. Sama wspólnota i prowadzone przez nią dzieła nie mają prawa używać nazwy „katolickie”. Decyzje te – jak czytamy w komunikacie kurii częstochowskiej – wynikają z tego, że mimo napomnień ks. Daniel Galus trwał w nieposłuszeństwie i nie tylko fałszywie oskarżał przełożonych, ale również wzbudzał niechęć do nich wśród wiernych. Msze św. sprawowane przez ks. Daniela Galusa są więc ważne, ale niegodziwe. Choć nikt nie jest w stanie odebrać wyświęconemu człowiekowi mocy święceń i tego, że jest on zdolny sprawować sakramenty, Kościół może mu powiedzieć, że nie ma on prawa sprawować tych sakramentów.

Bóg działa i czeka
Pojęcie ważnych, ale niegodziwych sakramentów jest w Kościele bardzo stare i wywodzi się od św. Augustyna. Ten ojciec Kościoła w IV w. próbował zrozumieć i odpowiedzieć na pytanie, czy ważna jest Eucharystia sprawowana przez kapłana, który kupił sobie święcenia. Doszedł do wniosku, że tak: jeśli bowiem święcenia udzielone były w sposób ważny, to kondycja moralna kapłana nie wpływa na ważność sprawowanych przez niego sakramentów. Wierzymy, że sakramenty są działaniem samego Boga. Grzech księdza nie może być silniejszy od Bożej łaski i nie jest w stanie działania tej łaski powstrzymać. Jednak, choć Augustyn przyznaje, że udzielone przez kogoś niegodnego sakramenty są ważne, dodaje jednak zaraz, że nie wydają one zbawiennych owoców.
Sobór Trydencki zatwierdził używane wcześniej w niektórych szkołach teologicznych, w tym przez św. Bonawenturę i św. Tomasza z Akwinu, pojęcie ex opere operato, które wyrażało prawdę o tym, że sakramenty działają w sposób obiektywny, mocą samego aktu, niezależnie od usposobienia czy kondycji szafarza (dosłownie: „przez sam fakt spełnienia czynności”). Mówi o tym również Katechizm Kościoła katolickiego, chociażby w numerze 1584, cytując św. Augustyna. A jednak owocność sakramentu nie jest automatyczna i zależy od usposobienia przyjmującego. Wyjaśnia nam to inne pojęcie: ex opere operantis („z dzieła działającego”). Oznacza, że gotowość przyjmującego sakramenty jest ważna nie tyle jako warunek zaistnienia sakramentu, ile jako warunek skuteczności Bożej łaski. Mówiąc prościej: żeby łaska była skuteczna, trzeba jej chcieć i się na nią otworzyć – Bóg nawet w sakramentach nie wkracza w życie człowieka na siłę.

Dary wykradzione
Jeśli jednak ważny sakrament może nie przynieść owoców w człowieku, który się na te owoce nie otworzył – to sakrament sprawowany przez kapłana, który nie jest w jedności z Kościołem, na którego nałożona została kara suspensy, również takich owoców nie przyniesie. Sakramenty sprawowane przez suspendowanego kapłana pozostają „ważne, ale niegodziwie”. Akcentu nie można tu kłaść na „ważność”, a „niegodziwość” traktować jako dodatek. Pojęcie to oznacza bowiem, że ważne i prawdziwe sakramenty, które Kościół złożył jako narzędzia swojej łaski w rękach Kościoła, zostały Kościołowi wykradzione i użyte wbrew jego woli i wbrew woli samego Boga. „Ważne, ale niegodziwe” sprawowanie sakramentów jest niczym innym, jak uzurpowaniem sobie prawa do bycia właścicielem sakramentów, a nie jedynie ich dysponentem, delegowanym przez Kościół. Ktoś, kto zdaje sobie sprawę z „ważności, ale niegodziwości” sprawowanej liturgii, w której uczestniczy, świadomie bierze udział w czymś, co można porównać do paserstwa: próbuje czerpać dla siebie korzyści z tego, co jest cenne, ale pochodzi z kradzieży. Trudno jest tu więc mówić o jakichkolwiek dobrych duchowych owocach.
Dekret abp. Depy przypomina w sposób zwięzły, że „wierni uczestniczący w liturgii i korzystający z sakramentów sprawowanych przez ukaranego kapłana zaciągają ciężką winę moralną z tytułu udziału w tym, co stanowi rozłam jedności Kościoła i nieposłuszeństwo wobec władzy kościelnej”.

Nie ma wolnych elektronów
Ukarany suspensą ks. Galus często powtarza, że nikt nie ma prawa zabronić mu ani sprawowania sakramentów dla wspólnoty, ani nauczania. Czy rzeczywiście?
Żeby zrozumieć nauczanie Kościoła na temat relacji kapłana i biskupa, cofnąć się trzeba do Ignacego Antiocheńskiego, który żył na początku II w. Ignacy pisał: „Wszyscy idźcie za biskupem, jak Jezus Chrystus za Ojcem, i za waszymi kapłanami, jak za Apostołami. (…) Niechaj nikt w sprawach dotyczących Kościoła nie robi niczego bez biskupa. Uważajcie za ważną tylko taką Eucharystię, która sprawowana jest pod przewodnictwem biskupa lub tego, komu on zleci. Gdzie pojawi się biskup, tam niech będzie wspólnota tak, jak tam, gdzie jest Chrystus Jezus, tam jest i Kościół powszechny. Nie wolno bez biskupa ani chrzcić, ani sprawować agapy, lecz to, co on zatwierdzi, to dla Boga będzie miłe. W ten sposób wszystko, co czynicie, będzie pewne i ważne”.
Teologia sakramentu kapłaństwa, choć rozwijała się przez wieki, w tej kwestii się nie zmieniła. Prezbiterzy otrzymują święcenia kapłańskie z rąk biskupa i uczestniczą w jego posłudze. Jako prezbiterium są współpracownikami biskupa i mają mu pomagać wypełniać jego misję, tam gdzie on ich pośle i w jego imieniu. Nie ma w Kościele „księży-wolnych elektronów”, pozostających poza władzą któregoś z biskupów.
Oczywiście każdy kapłan ma swoje predyspozycje, upodobania i swoje talenty. Każdy też powinien twórczo i aktywnie angażować się w swoje zadania w Kościele. Bycie posłanym przez biskupa nie wyłącza podmiotowości. Nie zmienia to jednak faktu, że na poziomie teologicznym każde działanie prezbitera ostatecznie odbywa się z posłania biskupa.

Z troski o prawdę
Teologiczna zależność prezbitera od biskupa jest (albo przynajmniej powinna być) dla wiernych gwarantem, że żaden ksiądz nie będzie pod płaszczykiem głoszenia słowa Bożego karmił ich swoimi fantazjami czy interpretacjami. Jeśli ksiądz zawsze głosi w imieniu biskupa, to znaczy, że biskup ma prawo w każdej chwili interweniować i tego głoszenia mu zakazać. Powinien to zrobić wówczas, jeśli ma choćby cień obawy, że głoszone treści nie są zgodne z nauczaniem Kościoła lub mogą zaszkodzić wspólnocie. Działanie takie ma na celu ochronę wspólnoty przed odejściem od prawdziwego nauczania Jezusa, przez wypaczeniem depozytu wiary. Suspensa nakładana za wątpliwe nauczanie jest dla wspólnoty rodzajem antywirusowego programu, który wyłapał niebezpieczeństwo i odesłał je na kwarantannę. Do kwarantanny, bo przypomnijmy, że suspensa jest karą zawieszenia, a nie odrzucenia: ukarany zawsze ma możliwość powrotu.
Wierni świeccy zrobić mogą tylko jedno: zaufać, że Kościół rzeczywiście troszczy się o prawdziwość przekazywanej w nim nauki. Nawet jeśli czasem zareaguje za szybko, lepsza tu jest nadmierna ostrożność niż jej brak. Dzieła Boże, jeśli rzeczywiście są Boże – przetrwają, poddane próbie posłuszeństwa. A od tego, co niegodziwe, zawsze lepiej jest trzymać się z daleka: nie ma sensu próbować wykradać Bogu łaski w konkretnej pustelni, jeśli w całym Kościele rozdawana jest ona bez ograniczeń.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki