Logo Przewdonik Katolicki

Interes na ludzkiej słabości

Weronika Frąckiewicz
fot. Dominika Zarzycka/NurPhoto-AFP-East News

Rozmowa z prof. Zbigniewem Lasocikiem o różnicach między handlem a przemytem ludzi, wpływie wojny na wykorzystanie człowieka i społecznych priorytetach.

Wielu z nas słysząc ,,handel ludźmi”, widzi przed oczyma albo handel narządami, albo ciężarówkę po brzegi wypchaną ludźmi z obszarów azjatyckich. W doświadczeniu naszej codzienności pojęcie to wydaje nam się dość odległe. Czym rzeczywiście jest handel ludźmi?
– Jednym z głównych obrazów, który podsuwa nam popkultura, gdy mówimy o handlu ludźmi, są niewolnicy na plantacjach bawełny lub służące i służący na przestrzeni różnych epok. Wielu z nas w myśleniu o handlu ludźmi dalej nie wychodzi. Skojarzenie, o którym Pani mówi, otwiera możliwość skorygowania poważnego, a niestety często popełnianego błędu. Ludzie, których widzimy stłoczonych w samochodach ciężarowych, to nie ofiary handlu ludźmi, lecz uczestnicy przemytu ludzi. Te dwa pojęcia należy precyzyjnie rozdzielać. Handel ludźmi jest przestępstwem, które ma sprawcę i ofiarę, a przemyt to biznes, w którym występują dwie strony: osoba przemycana, która chce nielegalnie dostać się do kraju, i przemytnik, który bierze za to pieniądze. To, że ci ludzie przewożeni są w warunkach urągających ludzkiej godności, jest inną kwestią. Handel ludźmi to przestępstwo, którego istota sprowadza się do tego, żeby przejąć kontrolę nad drugim człowiekiem i wykorzystać sytuację, aby odnieść korzyści majątkowe. Doprowadza się człowieka do stanu zależności, aby móc skorzystać z jego ciała, sił witalnych, intelektu i innych możliwości, którymi ta osoba może dysponować. Również może to być np. niepełnoprawność dziecka, wykorzystana do żebractwa. Mamy przestępcę, który jest w pełni świadomy tego, co chce osiągnąć, silny swoją strategią działania, i ofiarę, która jest w dwójnasób słaba. Jest słaba swoją słabością ludzką: często jest to młoda kobieta, w niezwykle trudnej sytuacji, której ktoś stworzył atrakcyjną wizję przyszłości, a potem ląduje w dramatycznych okolicznościach.
 
Do czego są wykorzystywane ofiary handlu ludźmi?
– Ofiary mogą być wykorzystywane nie tylko do przymusowej prostytucji, ale również do świadczenia jakichkolwiek innych usług seksualnych, niekoniecznie związanych z odbywaniem stosunków seksualnych, a także do przymusowego udziału w pornografii. W przypadku dzieci zarówno prostytucja dziecięca, jak i pornografia zawsze jest formą handlu ludźmi. W handlu ludźmi mamy również do czynienia z pracą przymusową, żebraniem, występują również rozmaite formy niewoli, służebności. Szczególną formą handlu ludźmi są małżeństwa przymusowe, a także to, o czym wspomniała Pani w pierwszym pytaniu: handel narządami. Występuje również kilka form pośrednich handlu ludźmi. Jedną z nich jest zmuszanie do działań sprzecznych z prawem, np. branie kredytów, pobieranie świadczeń socjalnych, zmuszanie ludzi do popełniania różnorodnych przestępstw. Mechanizm handlu ludźmi jest zawsze ten sam: zwerbowanie człowieka, przejęcie nad nim kontroli i jego eksploatacja. Definicja prawna handlu ludźmi znajduje się w art. 115 par 22 Kodeksu karnego. W wielu konwencjach i innych dokumentach jest bardzo podobna definicja. Różnią się one tylko szczegółami.
 
Zjawisko handlu ludźmi jest transgraniczne, co oznacza, że przestępstwo nie odbywa się w ramach granic jednego kraju. Jaką pozycję w tej kwestii ma Polska?
– Transgraniczność jest istotą handlu. Przewiezienie ofiary za granicę, a zwłaszcza zabranie jej dokumentów, sprawia, że poziom jej zniewolenia wzrasta gigantycznie. Państwa, których dotyczy handel ludźmi, dzielą się na trzy kategorie: kraje pochodzenia, czyli te, w których  wyszukiwane są ofiary, kraje docelowe, do których trafiają ofiary, i kraje tranzytowe, czyli te, przez które ofiary przejeżdżają, czasem pozostając w nich na pewien okres. Polska jest w trudnej sytuacji, gdyż jest w każdej z trzech kategorii. Wciąż polskie kobiety wykorzystywane są w seksbiznesie za granicą, również nadal praca Polaków jest eksploatowana w różnych miejscach za granicą, a także są oni wywożeni do innych krajów i zmuszani do pobierania kredytów i wyłudzania świadczeń socjalnych. Odkąd Polska wstąpiła do Unii i otworzyła swe granice w ramach Schengen, stała się atrakcyjnym krajem docelowym. Przywożone są do nas osoby zza granicy. Do Polski trafiają osoby z takich krajów jak Mongolia, Tajlandia, Wietnam, Chiny czy Bangladesz. Trochę rzadziej niż kiedyś, ale ciągle wiele osób trafia do nas z sąsiednich krajów: Białorusi, Ukrainy, Bułgarii i Rumunii. Szacuje się, że liczba ofiar rozmaitych form zniewolenia to w Polsce 128 tys. Nawet jeśli dane te są przeszacowane, to i tak problem jest gigantyczny. Gdy mówimy o tranzycie, to jesteśmy położeni na szlaku wschód–zachód, ale ostatnio pojawiają się informacje, że przez Polskę może przebiegać szlak z Afryki, przez kraje południa Europy i dalej na północ do krajów skandynawskich, ewentualnie na Wyspy Brytyjskie.
 
Czy można mówić o profilu handlarza ludźmi?
– Handlem ludźmi zajmują się zorganizowane grupy przestępcze lub grupy przestępcze o wysokim stopniu zorganizowania. Z kryminologicznego punktu widzenia to nie jest to samo. Te pierwsze mają charakter mafijny, a drugie bardziej pragmatyczny i są organizowane po to, aby takie przestępstwo popełnić. Obydwie grupy cechuje wysoki stopień profesjonalizacji, duże nakłady czasowe i finansowe związane z zarządzaniem i organizacją całego przedsięwzięcia. Dlatego zyski z tego typu działań  muszą być jak największe. Chyba żaden inny czyn kryminalny nie jest czynnością tak skomplikowaną i złożoną. Już same sposoby pozyskiwania ofiary bywają skomplikowane. Obecnie już nie grozi się bezpośrednio ofierze, rzadko stosuje się przemoc, jeśli kobieta ma być wykorzystywana w prostytucji, także dlatego, żeby nie uszkodzić jej ciała. Dziś powszechny jest szantaż, czyli groźby skierowane pod adresem bliskich. Poza tym zazwyczaj rekrutuje się ofiarę w jednym kraju, trzeba ją gdzieś przechować, nakarmić, przewieźć ją do innego państwa, trzeba zorganizować miejsce docelowe, a następnie trzeba „wyprać” pieniądze pochodzące z przestępstwa. To wymaga dobrej organizacji i profesjonalnego działania.
 
Skala handlu ludźmi jest duża. Tymczasem wykrywalność grup przestępczych jest bardzo niska, w 2019 r. wszczęto 16 postępowań dotyczących handlu ludźmi i zidentyfikowano tylko 13 osób podejrzanych. Dlaczego te dwie wartości: przypadków handlu ludźmi i ujęcia sprawców, są niewspółmierne?
– Bo efektywność ścigania jest niska, na skutek bardzo słabych nakładów finansowych, jakości szkoleń, a także słabej współpracy międzynarodowej. Jest tak dlatego, że handel ludźmi nigdy nie był priorytetem organów ścigania i władz państwowych. Zajmuję się tym problemem od 17 lat, w tym czasie próbowałem rozmawiać z przedstawicielami tzw. polityki, jednak nikt nie chce zmierzyć się z tym tematem. Handel ludźmi kojarzy się wielu osobom z prostytucją, czyli z czymś, co w jest w naszym społeczeństwie objęte rodzajem kulturowego tabu. Drugie negatywne skojarzenie handlu ludźmi to kwestia migracji, która w Polsce, zwłaszcza w ostatnich latach, miała bardzo negatywne konotacje. Oczywiście pomijając kontekst ukraiński, gdyż ostatnie tygodnie pokazały, że nasze uprzedzania migracyjne nie obejmują sąsiadów zza wschodniej granicy. Te dwa negatywne skojarzenia sprawiły, że handel ludźmi nigdy nie stał się w Polsce ważnym problemem społecznym. Działania, które były do tej pory podejmowane przez nasze państwo w tym zakresie, to ruchy pozorne, niezmieniające nic w rzeczywistości.
Jest jeszcze jeden aspekt, który sprawia, że temat handlu ludźmi spychany jest na margines debaty publicznej. Jest to praca, która w polskiej tradycji jest prezentowana jako coś niezwykle wartościowego, coś, co nas zawsze uszlachetnia. Tymczasem w Polsce może być ponad 100 tys. osób eksploatowanych w pracy. Bardzo trudno jest nam zaakceptować fakt, że polski przedsiębiorca, który tworzy miejsca pracy dla naszych rodaków, jest ,,krwiopijcą” i eksploatuje Wietnamczyka czy Ukraińca. Jeszcze trzy miesiące temu, przed wojną w Ukrainie, wielu Ukraińców było w Polsce eksploatowanych, oszukiwanych, zastraszanych. Znane są przypadki Ukrainek, którym Polki zabierały paszporty i nie wypłacały wszystkich pieniędzy, ponieważ koleżanka mówiła koleżance, że jeśli Ukrainka coś jej ukradnie, to z niewypłaconego wynagrodzenia będzie mogła wziąć rekompensatę. To jest początek handlu ludźmi.
 
Dlaczego świadomość społeczna dotycząca handlu ludźmi jest tak niska? Trzeba przyznać, że również w mediach nie jest to często podejmowany temat.
– Polskie społeczeństwo nie nauczyło się problematyki handlu ludźmi. Przez ostatnie lata wzrosła świadomość społeczna w kwestii ekologii, troski o zdrowie i jeszcze w innych kwestiach. Jednak handel ludźmi jako wyzwanie cywilizacyjne nie został przez nas przyjęty. Nie mówimy o tym w szkołach ani na studiach, bardzo mało jest publikacji, kampanii państwowych praktycznie nie ma, a jeśli są, to na bardzo niskim poziomie, w związku z czym poziom edukacji społeczeństwa jest niski. Mniej więcej 1,5 roku temu przeprowadziłem badania ogólnopolskie i okazało się, że tylko 30 proc. społeczeństwa polskiego wie cokolwiek na temat handlu ludźmi. Ważną kwestią jest również ustalanie priorytetów na szczeblu państwowym. Kieruję ośrodkiem, który powstał w 2006 r. Od tego czasu zajmujemy się tematem handlu ludźmi i od tego czasu nie otrzymaliśmy żadnego finansowego wsparcia ze strony rządu, żadnego z rządów. Głównie uczestniczymy w projektach zagranicznych. Składaliśmy wnioski w konkursach na granty badawcze i mimo dobrych ocen nie dostawaliśmy grantów. Ale nawet nie to jest problemem, bo jak jest konkurs, to ktoś wygrywa, a ktoś przegrywa, rzecz w tym, z kim się przegrywa. A my sprawdzaliśmy, jakie projekty otrzymywały finansowanie i czasem trudno było uwierzyć w to, co widzieliśmy. A ja chciałbym zbadać wszystkie sprawy karne dotyczące handlu ludźmi w Polsce i na tej podstawie zastanowić się, czy jako państwo jesteśmy w stanie podjąć działania profilaktyczne, a jeśli tak to jakie, oraz jak poprawić skuteczność ścigania przestępców.
 
Gdy tylko rozpoczęła się wojna, na granicach wśród tysięcy ludzi dobrej woli pojawili się ci, którzy mieli bardzo złe zamiary, zwłaszcza wobec uchodźczyń. Czy wojna sprzyja handlowi ludźmi?
– Handlarze, aby znaleźć ofiarę, która spełnia ich kryteria, muszą się napracować. Potrzebują osoby słabej społecznie, z którą łatwo będzie zbudować zależność. Ta słabość ofiary jest instrumentem, który handlarze wykorzystują, aby nią manipulować. Na granicę przybyło około dwóch milionów potencjalnych ofiar, których przymiotem jest właśnie owa słabość społeczna (odliczam osoby w wieku senioralnym, mężczyzn czy pełne rodziny). Większość to młode kobiety, które mogą być „przedmiotem” ewentualnej eksploatacji seksualnej lub służyć jako siła robocza. Nie mówiąc o tym, że mają ze sobą dzieci, które w krańcowych sytuacjach też mogą być ofiarami. Sytuacja wojny stwarza idealne warunki do tego, aby rekrutować ofiary handlu ludźmi. Raporty napisane po fali migracyjnej z 2015/2016 r. pokazują wiele potwierdzonych przypadków przymusowej prostytucji, handlu dziećmi, przymusowej pracy mężczyzn i rozmaitych zjawisk patologicznych związanych z migracją. Jednak wtedy mieliśmy do czynienia z milionem ludzi w kilku krajach, a dziś mamy trzy miliony osób w naszym kraju. Trudno sobie wyobrazić szefów grup przestępczych, którzy nie zdecydują się z tego skorzystać. Uważam, że gdy rozpoczynała się wojna, przestępcy intensywnie pracowali nad strategią rekrutowania ofiar.
 
Jakie działania zostały podjęte przez państwo polskie, oczywiście poza jednostkowymi przypadkami interwencji policyjnej, aby wypracować mechanizm ochrony przed handlem ludźmi?
– Otóż przestępcy się przygotowali, a Polska nie zrobiła nic, aby przygotować kontrstrategię. Mija ponad 60 dni wojny, i pomimo że jestem blisko tej problematyki, nie słyszałem o żadnym spotkaniu ekspertów, którzy mieliby radzić rządowi, co robić. Oczywiście nie wykluczam, że takie spotkania są, a ja o nich nie wiem. Ministrowie wiedzą lepiej bez ekspertów. Podstawowym zaniedbaniem władz jest brak efektywnego systemu rejestracji i śledzenia losów kobiet. W kilka dni po wybuchu wojny powstały lokalne systemy rejestracji, ale to są systemy autonomiczne, one nie są ze sobą połączone. A zatem wyjazd do innego miasta może sprawić, że tracimy taką kobietę z oczu. Drugi wymiar problemu to czas. Nawet jeśli przestępcy nie zaatakowali na granicy, bo zostali z niej przegonieni, to poczekają, bo kiedyś tym kobietom skończą się środki, kiedyś te kobiety nie znajdą pracy albo znajdą taką, z której nie będą zadowolone. Kiedyś pojawi się ktoś, kto zaproponuje im pracę, która nie będzie spełniać ich oczekiwań, ale będą musiały się na nią zgodzić, bo nie będą miały wyjścia. Mogą trafić do prostytucji albo mogą trafić do pracy, w której będą eksploatowane. System recepcyjny, który powstał w ostatnich tygodniach, nie jest nastawiony na to, by ochronić ludzi, którzy zostaną w Polsce. Jako państwo powinniśmy czuć się odpowiedzialni za osoby, które do nas przyjeżdżają. Spotykam się z zarzutami, że mówię o tym kategorycznie, zapominając, że te kobiety są wolne, że są upodmiotowione, że są w pełni sił intelektualnych. Oczywiście, ale pojawia się pytanie, gdzie jest granica między ich wolnością a naszą odpowiedzialnością. Czy mamy prawo, czy obowiązek dbać o ich bezpieczeństwo? Czy mamy powiedzieć: radźcie sobie same, bo jesteście wolne? Czy obowiązkiem gospodarza jest zadbać o to, żeby pies nie ugryzł Pani, jak przyjdzie Pani do niego do domu? Jeśli nie ufamy psu, to powinniśmy go zamknąć w łazience, tak samo jak nie powinniśmy ufać przestępcom, że oni uszanują sytuację wojenną. Bo nie uszanują. Wczoraj w nocy złodzieje ukradli dary ze schroniska, którym się z żoną opiekujemy. W Warszawie kilka dni temu Ukraince ukradziono wszystkie oszczędności. Część osób twierdzi, że to jest normalna przestępczość. Ja uważam, że nie można tego rozpatrywać w tych kategoriach. Wojna zmienia wszystko, a te kobiety uciekły przed wojną i u nas się schroniły. Moim zdaniem mamy wobec nich szczególny obowiązek. Natomiast udzieliłem wielu wywiadów w Polsce i za granicami naszego kraju i chyba udało się jakoś zwrócić uwagę na problem.
 
Spotkałam Pana Profesora w drugim tygodniu wojny, na granicy w Dorohusku, gdy rozdawał Pan ulotki w języku ukraińskim, informujące kobiety, z jakim zagrożeniem mogą się spotkać, jak się przed nim uchronić i gdzie udać się pomoc. Pańska reakcja była natychmiastowa, jednak jak sam Pan przyznał, z problemem handlu ludźmi mierzy się Pan od lat. Jak na poziomie lokalnym mogą pomagać zwykli ludzie, których świadomość tego typu przestępstw jest niska?
– Pierwsze ulotki drukowaliśmy własnym sumptem, ale to teraz nieważne. Wojna w Ukrainie postawiła problem handlu ludźmi w zupełnie innym świetle. Myślę, że sytuacja zostanie uregulowana na nowo. Ale na razie trzeba zacząć od poszerzania świadomości społecznej, od przekazywania ludziom wiedzy na ten temat. Na mikroskalę możemy budować swoją własną świadomość, tak jak świadomość ekologiczną. A na szerszą skalę trzeba zacząć badać to zjawisko, mówić o nim w sposób profesjonalny i obiektywny. Po drugie, należy stworzyć sieć organizacji, które będą się zajmowały ofiarami handlu, które będą miały oczy otwarte i rozmawiały o problemie handlu w społecznościach lokalnych. Po trzecie, musimy zrobić wszystko, aby organy porządku prawnego zaczęły traktować ten problem jako problem poważny, i dopiero wtedy być może dotrze do rządzących, że sprawy zaszły za daleko i trzeba reagować. Należy nadać priorytet handlowi ludźmi. I na koniec: bez konkretnych zmian systemowych Polska nadal będzie bezbronna wobec handlu ludźmi i pracy przymusowej. A to jest wyzwanie cywilizacyjne.
 
PROF. DR HAB. ZBIGNIEW LASOCIK
Profesor prawa i kryminologii, nauczyciel akademicki, kierownik Ośrodka Badań Handlu Ludźmi Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki