W każdą relację wchodzimy, dając coś od siebie, ale i otrzymując istotne dla nas rzeczy – wsparcie, miłość, wzajemność. Nawet jeśli pomagamy komuś obcemu i wydaje się, że robimy to bezinteresownie, daje nam to poczucie zadowolenia, że zrobiliśmy coś dobrego. Dawanie innym siebie i pomaganie bez umiaru może jednak prowadzić do nadwerężenia swoich zasobów i w konsekwencji do wypalenia. Zdarza się, że odcinamy się wówczas od emocji i stajemy się zobojętniali na stan innych. W ten sposób nasz organizm wysyła nam sygnał, że czas zadbać o siebie, bo sięgnęliśmy granicy. Jak znaleźć równowagę między dawaniem a dbaniem o siebie? Jak być hojnym w relacjach?
Po pierwsze, warto spojrzeć na to, jaki jest mój stosunek do dawania i brania. Wszyscy w jakimś wymiarze mamy ograniczone zasoby i warto, abyśmy sięgali po wsparcie, którego nam akurat potrzeba. Jeśli trudno mi przyjmować pomoc, bo na przykład myślę, że tylko ja jestem w stanie coś zrobić, że to tylko kwestia organizacji, to może to świadczyć o swojego rodzaju pysze: tylko ja mogę przygotować święta, ugotować pyszny obiad, zająć się wnukami; tylko ja sprawdzam się w pracy, jeśli pójdę na tygodniowy urlop, to na pewno zastanę bałagan po powrocie… Pułapką jest tutaj poczucie samowystarczalności, ale i perfekcjonizm, skoro tylko ja robię coś najlepiej. Nie ma tu miejsca na przyjmowanie i hojność.
Kochaj bliźniego jak siebie samego
To prowadzi do drugiego pytania: jak kochamy siebie? Czy gotujemy sobie tak samo zdrowe posiłki jak bliskim, czy raczej dojadamy resztki? Czy dajemy sobie możliwość odpoczynku, pozwalamy na relaks bez konieczności myślenia o tym, co jeszcze pozostaje do zrobienia? Czy umiemy dawać różne rzeczy lub czas sobie i innym bez wyrzutów sumienia?
Psychiatra Vincent Laupies w swojej książce Dawać, nie raniąc przytacza przykład matki, która poświęca się rodzinie, jednocześnie wypominając dzieciom, że jest zmęczona, a one niewystarczająco się starają i nie przynoszą dobrych ocen. Prawdziwa hojność powinna być wyzbyta oczekiwania, że druga osoba powinna zrobić coś podobnego dla nas. Oczywiście w naszej codzienności jest dużo wzajemności i na niej oparte są nasze relacje. Ja ugotuję, ty pozmywasz, ale jeśli dzieje się to na zasadzie rozliczania 50/50, to może być trudno wzbudzić w sobie chęć do spontanicznego obdarowywania drugiej osoby i prawdziwej hojności.
Jak i co daję?
Sytuacja, w której wielu Polaków przyjęło do swoich domów uchodźców z Ukrainy lub w inny sposób zaangażowało się w pomoc, pokazała różne oblicza hojności. Wielu z nas otworzyło swoje serca, dając to, co sami chętnie przyjęlibyśmy w takiej sytuacji. Jednocześnie czasami u pomagających pojawiały się uczucia rozczarowania, że osoby, które uciekły przed wojną, szukają lepszego domu, lepszych ubrań, chcąc odnaleźć jakąś namiastkę normalności, co dający odczytywali jako roszczeniowość. Warto tutaj wspomnieć, że brak wdzięczności czy radości z bycia obdarowanym, a nawet pewne zobojętnienie, może być po prostu oznaką traumy u osoby, która doświadczyła tragedii wojny. Zdarzały się też sytuacje, w których dary okazywały się mocno zniszczonymi ubraniami lub połamanymi plastikowymi zabawkami. Warto w takiej sytuacji zadać sobie pytanie, czy sami chcielibyśmy być obdarowani w taki sposób, i przyjrzeć się temu, jak daję. Czy daję to, co ważne dla innych, czy raczej z tego, co mi zbywa? Można to zaobserwować w codziennych sytuacjach – czy daję urodzinowe prezenty, które sama chciałabym otrzymać, czy podarunki dopasowane do gustów i zainteresowań drugiej osoby?
Różne oblicza hojności
Można wyróżnić różne poziomy hojności – widać to dobrze u dzieci na różnych etapach rozwoju. Pierwszy poziom jest wtedy, gdy daję to, czego mam w nadmiarze, np. dziecko pożycza samochodzik, bo ma trzy podobne, dzieli się posiłkiem, bo i tak nie zje wszystkiego, albo w przypadku dorosłych – ktoś prowadzi wspierającą rozmowę z osobą w kolejce, bo i tak nudzi się, czekając na lekarza. Drugi poziom hojności jest wtedy, gdy daję, oczekując wzajemności – dziecko zamienia się z kolegą zabawką, dorośli umawiają się na podział obowiązków w domu. Trzeci poziom jest wtedy, gdy daję coś od siebie z wysiłkiem, np. dzielę się ostatnim ciastkiem, chociaż miałem ogromną ochotę zjeść całe, słucham z uwagą drugiej osoby, chociaż jestem zmęczony, ale widzę, że ona tego potrzebuje. Na tym poziomie odczuwamy często radość dzielenia się tym, co dobre, i dbanie o relacje, które jest świadomym wysiłkiem.
Hojność ma też różne wymiary – możemy być hojni w dawaniu czasu drugiej osobie, zwracaniu na nią uwagi, odkładać telefon czy książkę, aby posłuchać, co ktoś ma do powiedzenia, zwracając się w ten sposób częściej ku sobie. Hojność można okazać, wybaczając drugiej osobie małe i duże błędy i postrzegając ją bez małostkowości. Nie zakładam wówczas, że jeśli ktoś nie zadzwonił z informacją, że się spóźni, to robi to specjalnie, bo jest egoistą, ale myślę, że pewnie bardzo się spieszył albo najzwyczajniej w świecie zapomniał. Możemy być też hojni w pracy, robiąc coś z sercem. Iskra życzliwości okazana komuś obcemu może sprawić, że ktoś będzie miał lepszy dzień. Dobro, które wkładamy w działanie, często do nas wraca w postaci spokoju w domu i lepszych relacji. W ten sposób wpływamy całościowo na ilość dobra w świecie.
Ile dawać, a ile zostawiać sobie?
W pewnej opowieści król chciał zbudować ogromny pałac. Zlecił jednemu z synów jego konstrukcję. Dał mu potrzebne pieniądze, a sprytny syn pomyślał wtedy: „Zbuduję pałac z tańszych materiałów, a to, co zaoszczędzę, zachowam dla siebie”. I tak zrobił. Gdy skończył budowę pałacu, przekazał go ojcu, mówiąc: „Pałac już jest ukończony, możesz nim zarządzać”. Król wziął klucze i zwrócił je synowi, mówiąc: „Ofiarowuję ci pałac, który zbudowałeś. To twój spadek”. Ta krótka historia obrazuje, jak nasza hojność lub jej brak może do nas wrócić – jak w Liście do Koryntian „Kto skąpo sieje, ten skąpo i zbiera, kto zaś hojnie sieje, ten hojnie też zbierać będzie” (2 Kor 9, 6).
Jak znaleźć swoją miarę w dawaniu? W książce The 80/80 Marriage (czyli „Małżeństwo 80/80”) małżeństwo Nate i Kaley Klemp pisze o różnych modelach dawania w relacji. Pokazują, jak trudno zachować współcześnie podział 50/50, gdy w wielu rodzinach obie osoby pracują na pełen etat, a obowiązki domowe stają się polem rozgrywek o to, kto jest bardziej zmęczony. Klempowie proponują model 80/80, tzw. radykalnej hojności, czyli dawania bez wypominania i wyliczania. Dlaczego 80, a nie 100? W ich ujęciu pozostałe 20 procent energii czy czasu pozostawiamy na regenerację i czas dla siebie, właśnie po to, aby się nie wypalić.
Jest to spójne z badaniem Uniwersytet Wirginia z 2006 r., gdzie spytano trzy tysiące par, jaka jest według nich najważniejsza cecha małżeństwa. Okazało się, że hojność była istotna dla większości z nich. Jakie są jej długofalowe korzyści?
Co daje nam hojność?
Dawanie „szczodrą miarą” pomaga budować relacje oparte na zaufaniu i wzajemności. Czujemy się dobrze dając, często takie nieoczekiwane dary budują pozytywne emocje, zwłaszcza gdy druga osoba to zauważa i docenia. Dający buduje też pozytywny obraz siebie jako osoby wielkodusznej i jest chętny, by powtarzać to zachowanie. Koncentrując się na tym, co dajemy, a nie na tym, co otrzymujemy, skupiamy się na tym, co jest możliwe do zmiany w świecie, ograniczamy zapatrzenie w siebie i swoje nieszczęścia. Akceptowanie czyjejś hojności uczy nas wdzięczności i pokory, zrozumienia, że nie jesteśmy samowystarczalni.
A co, jeśli nie stać mnie na bycie hojnym? Mam nadzieję, że w tym momencie jest już jasne, że nie muszą być to środki finansowe, ale również nasz czas czy skupienie na rozmowie. Może to być też uśmiech zamiast odburknięcia w sklepie, powiedzenie komuś obcemu, że ma ładną koszulkę, nawet jeśli wydaje się nam to dziwne lub zawstydzające (nie znam osoby, która się z tego nie ucieszy!). Taka praktyka na co dzień może pokazać nam, ile mamy możliwości, z których nie zdajemy sobie nawet sprawy.