Obowiązkowe punkty każdego turysty w Barcelonie: Sagrada Família i Park Güell. I szybkie pytanie: z czym kojarzy nam się Antoni Gaudí? Z fantazją i kolorem błyszczącym w słońcu. Z barwną ceramiką, kolorowymi szybkami i błękitem katalońskiego nieba. Ze słońcem i ruchem.
Kuratorka tej najobszerniejszej w Europie wystawy poświęconej genialnemu architektowi, Charo Sanjuán Gómez, chciała Gaudiego odczarować. A konkretnie pozbawić go turystycznej otoczki, tego powierzchownego, jak uważa, blichtru. Nie chce skupiać się więc na formie, która jest tak bardzo atrakcyjna, lecz na rzeczach zwykle pomijanych: rzetelności pracy inżynieryjnej i talencie architektonicznym. Pisze tak: „Rygor intelektualny i rzetelność to podstawowe wartości, niezbędne, by opisać osobę i dzieło Antoniego Gaudíego. (…) Obie te cechy są konieczne do tego, by dogłębnie zrozumieć postać i twórczość tego wielkiego architekta. Komercyjna i turystyczna napastliwość, powszechna polemika i mistyczne deklaracje, które je otaczają, nie pomagają w zgłębieniu dzieła i myśli Gaudíego”.
Być może znudzona feerią barw i ilością pamiątek związanych z Gaudim, jakie można kupić w całej Barcelonie (i nie tylko), proponuje więc chronologiczny czarno-biały wykład o jego twórczości. Niemal sto pięćdziesiąt eksponatów, na które składają się różne dokumenty, plany, fotografie, ceramika, meble, makiety i mapping, opowiadają o twórczości Katalończyka, który jest nazywany czarodziejem architektury.
Fasada Męki Pańskiej Świątyni Sagrada Família przed ukończeniem zwieńczenia portalu fot. materiały prasowe
Inspiracje
Dla osób opatrzonych z najbardziej znanymi budowlami Gaudíego ciekawa będzie część wystawy pokazująca jego wczesne dzieła. Organiczne formy architektoniczne przywołują na myśl naturę jako główną inspirację, bo faktycznie tak właśnie było. Piąte dziecko kotlarza z Reus, najsłabsze i chorowite, zamiast ganiać z rówieśnikami lub pomagać ojcu, spędzało całe dnie w samotności, spacerując po okolicy. Cierpiał na bóle reumatyczne i te spacery zalecali lekarze, aby uruchomić zajęte zapaleniem stawy. Obserwował więc naturę i rysował. Czas dziecięctwa to okres najbardziej chłonny, który kształtuje dorosłego. Zadawano pytanie, czy Gaudí byłby projektantem takich a nie innych form, gdyby nie jego choroba i czas spędzany na obserwacji przyrody. Drzewa rosnące w okolicach jego domu rodzinnego: czy można ich formy odszukać w kolumnach katedry Sagrada Família? Konkretne gatunki roślin szkicowanych przez niego w czasie samotnych popołudni: czy znajdziemy je na fasadzie kamienicy? Skorupiaki i inne małe zwierzęta: czy nie przypominają spiralnych muszli na portykach? Imaginarium Gaudiego jest tak duże jak sama natura, która była jego najważniejszą inspiracją, jej kształty i formy są najdoskonalsze.
Miał siedemnaście lat, kiedy wyjechał do Barcelony, by studiować architekturę. Podróżował po Katalonii, zwiedzał zabytki, studiował stare budynki, kamienice i katedry. Fascynowała go architektura mauretańska. W pracy dopuszczającej do egzaminu dostał najniższą ocenę z możliwych. Zaprezentował przekrój poprzeczny auli uniwersyteckiej, zdumiewający eklektyzmem na niespotykaną skalę. Profesorowie stwierdzili, że jest albo szaleńcem, albo geniuszem. Studiując, Gaudí jednocześnie pracował w biurach architektonicznych i tworzył projekty, za które nigdy nie dostawał nagród. Były zbyt szalone. O przepraszam – raz miasto zleciło mu projekt latarni ulicznej, która rzeczywiście powstała. Jego niekonwencjonalne podejście do architektury spodobało się za to prywatnym mecenasom.
Kolejne sale wystawowe poświęcone są najważniejszym budynkom zaprojektowanym przez Gaudiego: Casa Milà, Casa Batlló, Casa Vicens, Finca Guell i oczywiście tego najbardziej oczywistego: katedry Sagrada Família.
Zaskoczenie: makiety budynków są białe. Pozwalają zwrócić uwagę na architekturę, na formę i oryginalne rozwiązania zastosowane przez Gaudíego. W niczym nie przypominają miniaturowych modeli, w które obfitują barcelońskie sklepy z pamiątkami. Zapatrzeni w barwne fotografie „bajkowych domków” Gaudiego zostajemy pozbawieni tej mieniącej się wszystkimi kolorami powierzchni w sposób dosłowny. Pozostają same proporcje. Niektóre budynki wydają się wisieć w przestrzeni, podtrzymywane niewidzianymi siłami. Te siły obrazuje „model wielosznurowy” – instalacja złożona ze sznurów i odważników, zawieszona pod sufitem. Tego rodzaju modele – na sznurach zawieszał woreczki z piaskiem – tworzył Gaudi, pracując nad konstrukcją filarów. Są możliwe czy nie? Zawali się czy będzie stać po wieki wieków? Obliczał, rysował, budował konstrukcje, rozwalał je, budował jeszcze raz, znowu szkicował i całe dnie spędzał na placu budowy. Jak możemy się przekonać, jego rysunki nie przypominają inżynieryjnych wykresów – raczej futurystyczne szkice. Deska kreślarska to nie było dobre środowisko dla jego architektonicznych eksperymentów. Patrząc na nią, budowniczowie mówili: to niemożliwe. A potem okazywało się, że jednak możliwe.
Główny świetlik nad przejściem fot. materiały prasowe
Poza prawem grawitacji
Gaudí nie był geniuszem matematyki, za to robił to, co dzisiaj architekt w programach komputerowych: projektował w 3D. Miał nieprawdopodobną wyobraźnię przestrzenną, bez pomocy dzisiejszych technologii budował modele i okazywało się, że stoją. Być może jego standardowe wykształcenie architektoniczne wcale mu nie było potrzebne, miał po prostu wyobraźnię geniusza, do wszystkiego dochodził sam. Brak kątów prostych, wielkie falowanie ścian, tego rodzaju eksperymenty sprawiają wrażenie, jakby tworzył według jakichś innych reguł geometrii. A przecież była to geometria natury. Jego fundamentalne odkrycie, że połączenie parabolicznych łuków ze skośnym filarem utrzyma ciężar wielkiego sklepienia, oparte było na obserwacji przyrody. Obliczając wytrzymałość kolumn w Sagrada Família, opierał się na drzewie eukaliptusowym. Wyglądają tak, jakby nie dźwigały niczego. Kolumna zamiast dźwigać, pnie się do góry jak eteryczna roślina.
Czy wystawa w Poznaniu mówi o Gaudím coś więcej, niż znaną prawdę, że był architektem genialnym? Nie. Jest trochę zbyt przewidywalna i konwencjonalna. To wystawa edukacyjna z tezą, a jedyne, co zaskakuje, to celowa rezygnacja ze wszystkiego, co mogłoby ją uatrakcyjnić. Gaudí, który taką wagę przywiązywał do szczegółu i ornamentyki, który nie znosił jednobarwności (mawiał: w przyrodzie nic nie jest jednobarwne), który nie uznawał naturalnej barwy kamienia i lubił wszystko „pokolorować”, tu niemal nie istnieje. Niewielka część wystawy poświęcona jest projektom mebli i kafli oraz innym elementom wnętrz. Brakuje też kontekstu, w jakim tworzył architekt, a przecież to ważne, aby uświadomić sobie wyjątkowość jego projektów. Na szczęście te niedobory zostały świetnie uzupełnione przez polską część zespołu przygotowującego wydarzenie. Dzięki wykładom (w tym online), warsztatom i dodatkowym wystawom („Projekt Zamek” i „Istota piękna”) główna ekspozycja stała się pretekstem do dyskusji na tematy szeroko powiązane z głównym zagadnieniem.