Logo Przewdonik Katolicki

Franciszku, pojedź do Kijowa

Tomasz Królak
fot. Magdalena Bartkiewicz

Przez Moskwę „papież rzymski” postrzegany jest nie tyle jako głowa Kościoła katolickiego, ile jeden z liderów świata Zachodu – zgniłego, zdemoralizowanego i wrogiego Rosji.

Nadzieje na to, że Franciszek uda się do Kijowa, zdecydowanie wzrosły po tym, jak sam papież kilkakrotnie wspomniał, że taka opcja jest rozważana. Warto zaznaczyć, że było to jeszcze przed masakrą w Buczy i ujawnieniem ludobójstwa, jakiego rosyjscy żołdacy dopuścili się na bezbronnych cywilach. Teraz, kiedy świat obiegły zdjęcia ukazujące tragedię spod Kijowa, i po bezprecedensowej decyzji zgromadzenia ogólnego ONZ o wykluczeniu Rosji z Komisji Praw Człowieka, nadzieje na papieską wizytę w Ukrainie zmieniły się w wyraźne oczekiwanie. Innymi słowy, ta część świata (bo, niestety, nie jest to cały świat), która jest wstrząśnięta agresją Rosji, oczekuje, że Franciszek taką podróż odbędzie. Trzeba mieć nadzieję, że wygłoszony w Niedzielę Palmową papieski apel o rozejm i rozpoczęcie rokowań odniesie jakiś skutek, ale o wiele mocniejszym wkładem w dzieło pokoju byłaby osobista obecność następcy św. Piotra na umęczonej, ukraińskiej ziemi.
Oczywiście, nie zależy to tylko od samego Franciszka, bo jest jasne, że aby do takiego wydarzenia doszło, muszą być spełnione pewne warunki. Chodzi głównie o zapewnienie bezpieczeństwa papieżowi i delegacji watykańskiej. Jednakże wizyty w Ukrainie przedstawicieli różnych europejskich rządów i organizacji pokazują, że taka podróż nie wydaje się dziś czymś abstrakcyjnym.
Ale, bądźmy szczerzy, sprawa bezpieczeństwa to tylko jeden z czynników, które rozpatruje Franciszek i jego otoczenie, zwłaszcza sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej kard. Pietro Parolin. 3 kwietnia, pytany przez dziennikarzy o perspektywy podróży do Kijowa, papież odparł: „Nie wiem, czy da się to zrobić, czy będzie to stosowne, czy jej odbycie wyjdzie na dobre i czy należy to uczynić”. Nietrudno domyślić się, że Franciszek bierze pod uwagę to, jak jego podróż zostanie odebrana na Kremlu oraz w patriarchacie moskiewskim, otwarcie wspierającym wojnę w imię realizacji marzeń o tzw. rosyjskim świecie. Pamiętajmy, że w tej optyce, będącej przedziwnym polityczno-parareligijnym konglomeratem, „papież rzymski” postrzegany jest nie tyle jako głowa Kościoła katolickiego, ile jeden z liderów świata Zachodu – zgniłego, zdemoralizowanego i wrogiego Rosji. Dlatego zastanawiam się też, o czym papież miałby rozmawiać z patriarchą Cyrylem teraz, gdy ten – w imię rojeń o „russkim mirze” – poparł napaść na Ukrainę. A prace nad organizacją takiej wizyty, jak ujawnił Franciszek, także trwają.
Przed papieżem staje więc szereg niełatwych decyzji związanych z wojną w Ukrainie. Tak, bardzo trudno jest być dyplomatą i prorokiem, szefem Państwa Watykańskiego i następcą św. Piotra, politykiem i świadkiem Chrystusa. Ale wierzę, że papież sprosta obecnym oczekiwaniom. Kiedyś, odwołując się do metafory Kościoła jako owczarni, pięknie tłumaczył, że także owce mają swój węch i są sytuacje, w których pasterz powinien zdać się na ich „zmysł wiary”. Otóż jestem pewien, że dziś owce chciałyby, aby ich pasterz pojechał do Kijowa, bo wierzą, że to mogłoby przybliżyć upragniony pokój.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki