Tegoroczna Wielkanoc wydaje mi się wyjątkowa. To znaczy każda jest wyjątkowa, ale ta szczególnie. Bo chyba tym razem wspomnienie męki i zmartwychwstania potrzebne jest nie tylko chrześcijanom, ale też całemu światu. I nie chodzi mi nawet o to, że nagle cały świat się nawróci, ale że bardzo potrzebuje nadziei.
To bowiem trzecia wiosna, trzecia Wielkanoc od początku pandemii. W 2020 r. były pierwsze święta w zupełnej samotności. Kościoły były zamknięte, nawet niewierzący spędzali święta zupełnie sami, zastanawiając się, co to będzie. Święta w 2021 r. były też pandemiczne, ale już trochę inne – byliśmy przyzwyczajeni do kolejnych lockdownów i obostrzeń, ale wciąż widzieliśmy, że nasz świat stanął na głowie.
Nie mamy jeszcze dokładnych statystyk, ale wielu księży zauważa, że po kolejnych falach pandemii, gdy wprowadzano limity osób, obowiązkowe maseczki, część wiernych przestała chodzić do kościoła. I dotyczyło to nie tylko Polski. Takie sygnały płynęły z całego chrześcijańskiego świata.
Pojawiało się wiele wytłumaczeń tego zjawiska, które wydawały się całkiem sensowne. Na przykład to, że pandemia przyspieszyła trend sekularyzacyjny, poprzez to, że wiele osób uznało, że to nie religia odpowiada na najważniejsze pytania. Choć miała fatalne skutki – zmarły na koronawirusa na całym świecie miliony ludzi – była do pewnego stopnia dość pragmatycznym wyzwaniem. Oto wirus gdzieś przeszedł ze zwierzęcia na człowieka, jeśli stosować będziemy się do zaleceń sanitarnych, unikać zgromadzeń publicznych, dezynfekować ręce i powierzchnie wspólne, nosić maski, prawdopodobieństwo zachorowania spadnie. A jeśli już zachorujemy, wszystko w rękach lekarzy. W pandemii miejsce kapłanów zajęli lekarze, naukowcy i eksperci. I nawet sceptycy, którzy podważali sensowność szczepień, noszenia masek, wprowadzania lockdownów, odwoływali się do pragmatycznych, a nie religijnych argumentów.
Ale teraz Wielkanoc, po zmęczeniu pandemią, przypada na inny, niezwykły czas, jakim jest wojna. Pierwsza od kilku pokoleń w Europie, wojna, w której jedno państwo najeżdża drugie. Jesteśmy przerażeni obrazami cierpienia i śmierci z Ukrainy, przerażeni bestialstwem, do którego zdolni są żołnierze. I choć cały cywilizowany świat się zjednoczył, choć nakłada sankcje na Rosję i Putina, wojna trwa. I teraz Wielkanoc przypada na czas, w którym nasze dotychczasowe życie zmienia się nie do poznania. I nagle słyszę od niektórych księży, że do kościołów zaczynają przychodzić ci, których dawno tam nie było. Do spowiedzi ustawiają się kolejki tych, którzy całe lata byli poza Kościołem. Może nie jest to jakieś masowe zjawisko, ale pokazuje, że w przeciwieństwie do pandemii wojna jest wydarzeniem, na które religia może dać odpowiedź. Pytamy skąd zło, jaki jest sens niewinnego cierpienia, po co giną cywile, skąd w człowieku tyle z jednej strony okrucieństwa, a z drugiej bohaterstwa.
Akurat Wielkanoc jest odpowiedzią na te wszystkie pytania. To święto nadziei, której dziś potrzebują wierzący i niewierzący, jest światłem w tym czasie, w którym nad naszym kontynentem rozciąga się mrok i nowa żelazna kurtyna. Wesołych Świąt!