Naprawdę zasmuciła mnie historia, którą opisał kilka dni temu Dawid Gospodarek w „Więzi”. Na jednym ze stoisk podczas targów wydawców katolickich znalazł antysemickie broszury w typie „Poznaj Żyda”. Organizatorzy targów tłumaczyli, że nie jest ich rolą cenzurowanie treści każdej pozycji, którą wydawnictwa chcą pokazać czytelnikom. Po części można ich zrozumieć.
Przyznam szczerze, że większy problem niż z organizatorami mam z pewnym zjawiskiem, które obserwuję z coraz większym niepokojem. Antysemityzm jest nie tylko niezgodny z nauczaniem Kościoła, ale jest w dodatku efektem pewnego spiskowego myślenia o świecie. Antysemici na ogół uważają, że Żydzi pełnią jakąś nadzwyczajną rolę na świecie, albo w kręgach rządowych, albo finansowych, decydując o tym, jak działa świat. Jedną z sił napędowych antysemityzmu jest resentyment – kultywowanie przekonania, że własne niepowodzenia są skutkiem niecnych działań obcych sił. Ludzie resentymentu nie chcą zmieniać świata, uwielbiają natomiast narzekać i na zewnątrz szukać winnych własnych niepowodzeń, albo nawet jeśli wiodą szczęśliwe życie, to winnych faktu, że świat nie jest idealnym miejscem.
Mam wrażenie, że spiskowe myślenie staje się zarazą, którą dosięga coraz szersze kręgi osób wierzących w Polsce. Chodzi mi o swego rodzaju postawę, która wiąże się z generalnym odrzuceniem otaczającej nas rzeczywistości, uznaniem, że świat jest obcy, wrogi, przesiąknięty złymi siłami. Że wszędzie czai się zło i ciemne siły. Jeden z modnych na YouTube duchownych przekonywał, że zwierzęta domowe mogą być nośnikiem złych duchów i szatan może nas opętać, przeskakując z kota. Często pojawiają się krytyki bajek dla dzieci przekonywające, że są one satanistyczne i oglądanie ich przez dzieci to droga do wiecznego potępienia. Z szatanem nie ma żartów. W żaden sposób nie chcę bagatelizować problemu opętania, ale przekonanie o tym, że możemy zostać opętani, przez przypadek oglądając kreskówkę, przeczy nauce Kościoła o wolnej woli, która wszak twierdzi, że człowiek jest kuszony przez Złego, ale ma wolę, którą może się jemu przeciwstawić. Jeśli oglądanie bajki skazuje niewinne dziecko na zatracenie, bez udziału woli, to znaczy, że przechodzimy w kierunku koncepcji predestynacji, w którym zbawienie nie zależy od naszego udziału, lecz jest poza nami. Nie wydaje mi się to szczególnie katolickie.
Ale ten nurt był też mocno widoczny w pandemii, gdy wielu katolików chętnie wierzyło w teorie spiskowe mówiące o tym, że koronawirus to wymysł wielkich firm farmaceutycznych i biznesu, które chcą przejąć kontrolę nad światem. Odmawiali więc szczepień, uważając, że nauka zaczęła służyć szatańskim celom, wiara zaś każe trzymać się od tego z daleka. Odmawiali szczepień, stosowania się do norm sanitarnych, wszędzie doszukując się drugiego dna, uważając, że są mądrzejsi od innych, którzy bezmyślnie wykonywali polecenia rządu czy rekomendacje Światowej Organizacji Zdrowia.
Znacznie więcej było w tym sekciarskiego myślenia i manicheizmu niż chrześcijańskiego imperatywu miłości bliźniego i głoszenia Dobrej Nowiny. Cóż, mam nadzieję, że to tylko przejściowa moda.