Logo Przewdonik Katolicki

James Bond egzorcystów

Natalia Budzyńska
fot. Materiały prasowe

Horrory wciąż będą popularne, historie opętań nadal będą fascynować, ale nie przekonają nikogo, że demon istnieje. Nawet jeśli bohaterem będzie katolicki ksiądz noszący nazwisko najsłynniejszego egzorcysty.


H orrory w repertuarze kinowym pomijam, to nie jest mój ulubiony gatunek filmowy. Nie interesują mnie ani te o potworach, ani te o duchach, ani te o demonach. Nie lubię oglądać w kinie straszydeł i dawać się wciągać w krwawe historie z potworami w roli głównej. Wystarczy mi świat realny z jego problemami.
Dlatego kiedy w maju wszedł do kin film Egzorcysta papieża, nawet nie zwróciłam na niego uwagi. Co innego teraz, kiedy można go obejrzeć na platformie streamingowej na kanapie w domu. Skusił mnie w jesienne samotne popołudnie twarzą Russella Crowe’a w roli – uwaga – ks. Gabriela Amortha. Spodziewając się, że obejrzę biograficzny film o najsłynniejszym egzorcyście, z ciekawością włączyłam „play”. Zaczyna się cytatem, który ks. Amorth często powtarzał: „Diabeł cieszy się najbardziej, gdy wmawiamy sobie, że on nie istnieje”. A potem otrzymujemy horror klasy C, oczywiście pełen klisz, powtórzeń i pastiszowych rozwiązań.
Ciekawe swoją drogą, że tematyka opętań i egzorcyzmów wydaje się wciąż dla filmowców atrakcyjna. Po pół wieku od wejścia na ekrany Egzorcysty Wiliama Friedkina na ekranach zagościł właśnie pierwszy film z zapowiadanej trylogii, mający odświeżyć temat. Egzorcysta: Wyznawca okazał się tak fatalny, że krytycy pisali wręcz o tym, że Friedkin przewraca się w grobie. Zresztą nie wiadomo, po co w ogóle powstał, pierwowzór doczekał się kilku części, a każda była gorsza od poprzedniej. Jedno jest pewne: Friedkin zapoczątkował w kinie modę na filmy o opętaniach i walkach z demonami, która osiągnęła swój szczyt w XXI w. i wcale nie ma ochoty opuścić sceny.
Ale wróćmy do Egzorcysty papieża. Wydawałoby się, że film z ks. Gabrielem Amorthem, autorem wielu książek, który odprawił kilkadziesiąt tysięcy egzorcyzmów i który rozmawiał z szatanem, uplasuje się na samym niedoścignionym szczycie. Wszak mówiono o nim: „James Bond egzorcystów”.

Egzorcysta jeździ Vespą
Na to chyba liczyli twórcy, bo inaczej trudno wytłumaczyć obranie ks. Amortha na bohatera. Przypuszczam, że gdyby nie fakt, że to postać prawdziwa, film zaginąłby w powodzi podobnych produkcji. Ten włoski ksiądz paulista został egzorcystą późno, bo w wieku 60 lat. Został przez papieża mianowany głównym egzorcystą diecezji rzymskiej w 1985 r., na początku lat 90. założył Międzynarodowe Stowarzyszenie Egzorcystów. Można powiedzieć, że odrodził tę posługę w Kościele w czasach, kiedy wielu duchownych uważało, że jest kompletnie niepotrzebna. Pisał książki, w których dzielił się doświadczeniami i opisywał poszczególne przypadki opętań, z jakimi się stykał, nie stronił od przywoływania najbardziej ekstremalnych manifestacji. Uważał, że opętania mają miejsce także wewnątrz Kościoła, że obecnie występuje wielkie zapotrzebowanie na egzorcystów, a jego wypowiedzi bywały kontrowersyjne. Słynął przy tym z dowcipów i lubił żartować. Zmarł w 2016 r. w wieku 91 lat.
Scenariusz filmu Egzorcysta papieża został oparty na dwóch wspomnieniowych książkach włoskiego księdza – dodajmy jednak, że bardzo, ale to bardzo luźno. Prawa do zekranizowania biografii ks. Amortha wykupił od Towarzystwa św. Pawła ks. Edward Siebert z niezależnego studia filmowego funkcjonującego przy jezuickim uniwersytecie w Los Angeles, Loyola Productions. Przez kilka lat nie udało mu się jednak nic z tym zrobić i wtedy zgłosiła się do niego firma Screen Gems, żeby prawa te odkupić. Loyola Production widnieje jako jeden z producentów wykonawczych Egzorcysty papieża. Reżyserią zajął się Julius Avery, a scenariusz napisali Michael Petroni (autor scenariuszy do takich topowych horrorów jak Rytuał czy Poprzednie życie) oraz Evan Spiliotopoulos (ostatnio autor scenariusza do horroru Sanktuarium). Szczególnie oni dwaj dawali nadzieję miłośnikom gatunku. Początkowo daty podawane na ekranie sugerują, że faktycznie mamy do czynienia z fabularyzowanym dokumentem, albo chociaż z filmem opartym na opisanych w książkach przez ks. Amortha przypadkach. Tymczasem Russel Crowe jako ks. Amorth został wrzucony w sam środek pop-horroru połączonego z rewelacjami rodem z książek Dana Browna. Trzeba przyznać, że postać odegrał interesująco, dając jej tyle humoru i luzu, ile zdołał. To coś nowego, jeśli chodzi o horror.
Historia ma miejsce w 1987 r. gdzieś w opuszczonym opactwie, które w spadku po mężu dostała młoda Amerykanka. Przyjechała tu z dziećmi doglądać remontu. Od razu wiadomo, że któreś z nich wkrótce zostanie opętane przez tajemne siły znajdujące się w podziemiach opactwa. Na kogo padnie? Zbuntowaną, obrażoną nastoletnią dziewczynę czy jej młodszego brata, samotnika o wielkich oczach? Właśnie z nim zaczynają się dziać rzeczy dziwne, tomograf niczego nie stwierdza, młody miejscowy ksiądz jest bezradny, na pomoc papież wysyła więc ks. Amortha. I zaczynają się egzorcyzmy. W międzyczasie najsłynniejszy egzorcysta musi stoczyć walkę w samym Watykanie z gronem księży i biskupów niechętnym jego posłudze. W lochach opactwa odkrywa tajemnicę sprzed wieków dotyczącą inwigilacji szatana w kręgach Inkwizycji. Mamy tu oczywiście półmrok, burzę, szkielety i tajemniczą księgę pokrytą kurzem. Film kończy się tak, jakby miały powstać kolejne części: ks. Gabrielowi i jego młodemu pomocnikowi w tajnej bibliotece Watykanu zostaje pokazana mapa miejsc, w których czai się demon. Dostają kolejne zlecenie. I rzeczywiście, prace nad kolejną częścią już się rozpoczęły.

Manifestacje
Opętany w Egzorcyście papieża bierze lekcje od bohaterki Egzorcysty Regan. Mówi męskim chrapliwym głosem, rzuca ludźmi o ściany, drapie się po twarzy, przewraca oczami. Ks. Siebert z Loyola Productions zapytany, czy konwencja horroru mu nie przeszkadza, powiedział, że nie przepada za nią, ale cieszy się z tego, że pokazany jest w nim ksiądz jako pozytywny bohater. Owszem, walczy z siłami zła i je zwycięża, wciąż nawołując do modlitwy i zbyt wiele razy powtarzając, że „nasze grzechy nas odszukają”. Wprawdzie prawdziwy ks. Amorth szczególnie lubił film Egzorcysta, uważając, że dzięki niemu ludzie przypomną sobie o tym, że szatan istnieje, to mam duże wątpliwości co do pokazywania tego rytuału w tak bardzo popowy sposób, że absolutnie nikt nie weźmie go na serio.
Kultowy Egzorcysta powstał na podstawie książki zainspirowanej podobno prawdziwymi wydarzeniami z lat 40. Tak twierdził jej autor. Reżyser William Friedkin spotkał się z ks. Amorthem w 2016 r., a ten pozwolił mu uczestniczyć z kamerą w prawdziwym egzorcyzmie, jaki sam przeprowadził nad opętaną kobietą. Tak powstał dokument The Devil and Father Amorth, który jest hołdem Friedkina dla słynnego egzorcysty. Przebieg rytuału jest znacznie mniej spektakularny niż te, które widzimy w filmach będących właściwie kolejnymi wersjami Egzorcysty z 1973 r. Bo czy w Egzorcyzmach Emily Rose, Rytuale czy kolejnych wersjach pierwowzoru nie chodzi o to, żeby było jeszcze straszniej, jeszcze mroczniej i przerażająco? Na tym ta rozrywka polega. Ks. Amorth widział to chyba jednak trochę inaczej, podobnie jak Międzynarodowe Stowarzyszenie Egzorcystów, które po obejrzeniu trailera filmu z Russellem Crowem wydało oświadczenie: „Efektem końcowym jest zaszczepienie przekonania, że egzorcyzmy są zjawiskiem nienormalnym, potwornym i przerażającym, którego jedynym bohaterem jest diabeł, a jego gwałtownym reakcjom można stawić czoła z wielkim trudem. Jest to dokładnie przeciwieństwo tego, co ma miejsce w kontekście egzorcyzmów odprawianych w Kościele katolickim zgodnie z wydanymi przez niego dyrektywami”.

---

Egzorcysta papieża
reż. Julius Avery
Horror
USA 2023


 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki