Święto Zmartwychwstania jest najważniejszym momentem w całym roku liturgicznym. Jego przeżywanie jest w pewnej mierze zależne od danej kultury. Czy kultura współczesna, w której nie ma żadnych prawd, a wszystko jest płynne i niedookreślone, zmienia jakoś istotnie sens tego wydarzenia?
– Kultura podlega ciągłym przemianom, co ma swój wpływ także na przeżywaną przez Polaków religijność. Zarówno Święta Wielkanocne, jak i Boże Narodzenie mają charakter rodzinny. W kulturze w Polsce łączą się też z wieloma zachowaniami symbolicznymi, takimi jak groby Pańskie czy święconka (nieznana w innych krajach). Warto podkreślić, że rodzina pełni ważną rolę w przekazie tradycji, świątecznych zwyczajów itd.
Badania socjologiczne wskazują, że zwyczaje związane ze świętem Zmartwychwstania nadal są przestrzegane w wielu polskich rodzinach. Integrują je – społecznie i religijnie. Niektóre praktyki tracą jednak znaczenie religijne, stając się rytuałem wyłącznie rodzinnym. Więcej osób święci jajka na świąteczny stół, niż uczestniczy we Eucharystii w Niedzielę Wielkanocną. Bez pogłębienia religijności Wielkanoc staje się bardziej świętem „króliczka i zajączka” niż zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Ten trend stanowi duże wyznanie duszpasterskie. W płynnej rzeczywistości kulturowej granice między tym, co stricte religijne, powiązane z sacrum, a zwyczajami świeckimi mogą się zacierać.
W tym roku doszedł nowy, wojenny kontekst. W czasie, gdy Jezus żył, nauczał i umierał na krzyżu, Jego naród znajdował się pod rzymską okupacją. Niektórzy oczekiwali, że Mesjasz przyjdzie wyzwolić „swoich” jak typowy ziemski król. On natomiast przyjął rolę tzw. kozła ofiarnego, wyzwalając nas z błędnego koła przemocy. To inna logika niż ludzka. Jakiego typu nadzieję przyniosło Zmartwychwstanie?
– Każdy z nas na różnych etapach życia może doświadczyć osobistego „trzęsienia ziemi”. Ja w takich chwilach przypominam sobie moment śmierci Jezusa na krzyżu. Towarzyszyły jej głośne, przerażające znaki „na niebie i ziemi”: „Od godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię, aż do godziny dziewiątej. [...] A oto zasłona przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół; ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać. Groby się otworzyły i wiele ciał Świętych, którzy umarli, powstało” (Mt 27, 45.51–52).
Zmartwychwstanie Jezusa dokonało się inaczej – w ciszy poranka. Nie towarzyszyły mu znaki, nie było też świadków! Żołnierze pilnujący grobu nie widzieli i nie słyszeli Zmartwychwstania. Smacznie spali, gdy dokonało się największe wydarzenie w historii ludzkości! Zwycięstwo dobra nad złem; życia nad śmiercią; miłości nad nienawiścią. Tak samo przebiega to dzisiaj. Zło jest głośne, grzech – hałaśliwy. Dobro natomiast rodzi się w ciszy. Bóg jest dyskretny. Nawet największe swoje dzieła potrafi czynić niezauważalnie, choć ich skutki mają znaczenie dla całej ludzkości. Zmartwychwstanie przynosi wszystkim nadzieję, że każde zło, nawet to najbardziej okrutne, zostanie pokonane. To już się bowiem dokonało w Zmartwychwstaniu.
Powiedziałeś mi, że „pracuje w Tobie” zasłyszane kiedyś pytanie: „Czy jesteśmy ludźmi Zmartwychwstania?”. Znalazłeś odpowiedź?
– Człowiek Zmartwychwstania to ten, kto pomimo codziennej inwazji zła, jej absurdalności, potrafi żyć nadzieją. Przybiera ona wiele form. Jej źródło tkwi w zmartwychwstaniu Jezusa.
Kobiety, które poszły w poranek wielkanocny z wonnym olejkiem w dłoniach, by namaścić ciało zmarłego Pana, były pogrążone w rozpaczy. Wierność i miłość do Jezusa kazała im udać się do Jego grobu, choć zapewne mówiono im: a co to da? On umarł. Poszły pomimo tego i odkryły pusty grób. A z nim – radość i nadzieję. Niepozorny gest namaszczenia olejkiem zmarłego, jaki chciały ofiarować Panu, doprowadził je do odkrycia przełomowej prawdy o Jego zmartwychwstaniu. To pokazuje, że życie nadzieją wcale nie polega na oczekiwaniu na wielkie, wzniosłe wydarzenia. Jest to miłość okazywana drugiemu w codziennych, prozaicznych sprawach. Takie zachowania są świadectwem wiary, wyrazem przekonania, że Jezus nie jest „pochowany”, lecz żyje. Tu i teraz. W naszym życiu.