Dlaczego Bóg dopuścił oblężenie Mariupola i masakrę w Buczy? Dlaczego papież nie nazwał po imieniu agresora? Dlaczego międzynarodowa społeczność przygląda się dramatowi Ukrainy, a dramat się nie kończy już drugi miesiąc? Jak to możliwe, że ludzie ludziom zgotowali ten los? Jak to się dzieje, że wielu (przynajmniej w Rosji) wciąż wierzy, że tak trzeba i że w tym bezwzględnym złu jest dobro? Jak świętować Wielkanoc, cieszyć się ze zmartwychwstania Jezusa w świecie zalanym krwią niewinnych, którzy nie wstaną z grobu trzeciego dnia, ale osierocą swoje dzieci?
Są pytania, na które nie ma prostych odpowiedzi. Są pytania, na które każda odpowiedź będzie zbyt prosta – będzie uzurpacją wiedzy, którą ma tylko Bóg.
Nie odpowiadajmy więc zbyt prosto. Zamiast tego spróbujmy zobaczyć, jak działa Bóg i w jaki sposób wyzwala i ratuje człowieka.
Królestwo pokoju
Kiedy Żydzi czekali na Mesjasza, dokładnie wiedzieli, kim ma być i jakie zadania ma wypełnić. Mieli za sobą wieki wygnań i niewoli. W czasach Jezusa żyli pod trwającą od lat rzymską okupacją. Naród wybrany przez Boga, i szczególnie przez Niego umiłowany, w zasadzie w każdym pokoleniu doświadczał kolejnych nieszczęść. Miał więc po ludzku prawo wołać do Boga i dopominać się, by ten pozostał wierny swojej obietnicy. Wypełnieniem owej obietnicy miał być Mesjasz, Posłaniec. Jego przyjście miało być początkiem czasu pokoju i dostatku. Mesjasz miał przynieść wolność, miał zjednoczyć cały lud Izraela, miał sprawić, by na ziemi zapanowała władza Boga. Mesjasz miał być nowym królem, ale królem wreszcie dobrym i mądrym, który rządzić będzie z miłością i dbać o swoich poddanych w imieniu samego Boga. I tyle. Na tym polegało to oczekiwanie.
W umęczonym haniebnie na krzyżu nauczycielu z Nazaretu nie rozpoznali Mesjasza. Nie przyjęli Go, gdy mówił, że Jego Królestwo nie jest z tego świata. Odrzucili Go, kiedy się okazało, że nie doprowadzi ich do zwycięstwa, a przeciwnie, stać się może przyczyną jeszcze większych kłopotów. To dlatego postanowili Go zabić.
Naturalne oczekiwanie
To, co z perspektywy chrześcijańskiej wydawać się może krótkowzrocznością czy błędem, prowadzącym do odrzucenia Boga, który przychodzi na własnych zasadach – do odrzucenia Mesjasza Syna Bożego, Boga samego – jest w gruncie rzeczy oczekiwaniem zupełnie zgodnym z ludzką naturą. Stoi za nim wpisane w człowieka pragnienie sprawiedliwości i oczekiwanie, że dobro zawsze zwycięża – to, czego uczą się w bajkach dzieci na wszystkich krańcach świata. To nie jest oczekiwanie grzeszne. To nie jest oczekiwanie naiwne. To właśnie ono buduje w nas nadzieję i daje siły, żeby nieustannie o dobro i sprawiedliwość walczyć, żeby o nie zabiegać. Uczymy się tego już z bajek i pielęgnujemy jako dorośli. Jednocześnie jednak zdajemy sobie sprawę, że na ziemi absolutna sprawiedliwość i absolutne, powszechne dobro nie zapanują nigdy. Dopóki człowiek skażony jest grzechem pierworodnym, skutki tego grzechu boleśnie będzie odczuwał, dopóki nie zginie ten świat. Człowiekowi pozostaje trwać w napięciu między dobrem i złem i w nieustannym zmaganiu się o siebie: żeby pozostawać po właściwej, dobrej stronie.
Moralny kompas
Pytania o to, gdzie jest Bóg i jak może patrzeć na masakrę w Buczy i milczenie papieża, wpisują się w to naturalne pragnienie porządku w świecie. Wojna sprawiła, że nasze moralne kompasy zdają się rozregulowane. Sprawiedliwie i dobrze może być nie tylko ratować czyjeś życie, ale również nieść śmierć. Nienawidzić agresora wydaje się dobrem. Do tego dochodzi dziś doskonała świadomość dziejącego się zła, które rozgrywa się niemal na naszych oczach: w żadnych innych wcześniejszych wojnach człowiek nie widział go tak szybko i z tak bliska. Nie potrafimy sobie z tym radzić. Oczekujemy więc, że ktoś przyjdzie i uporządkuje nam świat, wyreguluje ów moralny kompas i powie, że mamy rację: bo czasem trzeba zabijać i czasem gniew aż po nienawiść może być usprawiedliwiony.
Trudno nie porównać tego oczekiwania do żydowskiego czekania na Mesjasza.
Inny porządek
My jednak wiemy już, że Jezus nie przyszedł zbudować na ziemi żadnego królestwa. Nie zaprowadził w ludzie Izraela własnych praw, które wszyscy zaczęli przestrzegać i żyć odtąd w pokoju. Jego prawa są prawami serca – dla chętnych. Mesjasz, którego poznaliśmy, przychodzi inaczej. Nie odpowiada na wszystkie pytania. Nie przejmuje władzy. Nie uspokaja wojen. Nie karze agresorów. Zamiast tego sam umiera na krzyżu wśród największego możliwego do wyobrażenia cierpienia.
Logika prawdziwego Mesjasza, Jezusa, który powstał z martwych, nie jest logiką tego świata. I Jego zwycięstwo również nie jest zwycięstwem tego świata. Królowanie Jezusa należy do innego porządku, a tych, którzy w Niego uwierzą, dzięki zmartwychwstaniu do tego porządku wprowadza. Królestwo i panowanie Jezusa już trwają – ale nie powiedzą o nim żadne telewizyjne wiadomości i nie poddadzą mu się żadni światowi politycy. Nie objawi się triumfem ani powszechnym pokojem aż do czasów paruzji. To Królestwo i to panowanie Jezusa można poznać, ale na razie wyłącznie oczami wiary. Możemy tylko wierzyć, że Jezus zmartwychwstał i tym samym całe zło tego świata poniosło klęskę na wieki – choć dopóki żyjemy, nadal zbierać będzie swoje krwawe żniwo.
Odejdą zasmuceni
Ani świętowanie Wielkanocy, ani głos papieża nie sprawią zatem, że na świecie nastanie Królestwo sprawiedliwości. Nie sprawią, że uciszy się wojna i będzie można budować nowy, lepszy świat. Prawdopodobnie nie sprawią również, że przestaniemy zadawać pytania i zmagać się z bezsilnością wobec zła. Na ziemi nie zostaną rozliczone do końca rachunki krzywd. Dobro zatriumfuje, ale zapewne tylko połowicznie, a zło nie zostanie zmiecione z powierzchni ziemi raz na zawsze. Kto na to liczy, kto tego czeka – odejdzie zasmucony tak, jak odeszli spod krzyża ci, którzy wcześniej wśród radosnych okrzyków wprowadzali Go do Jerozolimy, żeby zasiadł wreszcie na tronie.
Nie oznacza to, że w Królestwie Bożym nie możemy żyć i uczestniczyć już dziś. Na tym właśnie polega tajemnica Wielkanocy – że dzięki zmartwychwstaniu Jezusa jest ono dla nas dostępne, mimo że żyjemy na ziemi, pośród cierpienia i trudnych pytań.
Jak żyć?
Jezus zmartwychwstał i dał nam udział w swoim Królestwie. To znaczy, że możemy domagać się ludzkiej sprawiedliwości, ale nie nienawidzić. To znaczy, że możemy czuć gniew, ale nie rozpędzać się w nim aż po nienawiść. Możemy współodczuwać i współcierpieć, ale nie przeklinać i nie złorzeczyć. Możemy dźwigać ciężary cierpiących, ale swoje oddawać Bogu.
Mamy udział w Królestwie Boga – a to znaczy, że możemy pośród cierpienia i trudnych pytań zachować swoją godność i miłość. Możemy żyć, życiem dając świadectwo, że jest ono silniejsze niż śmierć – że miłość jest silniejsza niż nienawiść – że nadzieja jest silniejsza niż lęk.
Mesjasz nie przychodzi, żeby zatrzymać na świecie zło. Mesjasz przychodzi, żebyśmy w świecie zalanym złem potrafili kochać, dawać nadzieję, wybaczać i nie dać się wciągnąć w spiralę nienawiści.
Oczekiwanie na ziemskiego Mesjasza nie zostanie wypełnione – jak nie wypełniło się wieki temu. Podobnie jak wieki temu urodzi frustrację i gniew, prędzej czy później skazując na krzyż tego, kto nie spełni oczekiwań tłumu.
Mesjasz przyszedł inaczej – na wieki. Jezus zmartwychwstał. W Jego Królestwie żyć będzie ten, kto ocali w sobie miłość i pokój. I to właśnie ta miłość i pokój będą ziarnami wieczności.