Logo Przewdonik Katolicki

Jak i kiedy zatrzymać Putina?

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Bartkiewicz

Kiedy prezydent Zełeński apeluje do NATO o gwarancje nieba nad Ukrainą wolnego od obcych samolotów, w istocie apeluje o wojnę Europy i Ameryki z Rosją.

To zupełnie zrozumiałe, że uczymy się empatii wobec Ukraińców. Czasem dotyczy to kwestii drobnych. Jak wtedy, kiedy dziennikarze na wyścigi mówią w mediach „w Ukrainie”, wbrew regułom słownikowym, które zalecają formułę „na Ukrainie”. Bo podobno nasi wschodni sąsiedzi uważają starą składnię za protekcjonalną.
Rzecz dotyczy także rzeczy ważniejszych. Oto podczas wielkiego exodusu ukraińskiego przez naszą wschodnią granicę pojawiły się doniesienia o nadużyciach czy przynajmniej złym zachowaniu ukraińskich służb granicznych dyrygujących tym ruchem. I sam sobie zadałem pytanie: czy powtarzać, czy się interesować. W końcu naprawdę toczy się prawdziwa walka dobra ze złem. Co zmieni świadomość, że po dobrej stronie trafiają się ludzie ułomni? Ba, że mogą pokutować stare i nowe grzechy, bo przecież tamto państwo nie jest idealne (nasze też nie). Nie powinniśmy tu popadać w szaleństwo, tym się różnimy od Rosjan, że się nie cenzurujemy. Ale warto pamiętać, że każda taka niewinna rewelacja staje się orężem w walce propagandowej. Na dokładkę rzadko kiedy mamy pewność co do jej wiarygodności (a już na pewno typowości). Rosjanie robią wiele, żeby Ukraińcom szkodzić. Mają kiepską gospodarkę, wielką, ale niespecjalnie sprawną armię, i jednak biegłość w technikach dezinformacji.
Są sprawy jeszcze bardziej fundamentalne. Ze zdumieniem przeczytałem na Facebooku wpis pewnego kojarzonego z prawicą, ale raczej tą umiarkowaną, intelektualisty, który ubolewał, że logika tej wojny zwiąże Ukraińców już na zawsze z tradycją ludobójczego Stiepana Bandery. Autor wpisu przypomniał słowa Lecha Kaczyńskiego skierowane do prezydenta Juszczenki: „Z Banderą do Unii nie wejdziecie”.
Ten głos z netu przyprawił mnie o szok. Lech Kaczyński miał wtedy rację. Ale jestem pewien, że nie wróciłby do tych słów akurat w tej chwili, kiedy Rosjanie opowiadają banialuki o nazistach rządzących Ukrainą. Bo to znowu broń w wojnie. Co dziwniejsze, intelektualista założył, że Ukraina wygra, co na razie niestety jest hipotezą mało prawdopodobną. Jakież szczęście, że w kilka godzin później wpis zniknął.
Staramy się być maksymalnie delikatni i sam bym do takiej delikatności zachęcał. Jest wszakże jedna sfera, w której nie jesteśmy w stanie naszych braci Ukraińców zadowolić. Kiedy prezydent Zełeński, bohater tej wojny, apeluje do NATO o gwarancje nieba nad Ukrainą wolnego od obcych samolotów, to w istocie apeluje o wojnę Europy i Ameryki z Rosją. Nikt nie jest na nią gotowy, a determinacja Putina, dysponującego bronią jądrową, czynią samo ryzyko jeszcze łatwiejszym do podważenia.
Czy nie mamy obowiązku unikać jeszcze większej tragedii? Czy przywódcy NATO nie powinni myśleć kategoriami bezpieczeństwa swoich narodów? A z drugiej strony – może w argumentacji Zełeńskiego jest coś racjonalnego? Może, niezatrzymany teraz, Putin będzie coraz groźniejszy? Może analogia z rokiem 1938 i 1939, czyli z niezablokowaną w porę ekspansją Hitlera, jest prawdziwa?
Tak czy inaczej, pozostaje niemiłe wrażenie: co byśmy nie robili dla Ukrainy w sferze humanitarnej, ba w sferze dostaw wojskowych, patrzymy z boku, jak ona ginie. Zełeński mówi o tym z coraz większym żalem i emocją. To, pamiętajmy, także żal wobec Polski. My także zapewniamy nieustannie, że do wojny nie wejdziemy. Czy powinniśmy się tego wstydzić?
Ja odczuwam wstyd. Chociaż… sam Zełeński nie jest konsekwentny. Wiele razy Polsce dziękował, wiele razy mówił o przywódcach polskich jako przyjaciołach. No właśnie, chyba nie znam tu dobrej odpowiedzi. Chętnie posłuchałbym kogoś, kto ją zna.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki