Logo Przewdonik Katolicki

Ile znaczy imię

Monika Białkowska i ks. Henryk Seweryniak
fot. Sergey Skleznev/Adobe Stock

W imieniu jest pewne tabu. Zwrócenie się do kogoś po imieniu jest wejściem w bliższą relację, dopuszczeniem go niemal do pewnej duchowej intymności. Dotyczy to również Boga

Ks. Henryk Seweryniak: Wiesz, wykładałem kiedyś dużej grupie ludzi świeckich sakramentologię, mówiłem więc oczywiście o sakramencie chrztu. I wiesz, czułem, że oni mocno przeżywali to, gdy podkreślałem, jak ważnym aktem jest to, że właśnie wtedy, przy chrzcie, nadawane jest dziecku imię! I że to oni to imię wybierają, nadają. 

Monika Białkowska: Imię przecież nadaje się dziecku zawsze. W każdej kulturze. I zawsze to jest ważny obrzęd, zawsze jakoś publicznie zauważalny. Bez imienia trudno byłoby zidentyfikować człowieka.

HS: Owszem. Ale w chrześcijaństwie położony jest bardzo mocny nacisk na to, żeby imię wiązało się właśnie ze chrztem. U ortodoksyjnych Żydów na przykład człowiek staje się Żydem przez sam fakt urodzenia z matki Żydówki. W chrześcijaństwie to tak nie działa. Samo urodzenie się w chrześcijańskiej rodzinie niczego jeszcze dla człowieka nie oznacza.  Dopiero w chrzcie otrzymujemy imię i otrzymujemy nową tożsamość, przechodzimy z Chrystusem od śmierci do zmartwychwstania, stajemy się członkami wspólnoty. Dlatego  to imię – stanowiące o naszej tożsamości – jest dla chrześcijan szczególnie ważne. I rodzice nadając imię swojemu dziecku, uczestniczą w niezwykle ważnym akcie. Ono w tym imieniu będzie zanurzone w Trójcy: ochrzczone w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Jest tu jakiś ważny i antropologicznie, i teologicznie moment. 

MB: Mamy chyba to wyczucie, ono nigdy nie zginęło. Poczytałam trochę o tym. Od zawsze właściwie imię miało nadać człowiekowi jakieś właściwości, miało być odzwierciedleniem jego cech, miało wyrażać miłość innych do niego albo przekonywać świat o jego zaletach. Kiedyś  wierzono wprost, że za pomocą imienia można wpłynąć na los dziecka: to jest to łacińskie powiedzenie, że nomen est omen. Zresztą przekonanie o tym, że nadaniem imienia można wpłynąć na los człowieka, wcale nie jest takie absurdalne, choć nie ma w tym nic magicznego. 

HS: Imię nie może być przypadkowe, to jest pewne. Jest powrotem do chrztu, do własnej tożsamości. Zauważ też, że nawet Kodeks prawa kanonicznego zwraca na to uwagę, że nie tylko rodzice, ale też rodzice chrzestni i nawet proboszcz mają troszczyć się, żeby nie nadawać dziecku imienia niechrześcijańskiego. Właśnie po to, żeby podtrzymać to nasze wpisanie w Boga w chrzcie. Zresztą są imiona, w których to wpisanie jest bardzo wyraźne, wręcz dosłowne. „Anastazja” to jest wprost odniesienie do zmartwychwstania. Francuskie imię „Noel” oznacza po prostu „Boże Narodzenie”. W Polsce to będzie też na przykład „Krystyna”, oznaczające „chrześcijankę”. Ale za imieniem idzie też patron, ktoś, kto ma się za nami wstawiać i do kogo będziemy się upodabniać. Ciekawa jest tu również jakaś duchowa bliskość człowieka i kościoła: jedno i drugie ma imię, ma patrona. A chrześcijanin ma się upodabniać do świątyni, być przestrzenią, w której żyje Duch Święty. 

MB: Dla mnie ciekawe jest, jak chrześcijańskie, ale też te starsze tradycje odnośnie do imion zostają potwierdzone dziś dzięki naukowym badaniom. Sprawdzano na przykład w Stanach Zjednoczonych (przy użyciu Skali Konotacji Imienia, stworzonej przez Mehrabiana), jakie imiona mają najwyższe konotacje sukcesu, moralności i tym podobne. Mnie te moralne konotacje interesują najbardziej. Okazało się, że wśród męskich imion najbardziej kojarzone z wysoką moralnością noszącego je są: Moses, Solomon, Abraham, Joshua, Jacob. Czyli Mojżesz, Salomon, Abraham, Jozue, który potem też stał się Jezusem, i Jakub. Na skali sukcesu w pierwszej piątce nie było żadnego biblijnego. Wśród kobiet podobnie: w sukcesie żadnego biblijnego, ale z wysokimi konotacjami moralnymi mamy Prudence („roztropność”), Hope („nadzieję”), Esther (biblijna Estera) i Agnes (Agnieszka, męczennica pierwotnego Kościoła). 

HS: Konotacje oznaczają tyle, że jeśli człowiek nosi imię Abraham czy Estera, automatycznie odbierany będzie przez innych jako żyjący bardziej moralnie?

MB: Tak. Oczywiście to może być złudne, imię nie jest magią, która nas jakoś zwiąże. Ale psychologowie dowiedli, że imię jest podstawą kształtowania tożsamości dziecka i elementem obrazu własnej osoby. Jeśli ktoś nie lubi swojego imienia, jest większa szansa, że będzie miał równocześnie problem z samoakceptacją. Nie potrafimy postrzegać siebie w oderwaniu od swojego imienia. 

HS: Łatwo tu zrobić dziecku krzywdę, goniąc za jakimiś modami albo bardzo egzotycznymi imionami, byle tylko dziecko wyróżnić spośród rówieśników. 

MB: Będę się mądrzyć, bo się naczytałam. To wcale nie jest źle być jedną z pięciu Agnieszek w klasie. Ludzie z imionami, które się nie wyróżniają z populacji, mają po prostu łatwiej w życiu. Psychologia stawia wręcz tezę, że imiona niezwykłe mogą być patogenne. Mogą narażać dziecko na dokuczanie i odrzucenie – mogą być sygnałem, że rodzic ma nierealne oczekiwania wobec dziecka, których ono nie będzie mogło spełnić – mogą być po prostu nadawane przez ludzi, którzy sami mają problem z przystosowaniem się i rzutują to na dziecko. Nawet w polskich badaniach okazywało się, że badacze mieli problem z dotarciem do rodziców dzieci noszących niezwykłe imiona – i że działo się to często ze względu na alkoholizm, opuszczenie rodziny czy odbywanie kary w więzieniu. Oczywiście to są badania pewnej tendencji, nie opis każdego pojedynczego przypadku. Ale mimo wszystko ciekawe.

HS: W imieniu jest też, zauważ, pewne tabu. Imiona otrzymywały tylko kościoły, dzwony, okręty i ludzie. Kiedyś bardzo pilnowano tego, żeby nie nadawać ludzkich imion zwierzętom. Inny był katalog imion dla dzieci, a inny dla psów i kotów, choć dziś to się pomieszało. Zwrócenie się do kogoś po imieniu jest wejściem w bliższą relację, dopuszczeniem go niemal do pewnej duchowej intymności. To może też nam się teraz trochę pod wpływem amerykańskiej kultury rozmywa…

MB: Nie wiem. Może w korporacjach i tam, gdzie się naprawdę dużo używa języka angielskiego. Ja mam wrażenie, że nasze „pan”, „pani” jest jednak żywe. I lubię, że jest. 

HS: Na koniec – choć może od tego trzeba było zacząć – jest Ten, którego imienia nie można było wymawiać, który swoje Imię objawił człowiekowi, dopuszczając go do takiej właśnie największej intymności: Bóg, Jahwe. To jest bardzo ciekawe w Starym Testamencie: z jednej strony objawienie Imienia Boga, a później całe wieki jego ukrywania, zapisywania go w taki sposób, by nie można go było wymówić, w tetragramie JHWH, który w hebrajskiej Biblii pojawia się prawie 7 tysięcy razy. Zasłaniania dziesiątkami innych, zastępczych imion, czytaniem JHWH jako „Adonai”, „Pan”. Jakby wypowiedzenie imienia Boga było dotknięciem samej jego istoty, a człowiek wiedział, że nie jest tego godny. Ale to również potwierdza naszą początkową intuicję: że imię jest czymś niezwykle ważnym i warto o nim rozmyślać… 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki