Logo Przewdonik Katolicki

Kłopotliwy katolik w Białym Domu

ks. Artur Stopka
Joe Biden podczas nabożeństwa w katedrze pw. św. Mateusza w Waszyngtonie – kilka godzin przed swoją prezydencką inauguracją 20 stycznia 2021 r. fot. Chip Somodevilla/Getty Images

Drugi raz katolik został prezydentem Stanów Zjednoczonych. Jest się z czego cieszyć. Dlaczego więc Kościół katolicki w USA ma z nim kłopot?

Jeśli chodzi o zajmowanie najwyższego stanowiska politycznego w państwie, amerykańscy katolicy nie mają się czym chwalić. Aż do stycznia br. w Gabinecie Owalnym zasiadał tylko jeden katolik – John Fitzgerald Kennedy. Był trzydziestym piątym prezydentem Stanów Zjednoczonych. Objął urząd 20 stycznia 1961 r., ale nie dożył do końca kadencji. Zginął w zamachu w Dallas 22 listopada 1963 r.
Zaprzysiężony ponad miesiąc temu Joe Biden jest więc drugim katolikiem, któremu udało się wygrać wyścig do Białego Domu. Nie kryje on swego przywiązania do katolicyzmu. W dniu zaprzysiężenia przed południem uczestniczył we Mszy  w., a przysięgę składał na starą Biblię, obecną w jego rodzinie od roku 1893 i towarzyszącą wszystkim ważnym wydarzeniom w jego życiu.

Arcybiskup ma obawy
Wydawałoby się, że dla członków Kościoła katolickiego w USA i nie tylko, to powód do zadowolenia i satysfakcji. Jednak okazuje się, że z różnych stron padają głosy pełne wątpliwości dotyczące jego postawy religijnej i zgodności działań z wiarą, do której się przyznaje. Wśród katolickich biskupów w USA doszło do ostrego konfliktu wokół niego. Do podziałów doszło również wśród wiernych. Co ciekawe, niekoniecznie dotyczą one samego Bidena i zgodności jego działań oraz decyzji z nauczaniem Kościoła. Amerykańscy katolicy, duchowni i świeccy, spierają się na przykład na temat oceny działań arcybiskupa Jose H. Gomeza, metropolity Los Angeles, który od 2019 r. stoi na czele Konferencji Biskupów Katolickich Stanów Zjednoczonych.
W dniu zaprzysiężenia Joe Bidena opublikowane zostało podpisane przez abp. Gomeza oświadczenie, w którym co prawda znalazło się błogosławieństwo dla nowego lokatora Białego Domu i zapewnienie o modlitwie, ale nie zabrakło też obaw dotyczących jego prezydentury. Dotyczą one kwestii moralnych, a zwłaszcza ochrony życia. Oświadczenie zwraca uwagę, że nowy prezydent zobowiązał się do prowadzenia „pewnych polityk, które sprzyjałyby złu moralnemu i zagrażały życiu oraz godności człowieka”. Najpoważniejsze zagrożenia dotyczą kwestii aborcji, antykoncepcji, małżeństwa i płci. „Głęboko niepokoi kwestia wolności Kościoła i wolności wierzących do życia zgodnie z własnym sumieniem” – stwierdza dokument podpisany przez metropolitę Los Angeles.

Kardynał tweetuje
Oświadczenie przewodniczącego Konferencji Biskupów Katolickich Stanów Zjednoczonych niemal natychmiast publicznie skrytykował metropolita Chicago abp Blase Joseph Cupich. Komentując je na Twitterze stwierdził, że jest ono „nierozważne”. Dodał, że jest to posunięcie bezprecedensowe, a w dodatku krytyczne wobec prezydenta Bidena oświadczenie było niespodzianką dla wielu biskupów, „którzy otrzymali je zaledwie na kilka godzin przed publikacją”.
Część mediów podawała, że oświadczenie zostało upublicznione później, niż planowano, nie tylko z powodu podzielonych opinii na jego temat w amerykańskim episkopacie, ale także z powodu interwencji Watykanu. Odwoływały się do dość powszechnego w USA przekonania, że papież Franciszek wspierał kandydaturę Joe Bidena. Niektórzy za jeden z wyrazów tego poparcia uznają ogłoszenie encykliki Fratelli tutti dokładnie miesiąc przed prezydenckimi wyborami w Stanach Zjednoczonych. Inni przypominali, że Donald Trump jawnie popierał i promował byłego nuncjusza w Waszyngtonie Carla Marię Vigano, który domagał się od obecnego następcy św. Piotra rezygnacji z posługi.

Papież śle życzenia
Jednak do myślenia dają życzenia, jakie w dniu zaprzysiężenia prezydent Biden otrzymał od papieża Franciszka. Papież zapewnił nowego prezydenta USA, że modli się, aby Bóg obdarzył go mądrością i mocą w sprawowaniu wysokiego stanowiska. Życzył Bidenowi, aby naród amerykański pod jego przewodnictwem nadal czerpał siłę „z wzniosłych wartości politycznych, etycznych i religijnych, które inspirowały państwo od chwili jego założenia”. 
Franciszek podkreślił, że w czasie, gdy poważne kryzysy, przed którymi stoi rodzina ludzka, wymagają dalekowzrocznych i wspólnych reakcji, modli się, aby decyzje nowego prezydenta „kierowały się troską o budowanie społeczeństwa naznaczonego autentyczną sprawiedliwością i wolnością, wraz z nieustannym poszanowaniem praw i godności każdego człowieka, zwłaszcza ubogiego, bezbronnego i pozbawionego głosu”. Dodał, że prosi Boga, „będącego źródłem wszelkiej mądrości i prawdy”, aby kierował wysiłkami Bidena na rzecz wspierania zrozumienia, pojednania i pokoju w Stanach Zjednoczonych oraz wśród narodów świata „w celu wspierania powszechnego dobra wspólnego”.
Uważna lektura krótkiego papieskiego przesłania pozwala zauważyć w nim nie tylko duże stonowanie, ale również mocne przypomnienie o wartościach, których źródłem jest Bóg. Papież nie omieszkał też zawrzeć w tych kilku zdaniach swoich oczekiwań wobec nowego przywódcy USA. Postawił przed nim bardzo poważne zadania.

Prezydent decyduje
Wśród pierwszych decyzji podjętych przez Joe Bidena znalazły się również takie, które z punktu widzenia nauczania Kościoła o ochronie życia ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci muszą budzić poważne nie tylko wątpliwości, ale sprzeciw. Jedna z nich dotyczy otrzymywania funduszy federalnych przez organizacje międzynarodowe przeprowadzające i promujące aborcje. Nowy prezydent cofnął zakaz wydany w tej sprawie przez jego poprzednika. Komentatorzy zwracają uwagę, że ten temat od lat różni dwa główne ugrupowania polityczne w USA. Od dawna republikanie blokują taką możliwość, a demokraci ją przywracają. Można by więc powiedzieć, że w logice politycznej Biden nie zrobił niczego nadzwyczajnego. Jednak jeśli się weźmie pod uwagę, że podjął tę decyzję jako katolik, problem nabiera znaczenia. Dotyka nie tylko samego Joe Bidena i jego sumienia, ale również Kościoła katolickiego.
To żadna tajemnica, że nie wszyscy katolicy w pełni akceptują i przyjmują nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego w kwestiach ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci, antykoncepcji, nierozerwalności małżeństwa itp. Są tacy, którzy mają w tych sprawach wątpliwości, niejednokrotnie związane z ich konkretną sytuacją życiową. Próbują niejednokrotnie bardzo skomplikowane w konkretnych przypadkach decyzje podejmować w zgodzie ze swoim sumieniem. Czasami o ich rozterkach nikt nie wie, bywa, że zna je kilka osób. Oczywiście podejmowane przez nich decyzje wpływają na Kościół, raniąc go, jeśli są sprzeczne z jego nauką. Najczęściej nie mają jednak wymiaru publicznego. Nie wpływają na postępowanie dużych grup innych ludzi. Nie dotyczą całych społeczeństw. Nie znajdują odzwierciedlenia w systemach prawnych.

Polityk brudzi ręce
Zupełnie inaczej sytuacja wygląda, gdy ktoś będący katolikiem posiada władzę w konkretnej społeczności. Jego decyzje – w zależności od zajmowanego stanowiska – mogą mieć wpływ na los tysięcy, milionów, a nawet miliardów ludzi. To oczywiste, że katolik – nawet wypełniający najwyższe na świecie funkcje – powinien się kierować swoim sumieniem, dobrze uformowanym przez nauczanie Kościoła. Co jednak w sytuacji, gdy ma wątpliwości dotyczące części tego nauczania? Albo gdy uważa, że musi w swoich decyzjach politycznych uwzględniać również poglądy tych, którzy nie podzielają jego wiary i nie powinien narzucać wszystkim swojego katolickiego stanowiska w niektórych kwestiach? Co powinien w takim przypadku zrobić Kościół? Wyrzec się takiego członka wspólnoty? Odciąć od dostępu do sakramentów? Ekskomunikować? A może lepiej udawać, że nic się nie stało i cieszyć się, że w innych kwestiach polityk katolik postępuje zgodnie z jego nauczaniem?
Ktokolwiek miał styczność z polityką (nawet na niewysokim szczeblu), wie, jak trudno jest ją uprawiać w pełni zgodnie z Ewangelią i nauczaniem Kościoła. Dlatego katolicy niejednokrotnie unikają aktywności politycznej. Nie tylko dlatego, że unikają grzechu, ale również dlatego, że nie chcą jakimiś kontrowersyjnymi decyzjami narazić na kłopot swojej wspólnoty wiary. Takie podejście stanowczo odrzucił papież Franciszek. W 2015 r. powiedział wprost, że kto tak argumentując, unika aktywności politycznej, równocześnie rezygnuje z możliwości czynienia dobra. „Idź naprzód, proś Pana, by ci pomógł nie grzeszyć, a jeśli sobie pobrudzisz ręce, proś o przebaczenie i idź naprzód. Działaj, działaj” – apelował z naciskiem.
To dobra wskazówka, pomagająca także wypracować stanowisko Kościoła w konkretnym przypadku Joe Bidena, drugiego w historii katolika w Białym Domu. Trzeba jasno mówić, kiedy postępuje on niezgodnie z nauczaniem Kościoła, ale nie wydaje się roztropnym, aby potępiać i wykluczać go jako człowieka oraz jako członka wspólnoty wiary. Lepiej modlić się za niego tak jak papież Franciszek.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki