Logo Przewdonik Katolicki

Rozmowy z wykorzystaniem technologii to namiastka relacji

Bogna Białecka, psycholog
fot. Malte Mueller/Getty Images

Jeszcze rok temu można było spotkać nastolatków siedzących w grupach, zatopionych w smartfonach i nieodzywających się do siebie. Dziś, gdy tylko pojawia się okazja, by spotkać znajomych, chętnie ją wykorzystują. Być może dopiero aktualny kryzys uświadomił niektórym, jak cenne są kontakty twarzą w twarz.

Wydawałoby się, że nastolatki, biegłe wszak w korzystaniu z komunikatorów, mediów społecznościowych i generalnie zdobyczy współczesnej technologii, nie powinny mieć większego problemu z podtrzymaniem znajomości czy pielęgnowaniem przyjaźni.
A jednak. Młodzi, niejako paradoksalnie, zaczęli doceniać możliwość spotkania z ludźmi twarzą w twarz. Gdy jako Fundacja Edukacji Zdrowotnej i Psychoterapii w grudniu 2020 r. robiliśmy badania w grupie polskich nastolatków, okazało się, że najbardziej dotkliwie przeżywają izolację społeczną związaną z nauką zdalną i zakazem spotkań w grupach powyżej pięciu osób. Dziś, kiedy tylko pojawia się okazja, by spotkać znajomych, rzucają się w ten kontakt, starając się „na zapas” nacieszyć swoją obecnością.

Czym jest komunikacja zapośredniczona?
Termin „komunikacja zapośredniczona” oznacza każdy rodzaj komunikacji (rozmowy), która nie odbywa się twarzą w twarz. Może być ona czysto pisemna – jak np. listy, mejle czy pisanie na czacie. Może zawierać też słowo mówione, a nawet obraz drugiej osoby – jak to ma miejsce w rozmowie telefonicznej czy za pośrednictwem wideokomunikatorów.
Niestety, komunikacja taka jest tylko protezą prawdziwej rozmowy i nie jest w stanie jej zastąpić. W rozmowie twarzą w twarz większość znaczących komunikatów przekazywana jest za pomocą tzw. mowy ciała. Możemy jej nie analizować w sposób świadomy, ale wpływa ona na przykład na to, czy wierzymy drugiej osobie, czy czujemy z nią empatię, czy jesteśmy zainteresowani tym, co mówi.

Wzrok

Mój syn przestał patrzeć mi w oczy, przy rozmowie ucieka wzrokiem w bok. Tłumaczę mu, że to ważne, a on kiwa głową, przyznaje rację, ale po chwili znów przestaje patrzeć. Właśnie zdałam sobie sprawę, że praktycznie jestem jedyną osobą, która z nim przebywa fizycznie. A ja pracuję. Czyli tego kontaktu jest mało. Co będzie z nim dalej? Przecież patrzenie innym w oczy to rzecz, której normalnie się uczymy automatycznie?
Mama 12-latka


Pierwszy, najważniejszy może element, to kontakt wzrokowy. Spoglądając drugiej osobie w oczy, sprawdzamy, czy nas rozumie, okazujemy zainteresowanie, troskę. Po oczach oraz wyrazie twarzy rozpoznajemy emocje drugiej osoby. Gdy ktoś ucieka wzrokiem, może być to oznaką kłamstwa („rozbiegane oczka”), znudzenia czy lekceważenia (nieruchome patrzenie w dal, w bok). Jeśli ktoś przyszpila nas nieruchomym wzrokiem, czujemy się atakowani.
Praktyka pokazuje, że kontakt wzrokowy działa angażująco. Osobom występującym publicznie zaleca się, by próbowali nawiązać kontakt wzrokowy z poszczególnymi słuchaczami i spoglądać w różne rejony widowni. Gdy osoba, która do nas mówi, spogląda co jakiś czas nam w oczy, czujemy się dostrzeżeni, otoczeni opieką, czujemy, że jest zainteresowana tym, czy słuchamy i co myślimy.
Tego wszystkiego brakuje w komunikacji przez internet. Nawet jeśli ktoś korzysta z komunikatora przekazującego wideo drugiej osoby, nigdy nie ma możliwości nawiązania kontaktu wzrokowego. Jeśli patrzysz na ekran, druga osoba widzi, że spoglądasz w dół. Jeżeli patrzysz w oko kamery, rozmówca, owszem ma wrażenie, że patrzysz mu w oczy, jednak ty go nie widzisz. Osoby pragnące zachować pozory kontaktu wzrokowego i wykazać troskę, zainteresowanie rozmówcą będą patrzeć prosto w kamerę, jednak to łatwo zmienia się w „przyszpilanie wzrokiem” – w normalnej rozmowie te spojrzenia w oczy rozmówcy są kilkusekundowe, nie ciągłe.
Oznacza to, że nawet gdy ktoś korzysta z kamerki, nie następuje prawdziwy kontakt, czujemy się gorzej niż w prawdziwej rozmowie, nie wiedząc do końca dlaczego.

Mimika, gesty, układ ciała

Proszę uczniów o włączenie kamerek, bo mam jakąś namiastkę kontaktu – przynajmniej widzę twarze. Ale to i tak jest mało. Pytam ich, czy rozumieją, staram się to sprawdzić, mówią, że mają wrażenie przesłuchania. Normalnie przeszłabym się po klasie i zerknęła, jakie zrobili notatki, widziałabym błysk zrozumienia w oku. Widziałabym, czy ktoś próbuje grać pod stołem w grę lub gapi się w okno. W nauce zdalnej nie jestem w stanie naprawdę sprawdzić efektywności nauczania.
Nauczycielka w liceum


Skąd wiemy, że ktoś nas słucha, rozumie, lubi? Skąd wiemy, że jest pozytywnie nastawiony? To cała masa delikatnych sygnałów niewerbalnych: mimiki, gestów, a nawet to, że rozmówca fizycznie jest do nas zwrócony przodem (nie bokiem). Nawiasem mówiąc, kobiety, których mózgi mają więcej połączeń między półkulami niż mężczyźni, są lepsze w odczytywaniu tych subtelnych komunikatów.
Nawet jeśli rozmowa odbywa się przez wideoczat, widzimy tylko twarz (ewentualnie popiersie) drugiej osoby. Nie widzimy gestów, postawy ciała. A problemy z transmisją danych prowadzą do „zamarznięcia” obrazu na ekranie. Znieruchomiała twarz, patrząca w bok sprawia wrażenie lekceważenia. Znieruchomiała twarz patrząca prosto w oczy (kamerkę) sprawia wrażenie agresji.
To też wpływa negatywnie na relacje. Niby wiemy, że to tylko problemy techniczne, jednak subtelne, negatywne wrażenie (nie analizujemy przecież mowy ciała rozumowo) pozostaje.
Jak bardzo to ważne, widać choćby po osobach ze spektrum autyzmu i aspergera. Dla nich mowa ciała stanowi zagadkę, mają problem z prawidłowym odczytywaniem emocji drugiej osoby, z nawiązywaniem kontaktu wzrokowego. Dla takich osób komunikacja zapośredniczona jest łatwiejsza, w tym sensie, że nie muszą wykonywać wielu czynności ważnych normalnie dla rozmówcy (np. patrzeć w oczy). Mogą skupić się na treści – co mają do powiedzenia i nie są oceniani jako „przynajmniej lekko dziwni”. Jednak dla reszty populacji rozmowa przez internet jest bardziej męcząca i łatwiej prowadzi do nieporozumień.
Dobry przykład powagi problemu to zjawisko tzw. odzwierciedlania. Gdy naprawdę kogoś słuchamy, bezwiednie przyjmujemy podobną postawę ciała, nachylamy się ku tej osobie, zaczynamy nieświadomie powtarzać jej gesty. W sytuacji, gdy z początku nie rozumiemy rozmówcy, dzięki odzwierciedleniu wchodzimy niejako w jego buty, łatwiej nam z nim empatować. W rezultacie zaczynamy go lepiej rozumieć. Na to nie ma szans przez internet. Ciężar zrozumienia spoczywa na treści wypowiedzi, a tu łatwo o przeinaczenia.

Słowa, słowa…

Cokolwiek napiszę, oni mnie atakują i mówią, że trolluję. To jest błędne koło. Już założyli, że jestem zły i ich nienawidzę, więc cokolwiek napiszę, jest przeciwko mnie.
Chłopiec, 14 lat


Gdy piszemy, potrzebna jest precyzja. Wymóg precyzji z kolei powoduje, że komunikat staje się skomplikowany. Pojawiają się zdania wielokrotnie złożone, trudne do zrozumienia. Mogą się pojawiać też skróty myślowe. Oznacza to, że komunikacja pisemna jest najlepsza, jeśli chodzi o przekazywanie wiedzy, informacji.
Aby przekazać coś więcej niż suche fakty, wzbudzić emocje, niezbędna jest przynajmniej odrobina talentu literackiego. Istnieją oczywiście kursy pisania literackiego, bądźmy jednak realistami – nie są tanie, a poza tym nie są dedykowane dzieciom i nastolatkom.
Gdy jesteśmy pozbawieni mowy ciała, łatwo źle odczytać intencje drugiej osoby. Jeżeli ktoś sam przeżywa trudności, może doszukiwać się w neutralnych wypowiedziach ukrytej agresji, przypisywać złe intencje. Dotyczy to nie tylko młodych. Dorośli też mają problem z przypisywaniem negatywnych intencji rozmówcy – szczególnie w komunikacji pisemnej, internetowej.
W normalnej sytuacji dzieci uczą się, że zachowanie drugiej osoby może mieć różne przyczyny. Chłopiec zdeptał bratu samochodzik. Może zrobił to przez przypadek, może z premedytacją. Ponieważ mieszkają razem, mogą sobie to wyjaśnić. Pomoże w tym mowa ciała. Jeśli widać, że chłopiec jest przejęty i mu przykro, bratu łatwiej będzie wybaczyć.
W internecie ktoś może użyć przypadkiem niefortunnego sformułowania (np. zrobić zbyt duży skrót myślowy), ktoś odbierze to jako atak personalny. Czy jest możliwość wyjaśnienia problemu? Z reguły nie. Ten, którego wpis dotknął, idzie w zaparte, że oto został zaatakowany. Nie wierzy wyjaśnieniom rozmówcy. To też skutek negatywny komunikacji zapośredniczonej.

Internet – łatwość ucieczki z trudnych sytuacji

Gdy napisałam, że mam ochotę płakać i jestem nieszczęśliwa, przyjaciółka po prostu zniknęła. Potem się tłumaczyła, że miała słaby internet i ją wyrzuciło, ale nawet nie próbowała napisać słowa pociechy. Już nie wracam do tematu, ale myślę, że to koniec przyjaźni.
Dziewczyna, 16 lat


Ostatni z problemów komunikacji zapośredniczonej to łatwość ucieczki z trudnych sytuacji. Zawsze można powiedzieć, że internet był słaby. W sytuacji kontaktu osobistego musimy się zmierzyć z trudnymi emocjami drugiej osoby. Rozwijamy w tym momencie swoją zdolność opanowywania własnych emocji, empatii, mediacji, wpływania na emocje innych. W komunikacji internetowej jeden klik – i uciekam. Wielu nastolatków mówi, że ta możliwość ucieczki jest zaletą. To prawda, jeżeli jest się ofiarą agresji internetowej. Ucieczka pozwala zejść z oczu prześladowcy i poszukać możliwości wsparcia. Jednak gdy chodzi o pomoc znajomym czy przyjaciołom w opanowaniu trudnych emocji, ucieczka jest najgorszym rozwiązaniem.

Sposoby na komunikację zapośredniczoną
Jak widać, potrzebujemy zdać sobie sprawę, że rozmowy z wykorzystaniem technologii są tylko namiastką prawdziwej relacji. Dlatego warto nauczyć się uważności w komunikacji.
Zanim coś się napisze w internecie (czy przez komunikatory, czy w dyskusjach), przydatne jest, by zastanowić się, na ile to jest precyzyjne i jak może zostać odebrane. Zamiast natychmiastowej oceny intencji rozmówcy zastanówmy się, co mógł mieć na myśli. Jeśli nie jesteśmy pewni – prośmy o doprecyzowanie.
Przy wideorozmowie rzucajmy co jakiś czas kilkusekundowe spojrzenie w kamerkę, by dać rozmówcy wrażenie, że nawiązujemy kontakt wzrokowy. Dbajmy o pozytywny, ciepły ton głosu w rozmowach, by nieco załagodzić brak pozostałych komunikatów niewerbalnych.
Nauczmy się prosić o doprecyzowanie, jeśli coś budzi wątpliwości. A przede wszystkim starajmy się wykorzystać okazje do kontaktu osobistego, twarzą w twarz, tym bardziej dbając o to, by stwarzać takie okazje dzieciom. Bo jak napisał jeden z respondentów naszego badania, 11-letni chłopiec: „Czasami spotkanie z przyjaciółmi nawet na chwilę powoduje, że odżywamy i jesteśmy szczęśliwi”. 

Cytaty za: Raport 2021 Etat w sieci 2.0. Zdrowie psychiczne nastolatków w nauce zdalnej, Fundacja Edukacji Zdrowotnej i Psychoterapii

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki