Logo Przewdonik Katolicki

Siostra Nathalie – znak nowej ery?

Tomasz Królak
fot. Magdalena Bartkiewicz

Wiele sióstr mogłoby zdecydowanie mocniej zaznaczać swoją obecność w całej strukturze

Geniuszu kobiecy, nadziejo nasza!” – wołałem tu parę miesięcy temu. Nie mam bowiem wątpliwości, że Kościół, w którym głos kobiet będzie naprawdę słyszalny – a więc nie tylko podczas  śpiewów w świątyniach – będzie Kościołem o większej ewangelizacyjnej mocy. Ucieszyłem się więc niezmiernie z decyzji Franciszka, który powołał siostrę Nathalie Becquart na funkcję jednego z dwóch podsekretarzy Synodu Biskupów. Francuska ksawerianka, jako pierwsza kobieta, zyska prawo głosu podczas Synodu hierarchów z całego świata (odbędzie się w przyszłym roku).
Tak, bardzo się cieszę. Nie w imię jakiegoś taniego feminizm, myślenia parytetowego ani też innego nowinkarstwa, któremu bliżej do polityki niż sfery ducha. Decyzja Franciszka wzbudza moją radość, bo przywraca wiarę w to, że kobiety będą w Kościele pełnić rolę im należną. Bo przecież współdecydowanie o całej wspólnocie nie jest jakąś szczególną, wyświadczaną im łaską, lecz należy im się z natury ich chrześcijańskiego powołania: Pan nie wykluczył kobiet ze współodpowiedzialności za swój Kościół, po prostu. Przepraszam, jeśli zabrzmiało to zbyt patetycznie, ale powinniśmy wszyscy wreszcie to sobie uświadomić. Podobnie jak i to, że w naszym lokalnym Kościele udział kobiet w jego strukturach, zwłaszcza na stanowiskach decyzyjnych, jest – w porównaniu z krajami zachodnimi czy USA – naprawdę znikomy (uwaga: w ramach struktur Konferencji Biskupów Francji siostra Becquart była swego czasu odpowiedzialna za młodzież i ewangelizację). 
Nie pojmuję, dlaczego tak się dzieje. A moje zdumienie rośnie, ilekroć mam okazję porozmawiać z tymi nielicznymi siostrami, które zaangażowane są „gdzieś wyżej” lub też z tymi, które, pomimo licznych predyspozycji, niestety nie są. Zastanawiam się wtedy – dlaczego właściwie muszą chować się ze swoimi unikalnymi, kobiecymi talentami, predyspozycjami, wrażliwością gdzieś w tle, zamiast bardziej bezpośrednio wpływać na życie Kościoła. Oczywiście rozumiem charyzmat i powołanie zakonów kontemplacyjnych i nie przestaję odczuwać wdzięczności tysiącom sióstr prowadzącym życie ukryte i wypełniającym czas na modlitwie dla wszystkich „poza murami”, w więc także za mnie. Ale wiele sióstr z zakonów czynnych mogłoby zdecydowanie mocniej zaznaczać swoją obecność w całej strukturze.
A cóż powiedzieć o kobietach świeckich? Jaki mają wpływ na życie parafii, kurii czy centralnych urzędów Kościoła w Polsce? Bardzo rzadkie to ptaki, ale doceniać trzeba biskupów stawiających na kompetencje i nieschlebiających „odwiecznym” obyczajom Kościoła. 
Wierzę, że nominacja siostry Becquart wpłynie na przemiany mentalności w całym Kościele, bo cały Kościół zaniedbuje ów kobiecy potencjał. Dzieje się to z krzywdą dla wspólnoty, ale nie zapominajmy o szkodach, jakie ponoszą same kobiety: niedoceniane przez strukturę, w pewnym sensie marnotrawią swoje talenty oraz rozwój duchowy i intelektualny, bowiem nie rozwijają ich tak, jak mogłyby rozwinąć. Ale myślę, że te złe czasy jednak przeminą. Może właśnie zaczynają przemijać?

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki