Logo Przewdonik Katolicki

Ksiądz Dolindo zatrzymał mnie w Kościele

Michał Jóźwiak
fot. Wikipedia

O tym, dlaczego ks. Dolindo Ruotolo budził tak duże kontrowersje oraz o misji duchownego z Neapolu. Rozmowa z Joanną Bątkiewicz-Brożek, autorką biografii sługi Bożego.

Co Czytelnicy znajdą w drugiej części książki o ks. Dolindo?
– Dużo księdza Dolindo (śmiech), ale i solidną porcję pięknej mistyki, ukryte dotąd historie i postacie – jak Armida Passaro nazywana „włoską Bernadette”, proroctwa ks. Ruotolo, np. o okresie „dwóch papieży”. Dotkniemy misji, jaką Jezus powierzył w kapłańskie ręce ks. Dolindo. Było mu zadane męczeństwo serca i misja eucharystyczna. Dwukrotnie w seminarium wincentyjskim składał podanie, by wyjechać na misję do Chin. Chciał oddać życie za Chrystusa jak jego współbrat, św. Gabriel Perboyre, który po torturach został uduszony na krzyżu w prowincji Wuhan w XIX w. W książce z bliska zobaczymy ten wstrząsający kadr. Chciałam uzmysłowić, na co był gotowy ks. Dolindo. Od przełożonego usłyszał: ty, Dolindo, zostaniesz tu i tu będziesz męczennikiem serca. W dniu święceń kapłańskich w 1905 r. oddał się Jezusowi jako ofiara za Kościół i kapłanów przeżywających kryzys. To oznaczało zgodę na drogę krzyżową, która zaczęła się krótko potem. Jezus mówi do ks. Dolindo: przyjąłem twoją ofiarę.

Został wyrzucony ze zgromadzenia, stawał przed Świętym Oficjum. Z czego musiał tłumaczyć się ks. Dolindo Ruotolo?
– Historia wydalenia ze zgromadzenia św. Wincentego a Paulo jest bolesnym wątkiem, który rzucił cień na całe życie ks. Dolindo. Co się tam tak naprawdę wydarzyło? Zobaczymy tu zaskakujące oblicze mistyka. Zdradzę tylko, że „do końca życia pozostał wincentyjskim misjonarzem w sercu”. Przeżywał lokucje wewnętrzne: słyszał i czuł obecność Jezusa, Matki Bożej. Zapisywał tysiące stron mistycznych tekstów. Na prośbę Jezusa zapiski dotarły do papieża Piusa X. To duchowe perły. Obawiano się też, że ks. Dolindo wprowadzi w Kościele nowość. Jesteśmy kilkadziesiąt lat przed Soborem Watykańskim II, a duchowny z Neapolu mówi o geniuszu kobiet i ich misji w Kościele. Mało tego, konsekruje pierwsze świeckie kobiety w Kościele nowożytnym, mówi o tzw. kapłańskiej misji kobiet. Jest źle rozumiany. Postuluje Mszę św. w języku narodowym, codziennie przyjmowanie Komunii św., Pismo Święte w domach. To wtedy były myśli rewolucyjne. Porusza też kwestię, która nie przebiła się do dziś: Mszę św. w Wielki Piątek. Ksiądz Dolindo wołał, że przecież każda Msza św. jest realnym odtworzeniem wydarzeń z Kalwarii i nie ma odpowiedniejszego dnia, by ją przeżyć.

Te postulaty nie były dobrze przyjmowane, ale reakcja ks. Dolindo właściwie sama w sobie podkreślała autentyczność jego postawy.
– W czasie jednego z kazań w latach 60., wracając do procesu z 1921 r., mówił: „Dziwiłem się, że tyle hałasu i tyle osób gorączkowało się wokół takiej miernoty jak ja” (śmiech). Cierpliwie przyjmował i oddawał wszystko Jezusowi. Przez 19 lat był odsunięty od ołtarza, z zakazem głoszenia, spowiadania, a nawet na krótko przyjmowania Komunii św. To były dla niego ciosy, ale im bardziej cierpiał, tym głębiej przeżywał zjednoczenie z Jezusem. Kiedy nie mógł odprawiać Eucharystii, wkładał sutannę, stułę i szedł z domu do kościoła na Mszę, siadał w ostatniej ławce, razem z wiernymi. I jako ostatni przyjmował Komunię Świętą. To potężne świadectwo posłuszeństwa. Jezus mówi do niego: „Będę cię szarpał i miażdżył. Wytrzymaj jeszcze, bo twoja ofiara jest mi potrzebna”. Ksiądz Dolindo przeżył też ciemną noc, czas kuszenia. Ale jego tajemnicą był Jezus Sakramentalny, z którym tkał żywą relację w czasie adoracji i długich godzin modlitwy.

Jest też inny aspekt prześladowań, które na niego spadały.
– Tak, zazdrość i zawiść – mówię to z bólem – ludzi Kościoła. Do ks. Dolindo lgnęły tłumy – często wysyłane przez ojca Pio. Kolejki ustawiały się do spowiedzi, setki osób nawracały się po lekturze komentarzy do Pisma Świętego ks. Dolindo. Wśród kapłanów pojawiła się szybko zazdrość. Miał też, podobnie jak o. Pio, tzw. swojego „Gemellego”. Był nim jeden z przedstawicieli Papieskiego Instytutu Biblijnego, ojciec Alberto Vaccari, który wręcz chciał zniszczyć ks. Dolindo i toczył walkę z jego komentarzami. Mistyk z Neapolu wyjaśniał słowo Boże w prosty sposób, bazując na ojcach Kościoła. Dziś nazwalibyśmy to metodą duszpasterską. Podkreślał, że skoro Jezus mówił w prostych przypowieściach, to tak też trzeba wyjaśniać Pismo ludziom. Ojciec Alberto uważał, że interpretacja Biblii należy tylko do ścisłego grona teologów. To zrodziło napięcie. Vaccari doprowadził do wpisu dzieł Dolindowych na Indeks. Pomimo sprzeciwu ponad 60 biskupów i kardynałów, którzy wstawili się za ks. Dolindo.

Z ks. Dolindo związane jest pewne zagrożenie. Chyba wszyscy katolicy w Polsce znają modlitwę „Jezu, Ty się tym zajmij”. Tyle że ciągle w naszej wierze obecne jest myślenie magiczne i czasem modlitwy traktujemy jak zaklęcia, a obrazek ze świętym jest dla nas jak talizman. Do grobu sługi Bożego ks. Dolindo pielgrzymuje mnóstwo katolików. Kim dla nich jest?
– Kiedy w 2017 r. ruszyła z Polski fala pielgrzymek do grobu mistyka, myślałam: co się dzieje? Mówimy o tysiącu osób tygodniowo. Wielu przygniecionych cierpieniem wdrapywało się na stromą via Salvatore Tommasi, by przytulić swoją twarz do grobu ks. Dolindo. On stał się dla nich balsamem, lekiem, bo sam przeszedł wiele, był głodzony, bity przez ojca, zdradzony przez córkę duchową, szkalowany, osądzany. Wszyscy go szukają, bo są tak naprawdę spragnieni Jezusa. W swoim poszarpanym cierpieniem kapłaństwie ks. Dolindo był naprawdę alter Christus. Jestem w Neapolu co miesiąc… Gna mnie serce i jadę, żeby się „naładować”. I dostaję potężny zastrzyk pokoju serca. Ksiądz Dolindo, jak obiecał, nawet zza grobu odpowiada mi: ufaj Bogu. Zwłaszcza gdy uderzają gromy i tracisz siły: ty nie trać z oczu Jezusa! I karm się Nim w Eucharystii, bo inaczej nie będziesz mieć w sobie życia. Ryzyko, o którym Pan mówi, dotyczy faktu, że prosząc o pośrednictwo świętych czy odmawiając akt „Jezu, Ty się tym zajmij”, zamiast ufać Bogu, dyktuję Jezusowi to, czego chcę, i kurczowo trzymam się swojej wersji wydarzeń.

A sprawy mają przecież toczyć się po Bożej myśli.
– Benedykt XVI w jednej ze swoich książek pyta, czemu w niebie jest tak cudownie. Bo tam na każdym kroku wypełnia się wola Boża!

Kiedy spotkała się Pani po raz pierwszy z postacią ks. Dolindo Ruotolo? Skąd decyzja, żeby zająć się jego życiorysem?
– To nie była moja decyzja. Nie chciałam tego (śmiech). Pamiętam, że kiedy pierwszy raz pojechałam do Neapolu i weszłam do Dolindowego archiwum, tzw. Apostolato Stampa, zakonnica, która mi je otworzyła, powiedziała, że od śmierci ks. Dolindo nikt tutaj nie wchodził. Po mnie jak się okazuje już też (śmiech). Ale odkryłam, że po raz pierwszy spotkaliśmy się z ks. Dolindo prawie 40 lat temu… Ale o tym w książce Moja misja trwa. Dziś mogę powiedzieć, że zostałam w Kościele dzięki ks. Dolindo. Nauczył mnie kochać Kościół, ten święty i grzeszny.

Jest Pani wicepostulatorką procesu beatyfikacyjnego ks. Dolindo. Na czym polegają Pani zadania?
– Diecezja Neapolu, włączając mnie w prace przy procesie beatyfikacyjnym, włącza tak naprawdę Polskę. Wiem, że posypała się lawina łask za wstawiennictwem ks. Dolindo. Mamy specjalny adres, by móc je wysyłać info@dolindo.it. Nasze zadanie teraz to dać świadectwo!

JOANNA BĄTKIEWICZ-BROŻEK
Dziennikarka, publicystka, współpracuje z watykańskim portalem Vatican Insider. Autorka pierwszej biografii ks. Dolindo Ruotolo Jezu, Ty się tym zajmij! O. Dolindo Ruotolo. Życie i cuda

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki