Pojęcie „kolęda” w języku polskim ma różne znaczenia. To pieśń religijna, obrzęd ludowy, duszpasterskie odwiedziny księży u parafian po świętach Bożego Narodzenia, ale to także serdeczny podarunek. Kolęda jest jednym z tych pojęć, które pomagają zrozumieć polską kulturę, obyczaje i sposób obchodzenia świąt. Nawet jeśli na te zwyczaje i naszą mentalność mają wpływ postępująca laicyzacja społeczeństwa i komercjalizacja samego Bożego Narodzenia.
Święta prostota
Kolęda powstała w średniowieczu. Do Polski dotarła z Europy Zachodniej, być może z Włoch, przez Czechy. Najstarszą polską kolędą jest pieśń Zdrów bądź, królu anjelski napisana w 1424 r. przez spowiednika królowej Jadwigi.
Do XVI w. kolędy nie różniły się zasadniczo od pozostałych pieśni religijnych, jednak w tym czasie zaczęły się już pojawiać pierwsze bożonarodzeniowe pieśni paraliturgiczne. W utworach tych obok przekazu ewangelicznego o Narodzeniu Pańskim stopniowo zaczęły dochodzić do głosu elementy świeckie, ludowe wyobrażenie o Świętej Rodzinie, o tym że Jezus i Maryja to rozdawcy łask i sprawiedliwości ziemskiej. Nastąpiło to pod wpływem apokryfów i widowisk jasełkowych.
W kolejnych wiekach, w zależności od miejsca, panujących zwyczajów muzycznych i estetyki, powstawały różnego rodzaju kolędy. Jedną z najtrwalszych ich odmian są kołysanki. Tworzono je na potrzeby niezwykle popularnych wśród ludu szopek. Ale kołysanki śpiewano także w klasztorach, podczas widowisk religijnych oraz przy sprawowaniu liturgii bożonarodzeniowej. Najwięcej tego typu pieśni powstało w baroku, ,,złotym wieku” polskiej kolędy. Niektóre z nich, np. Gdy śliczna Panna Syna kołysała czy Lulajże Jezuniu, do dziś należą do tych najczęściej i najchętniej śpiewanych.
Wiek XVIII zostawił po sobie prawdziwe arcydzieło, kolędę Franciszka Karpińskiego Bóg się rodzi. – Jest to wykładnia tajemnic chrześcijaństwa, która zadziwia nas swoją doskonałością artystyczną, swoją głębią teologiczną i swoją niezwykłą zwięzłością – mówi prof. Marek Dyżewski, muzyk, publicysta i animator życia muzycznego. – Zwieńczeniem każdej strofy jest przywołanie wersu z Ewangelii św. Jana ,,A słowo ciałem się stało i mieszkało między nami”. Zabiegiem artystycznym Karpińskiego są zawarte w tym utworze antytezy: ogień krzepnie – blask ciemnieje, ma granice – nieskończony, wzgardzony – okryty chwałą. Są to oczywiście sprawy nie do pogodzenia, ale nie do pogodzenia w naturalnym porządku rzeczy. W tym momencie, kiedy Zbawiciel zstępuje na Ziemię, zawieszony zostaje naturalny porządek świata i dzieją się wydarzenia nadprzyrodzone. Zatem te antytezy to nie tylko zabieg artystyczny, ale to czysta prawda. To, co zadziwia nas do dzisiaj w tej kolędzie Karpińskiego, to jest głębia, a jednocześnie prostota. Zaledwie 32 sylaby, a mamy wykład prawd wiary wyłożony z zawrotną maestrią.
Ludowo i narodowo
Wiek XVIII to także czas, gdy powstają najobszerniejsze rękopiśmienne zbiory kolęd, liczące niekiedy ponad 350 pozycji. Dopiero jednak w XIX w. doszło do uporządkowania i wydania drukiem zebranych kolęd. Od tego czasu śpiewniki zawierające teksty oraz zapisy nutowe kolęd do użytku domowego są coraz bardziej popularne, a kolędy stają narodowym hitem.
Najbardziej ,,kolędowe z kolęd” są kolędy ludowe, gdyż wprowadzają to, co najbardziej ujmuje i najgłębiej zapada w pamięć i serca Polaków: swojska rytmika, dialogowość, przyjmowanie naddanych sensów symbolicznych oraz odniesienia do dziejów Polski i losu zwykłego człowieka. Świat kolędy to świat, który śpiewa i gra. Kolędy można tańczyć, a ich słowa często wręcz do tego zachęcają.
– W kolędach jest cała nasza kultura muzyczna: i ta spod strzechy, i ta z pańskiego dworu. Jest radość, taniec, ale jest także refleksja, czułość, a nawet żałość z tego, że Jezus przyszedł na świat w żłobie w ubogiej stajence – wymienia Jan Budziaszek, muzyk, perkusista, jeden ze Skaldów. – Nie ma znaczenia, jakiej kto jest wiary lub nawet jeśli jest niewierzący, każdy śpiewa kolędy. Dlaczego? Bo to są piękne melodie, pełne tego, co nas, Polaków chwyta za serce. Każdy z nas potrafi zaśpiewać Lulajże Jezuniu, skoro sam Fryderyk Chopin umieścił ją w swoim Scherzo h-mol.
W każdym okresie pojawiały się także kolędy, których treść odwoływała się do aktualnych wydarzeń. Często zmieniano np. tekst popularnej kolędy na nowy, aktualizując ją w ten sposób. W kolędach wyśpiewywano wszystko to, co było ważne dla ludzi, którzy tworzyli je w przełomowych okresach historycznych – podczas zaborów, II wojny światowej czy stanu wojennego.
– Kolęda to takie proste, małe słówko. Takie niby nic, a właśnie kolędy pozwoliły przetrwać Polakom najtrudniejsze chwile. Bo gdy było ciężko, gdy nie mieliśmy swojego państwa, to kiedy nastawał wigilijny wieczór, śpiewaliśmy kolędy i łamaliśmy się opłatkiem – mówi Jan Budziaszek. – Ważne przesłanie – a kolęda musi mieć przesłanie – niesie ze sobą kolęda powstała w 1932 r. – Nie było miejsca dla Ciebie – dodaje.
Dla obecnych i nieobecnych
Kolejne zwrotki już istniejących kolęd, a także całkiem nowe utwory, powstawały pod wpływem sytuacji o charakterze osobistym, ogólnospołecznym lub pod wpływem poruszających wydarzeń. Takim utworem jest chociażby Kolęda dla syryjskich i polskich rodzin. Jej tekst nawiązuje do kolędy Jezus malusieńki, ale powstały w 2016 r. utwór ma nadal bardzo aktualne przesłanie związane z niesioną przez Caritas Polska pomocą dla rodzin w Syrii.
Jest jeszcze kategoria, którą można nazwać pieśniami kolędowymi. Do nich zalicza się np. Kolęda dla nieobecnych Zbigniewa Preisnera, która z czasem zyskała status bożonarodzeniowej pieśni o zasięgu ogólnospołecznym, a nawet narodowym. Ta nowa kolęda odwołuje się do starego obyczaju wspominania zmarłych, a nawet przeświadczenia, że dusze zmarłych towarzyszą nam przy wigilijnym stole. To pozostawianie pustego miejsca dla nieobecnego ma w tej kolędowej pieśni właśnie takie znaczenie.
Zmiany, zmiany…
– Wprawdzie wspólne kolędowanie należy do naszego obyczaju, ale znajomość kolęd zanika – uważa prof. Jan Grad, kulturoznawca z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. – Od lat obserwuję zjawisko zanikającego śpiewu w kościołach. Organista intonuje, gdzieniegdzie ktoś do niego dołącza, ale nie słychać już takiego śpiewu pełnym głosem. Mam możliwość porównania i widzę różnice w kolędowaniu chociażby w poznańskich kościołach z tym, które jeszcze uprawia się w mojej rodzinnej parafii w Rzeszowskiem. Tam nadal można podczas świąt usłyszeć kolędy śpiewane pełną piersią.
To samo dzieje się z tradycją śpiewania kolęd w gronie rodzinnym i przyjaciół. Owszem, nadal podczas Bożego Narodzenia kolędy towarzyszą sporej części Polaków, ale to nie my je śpiewamy, lecz nam się je śpiewa. Odtwarzamy nagrania, włączamy świąteczne koncerty, natomiast rzadko już wspólnie śpiewamy.
Zmienia się także powód świętowania. Wprawdzie nadal wieczór wigilijny pozostaje tym kulminacyjnym wydarzeniem, ale sam sens tego wydarzenia przesuwa się z wymiaru religijnego na wymiar spotkania wyłącznie rodzinnego. – Dochodzi do „ucodziennienia” świętowania, sprowadzenia święta do czasu wolnego od pracy, kiedy mamy możliwość bycia z rodziną, z bliskimi, zajęcia się tym, na co nie mamy czasu z powodu pracy i rozlicznych obowiązków – dodaje prof. Jan Grad.
Dzieje kolędy w Polsce można rozpatrywać jako splot pozornie przeciwstawnych procesów. Z jednej strony, chrystianizacji folkloru dziedziczonego z tradycji słowiańskiej, z drugiej, asymilowaniu chrześcijaństwa przyjętego z Zachodu, które z czasem przybiera kształt coraz bardziej swojski, ludowy, by ostatecznie stać się narodowym dziedzictwem.
To samo dotyczy samego obchodzenia Bożego Narodzenia. Tym kulminacyjnym momentem była wspólna wieczerza, modlitwa, łamanie się opłatkiem, składanie życzeń, śpiewanie kolęd, pasterka. Nadal to wszystko jest ważne, nadal w wielu domach właśnie tak wygląda noc z 24 na 25 grudnia, ale może warto sobie przypomnieć widowisko do tekstów Ernesta Brylla Po górach, po chmurach i słowa jednej z pastorałek: ,,W jakiej pościeli my tę noc przespali, żeśmy Bożego Syna nie witali”.