Rozmowa o świętach Bożego Narodzenia z Jackiem i Andrzejem Zielińskimi oraz Janem Budziaszkiem - członkami zespołu "Skaldowie"
Jednym z najważniejszych elementów świąt Bożego Narodzenia jest wieczerza wigilijna. Co można znaleźć na stole u braci Zielińskich i Jana Budziaszka?
Jacek Zieliński (J.Z.): - U nas w domu nie ma staropolskiej tradycji, która mówi, że na stole wigilijnym powinno się znaleźć dwanaście potraw. Jest zawsze barszczyk z uszkami, który uwielbiam od dzieciństwa i który kojarzy mi się właśnie z tymi świętami. Jest także ryba - karp albo pstrąg. No i trochę różnych słodyczy - makowce, mazurki.
Andrzej Zieliński (A.Z.): - Kiedy zasiadamy wspólnie w Nowym Jorku do wieczerzy, to na wigilijnym stole znajduje się to samo, co w Polsce. Jest słynny barszcz z uszkami, który tak bardzo lubimy razem z moim bratem Jackiem. Na stole nigdy nie brakuje zupy grzybowej z łazankami i wielu potraw rybnych. Jest karp gotowany lub smażony, kutia, słodkości, a także kompot z suszonych owoców.
Jan Budziaszek (J.B.): - U nas potrawy są skromne. Nie jemy kilkunastu dań. W mojej rodzinie część tradycji przenieśliśmy z domu żony. Na stole jest zawsze ryba. U mnie jadano groch z kapustą oraz biały barszcz, a u żony - czerwony. Teraz jemy czerwony. To taki… małżeński kompromis.
W polskich tradycjach świąt Bożego Narodzenia znajduje się i taka, która mówi o dodatkowym nakryciu przy stole dla "strudzonego wędrowca". Czy jest ona pielęgnowana w Waszych domach?
J.Z.: - Nie zdarzyło się nigdy, aby niespodziewany gość nas odwiedził. Zapewne jest to bardzo ważny zwyczaj. W momencie, kiedy taka osoba by się pojawiła, należałoby ją ugościć i przytulić do swojego serca. My jesteśmy na to zawsze gotowi.
A.Z.: - To puste miejsce wynika z pewnej tradycji, jednak zawsze musimy pamiętać, że może zasiąść przy nim ktoś, kto przyjedzie z drogi - utrudzony i głodny.
J.B.: - Nie wyobrażam sobie w Polsce domu, w którym by nie przygotowano tradycyjnie pustego miejsca - nakrycia dla niespodziewanego gościa. To nie jest żadne wyjątkowe wydarzenie. To powinna być "świąteczna norma".
Niewątpliwie ważnym elementem jest wspólne kolędowanie. Jak ono wygląda w domach profesjonalnych muzyków?
J.Z.: - Ja bardzo lubię te nastrojowe kolędy. "Lulajże Jezuniu", "Jezus Malusieńki", ale także te tradycyjne, jak "Przybieżeli do Betlejem". Kolęda "Bóg się rodzi" jest dla mnie typową polską kolędą o brzmieniu poloneza. Poza tym jako "Skaldowie" mamy w repertuarze skomponowane swoje kolędy. Autorem tekstów jest Leszek Aleksander Moczulski. Całość nazwaliśmy "Moje Betlejem". Wykonujemy je w okresie Bożego Narodzenia w różnych kościołach w całej Polsce. Jest to takie wspólne radowanie się z ponownego przyjścia Bożego Syna.
A.Z.: - Uwielbiamy wspólnie śpiewać kolędy. Najbardziej pamiętam te z dzieciństwa, które śpiewaliśmy razem z tatusiem przy fortepianie. Są one w Ameryce bardzo lubiane. Do bardzo znanych kolęd polskich na świecie należą: "Przybieżeli do Betlejem", "Lulajże Jezuniu" czy "Wśród nocnej ciszy". Są one zawsze śpiewane podczas Pasterki i wywołują u emigrantów łzy wzruszenia.
J.B.: - Pierwszą kolędą, którą wspólnie śpiewamy, jest "Wśród nocnej ciszy". Zawsze tak było w moim domu i u mojej żony. Później wszyscy chwytamy za śpiewniki i wybieramy coś wspólnie. Tu nie ma reguł. Muszę przy tej okazji także podkreślić, że jednym z najważniejszych wydarzeń w historii zespołu "Skaldowie" było stworzenie misterium "Moje Betlejem". Powstało ono jedenaście lat temu i wyraża nasz osobisty stosunek do narodzenia Miłości. Nie są to kolędy typu… pada sobie śnieżek i jadą saneczki. Jest to głębokie przeżywanie narodzenia Pana Jezusa w sercu człowieka i to nie tylko w okresie świątecznym. Te kolędy są aktualne w każdym momencie naszego życia. Całość opatrzyłem maleńkim komentarzem. I tak zrobiło się z tego misterium. Nie należy tego traktować jako "normalnego" występu. To jest spotkanie modlitewne przy żłobku i próba postawienia pytania: "Na ile ja zaprosiłem Pana Jezusa do swojego serca?"
Na zakończenie naszej rozmowy przyszedł czas na życzenia dla czytelników "Przewodnika Katolickiego"…
J.Z.: - Wszystkim życzę, aby te święta były radosne i pełne miłości, a Nowy Rok przyniósł pokój na świecie. Jak najmniej wojen - to chyba najważniejsze.
A.Z.: - Chciałbym żeby każdemu spełniały się jego marzenia. Aby na świecie panował dostatek, pokój i optymizm.
J.B.: - Chciałbym wszystkim życzyć, aby Pan Jezus narodził się w ich sercach. Każdy ma swój czas spotkania z Panem Bogiem. Jeden w kołysce, drugi na łożu śmierci. Tylko ten jedyny raz w roku możemy zobaczyć, jak bardzo odbiegamy naszymi pragnieniami, naszymi marzeniami od stajenki betlejemskiej. Jednak prawdziwa miłość może narodzić się tylko w ubóstwie. Kiedy odrzucimy wszystkie dobra materialne, to wtedy zaistnieje szansa, że narodzi się ona w naszych sercach. I tego wszystkim czytelnikom życzę. Aby dostrzegli, w którym kierunku zmierza świat, a gdzie naprawdę rodzi się Miłość.