Szkocja nie wyróżnia się pod powyższymi względami na tle Zjednoczonego Królestwa, jednak otwartość mieszkańców północy na imigrantów sprawia, że Polakom łatwiej kultywować tu chrześcijańskie tradycje. Wieczory kolędowe, w których biorą udział nasi rodacy, Brytyjczycy oraz przedstawiciele innych narodowości, podczas Adwentu mają miejsce kilka razy. Ostatni z nich odbył się 10 grudnia w edynburskim Lauriston Hall, gdzie w kameralnej sali bankietowej rozbrzmiały głosy członków polskiej Ojczyzny i szkockiego Lauriston Choir.
Jedną z większych tegorocznych akcji jest wspólna wigilia dla bezdomnych. 24 grudnia spora grupa polskich wolontariuszy planuje pomóc siostrom z zakonu Miłosierdzia Bożego w urządzaniu wieczerzy dla potrzebujących. – Szkoci są otwarci na przybyszy i jeśli tylko wyciągnie się do nich ręce, doceniają wspólne inicjatywy. Nie powinniśmy się bać tego typu działań, bo one właśnie budują wspólnotę – mówi pallotyn ks. Tadeusz Puton, który od wielu lat posługuje wśród Polaków na emigracji.
Samotność na emigracji
Choć zgodnie z tradycją wszyscy pozostawiamy na wigilijnym stole nakrycie dla niespodziewanego gościa, to jednak my, Polacy, nie należymy do najbardziej otwartych społeczności. Emigracja zdaje się zmieniać także i to podejście. – Kiedy wylądowałem na Wyspach, nie miałem tu nikogo z rodziny, ani nawet znajomych – wspomina Robert Adamek, który od siedmiu lat mieszka w Glasgow. – 22 grudnia rozpocząłem pracę w restauracji. Było tam ze mną jeszcze kilkoro Polaków. Wiedzieli, że przybyłem tu kilka dni wcześniej i nikogo nie znam. Od razu spytali, czy nie wpadnę do nich na Wigilię. Dość mocno mnie to zaskoczyło, bo jednak było to zaproszenie do rodzinnego świętowania, a ja byłem przecież osobą z zewnątrz – tłumaczy.
Robert szybko przekonał się, że na emigracji relacje układają się nieco inaczej, a poczucie osamotnienia dwa tysiące kilometrów od domu skłania ludzi do większej otwartości na siebie nawzajem. – Przed nadejściem kolejnych świąt, dołączyła do mnie żona z córeczką. Dobrze pamiętając tę sytuację sprzed roku, zaprosiłem kilkoro samotnych znajomych do siebie. Od tamtej pory stało się to dla nas niemal tradycją. Takie święta tracą może nieco na intymności, ale za to pozwalają się cieszyć obecnością innych ludzi. I dostrzegać ich wartość – mówi.
Święta po szkocku
Opady śniegu w Szkocji zapowiadano w tym roku wielokrotnie, jak gdyby próbując zaklinać aurę, która nie pozwoliła cieszyć się tu zimą od lat. Do połowy grudnia biały puch pojawił się jednak wyłącznie w najwyższych rejonach Grampianów. Karp na świątecznym stole to dla miejscowych prawdziwa osobliwość. Tradycyjnej dla naszych świąt ryby nie dostaniemy w supermarkecie, a w polskich sklepach zapisy na nią prowadzone są na kilka tygodni przed świętami. Na szkockich stołach wigilijnych królują zamiast tego zupa porowa, pieczeń z gęsi i świąteczny pudding.
W wigilijny wieczór rodzice z dziećmi tradycyjnie udają się do kościoła na śpiewanie kolęd. W okresie świąt popularne jest również wyśpiewywanie ich na ulicy. Zwyczaj ten sięga średniowiecza, gdy w Wielkiej Brytanii żebracy wędrowali po drogach miast, śpiewali i tańczyli, prosząc o jałmużnę. Prezenty, co również znamienne, wręcza się 25 grudnia. Dzieci z samego rana, jeszcze przed śniadaniem, biegną sprawdzić, co Father Christmas zostawił im pod choinką lub w skarpetach.
Ważnym punktem Bożego Narodzenia jest rodzinny obiad, który tradycyjnie powiązany jest z otwieraniem christmas crackers. Przypominające duży cukierek tuby z niespodzianką od połowy XIX w. stanowią nieodłączny element brytyjskich przyjęć i obiadów bożonarodzeniowych.
Tutejsze święta z pewnością więc nie przypominają polskich, ale też nie są z nimi nie do pogodzenia.
Wspólna droga
Dorota i Allan są małżeństwem od czterech lat. Poznali się w jednej z edynburskich fabryk, gdzie pracowali na tej samej linii produkcyjnej. Dorota śmieje się, że jej mąż najpierw zakochał się w polskiej kuchni, a później dopiero w niej samej. – Zaprosiłam go na wigilię, którą urządzałam dla znajomych Polaków. Były tam nasze tradycyjne dania: barszcz z uszkami, pierogi z kapustą i grzybami, makowiec... Choć z początku próbował nieufnie, szybko przekonał się do polskiego stylu gotowania. Co więcej, teraz nawet jak jeździmy na święta do rodziny Allana, wszyscy z radością pałaszują przede wszystkim polskie potrawy – śmieje się Dorota.
Polacy przez 13 lat masowej obecności wbili się w krajobraz Wysp tak mocno, że wzajemne przenikanie się kultur stało się dla nich czymś powszechnym. Do wcale nierzadkich należą np. Msze, podczas których część liturgii odprawiana jest po polsku, część po angielsku, zaś celebransem jest np. duszpasterz z Afryki. Taki pomysł wprowadzono w życie chociażby na edynburskim Restalrig. W jedną niedzielę każdego miesiąca Szkoci, Polacy i ludzie innych narodowości spotykają się tutaj, aby wspólnie chwalić Boga. Gdy kazanie wygłaszane jest po angielsku, rzutnik wyświetla na ścianie tłumaczenie tekstu na polski. Gdy językiem księdza jest nasz ojczysty, oczom wiernych ukazuje się plansza z angielską wersją. Sytuacje takie wymagają pewnej elastyczności w podejściu, ale jednocześnie pozwalają na poznanie punktu widzenia innych ludzi. I uczą, jak realizować w praktyce wskazówki płynące z Ewangelii.
Kościół, dzięki uniwersalności przesłania niesionego przez Jezusa, daje naturalną możliwość godzenia różnic narodowościowych i prowadzenia wspólnych działań w jednym duchu. Na Wyspach jest to szczególnie widoczne właśnie w okresie Bożego Narodzenia, gdy z roku na rok pojawia się coraz więcej inicjatyw przy udziale naszych rodaków.