Czy mówienie o tym, że powinniśmy oszczędzać wodę, dbać o nią, to jest wymysł, modny slogan, czy może rzeczywistość, którą naprawdę powinniśmy się przejąć?
– Pytanie jest prowokacyjne, bo przecież jak można nie przejmować się tym, co jest dobrem nadrzędnym? Woda jest czymś, co jest najważniejsze – mówili o tym już uczeni w starożytności. Mówi o tym Dyrektywa 2000/60/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 23 października 2000 r., ustanawiająca ramy wspólnotowego działania w dziedzinie polityki wodnej i stanowiąca m.in., że „woda nie jest produktem handlowym takim jak każdy inny, ale raczej dziedzictwem, które musi być chronione, bronione i traktowane jako takie”; w tym więc sensie woda jest dobrem bezcennym, bez którego nie możemy się obyć. Tymczasem ubywa zasobów wody zdatnej dla ludzi, ale także dla całej przyrody. Jakby jeszcze tego było mało, to my, ludzie, stajemy się wobec tych zasobów bardzo niegospodarni.
Jak wygląda sytuacja w Wielkopolsce?
– W skali całej Wielkopolski z ilością zasobów wodnych nie jest najgorzej, ale problem w tym, że są one bardzo nierównomiernie rozłożone, bowiem ich występowanie wiąże się z warstwami wodonośnymi, a tych nie ma pod dostatkiem w każdym miejscu. Bogata jest północ Wielkopolski – po drugiej stronie pradoliny Noteci. Tam są wyższe opady, jest dużo lasów sprzyjających retencji, dużo sandrów, czyli terenów obfitych w piaski, które działają jak gąbka i przechwytują opady. Spełniając rolę wodochłonną, sandry powstrzymują i opóźniają odpływ opadów nawalnych i bardzo wolno oddają tę wodę do rzek. Dlatego też takie rzeki jak Drawa, Gwda to są rzeki, które mają bardzo wyrównany przepływ.
A gdzie jest najgorzej?
– Najgorzej jest w południowej Wielkopolsce – rejony Kalisza, Kościana, Leszna, a szczególnie obszar pomiędzy Krotoszynem, Gostyniem, Rawiczem i Lesznem. W tym rejonie zbiorniki wód podziemnych w płytszych formacjach geologicznych są nieliczne i dlatego występuje tam ograniczony dostęp do warstw wodonośnych. Kiedyś takie miejsca ludzie nazywali żyłami wodnymi, a w rzeczywistości są to pogrzebane pod glinami zwałowymi zlodowaceń dawne dolinki rzeczne wypełnione piaskami. Mają te formy szerokość od kilkudziesięciu do kilkuset metrów, a prowadzone wokół nich wiercenia dają negatywny rezultat, gdyż bardzo trudno jest trafić w takie złoże wody i jeszcze na dodatek jest ono mniej zasobne z racji utrudnionej odnawialności z opadów atmosferycznych.
Mówiąc o możliwościach odbudowywania zasobów, wskazuje Pan Profesor na niekorzystny klimatyczny bilans wodny. Co to oznacza?
– Wielkopolska od dawna jest nazywana krainą stepowienia i choć ten termin dotyczy roślin, to jednak w pewnym sensie obrazuje sytuację na styku klimatu i hydrologii. Przy w miarę zbliżonych wielkościach opadów, które są odnotowywane od dekad, w ciągu ostatnich lat charakter tych opadów bardzo się zmienił – nie w sensie ilości, ale natężeń. Mamy prawie bezśnieżne zimy, za to latem gwałtowane ulewy, w trakcie których zalewane są miasta, drogi, posesje. Wszyscy krzyczymy: nie brukować w mieście placów, niech będą miejscem retencji – a brukujemy. Krzyczymy: oszczędzać wodę – a nie oszczędzamy. I co się dzieje? Gwałtowane opady deszczu są bezpowrotnie tracone, ponieważ spływają do najbliższej kanalizacji, do najbliższych cieków i znikają w Bałtyku, dodatkowo jeszcze go zanieczyszczając. Do tego dochodzi systematyczny wzrost temperatury powietrza, skutkujący wzrastającym parowaniem wody w okresie upalnych lat, co zmniejsza jej naturalną retencję w glebie i w warstwach wodonośnych.
Jaki błąd popełniamy jako społeczeństwo?
– Błąd niegospodarności. Każdy z nas powinien chronić możliwie każdą kroplę wody.
Jeśli każdy z nas, to jak to powinniśmy robić?
– W różny sposób. Ci, którzy są właścicielami terenów, gruntów, powinni dbać o to, aby każda kropla wody ściekająca z ich dachów spłynęła do gleby, a nie np. na wyłożone kostką brukową podwórko. Jeśli woda z opadów trafi do gleby, to jest szansa, że przeniknie do warstwy wodonośnej. Natomiast wszyscy powinniśmy pamiętać o tym, aby nie zaśmiecać cieków wodnych, nie zakopywać śmieci i niebezpiecznych substancji, bo to wszystko po niedługim czasie znajdzie się w naszej wodzie czy w wodzie sąsiada. Nie zanieczyszczajmy brzegów jezior, rzek, zbiorników. To jest ta staranność na co dzień. Ja bym to nazwał ruchem obywatelskim na rzecz wody. Młodzież już to zaczyna rozumieć, że planeta Ziemia nie jest niewyczerpalna. Ona wymaga ochrony, dbałości o nią, a woda jest tym, co nie tylko buduje nasz organizm, ale także tym, co spożywamy, czym się otaczamy. Pamiętajmy, że olbrzymie ilości wody wykorzystywane są przy produkcji każdego towaru przemysłowego. To samo dotyczy żywności. Od pola do stołu – to jest ogromy cykl zużycia wody. Musimy zdawać sobie z tego sprawę. Jeżeli nie będziemy mieli świadomości, że woda jest dobrem nadrzędnym i będziemy ją nadal traktować po macoszemu, to sami sobie będziemy tworzyć lokalną Saharę nie tylko w sensie ilości, ale co gorsze, jakości wody.
Z czego Pana zdaniem wynika tak powszechny nadal brak szacunku do wody?
– Z tego, że nie mamy świadomości potrzeby jej ochrony. Przywożone są odpady, nieraz z zagranicy, lokowane są w starych żwirowniach, w miejscach wodochłonnych. To jest tylko kwestia czasu, kiedy te toksyczne związki dotrą do zasobów wodnych i te zasoby przestaną być przydatne. Takimi zbiornikami wodonośnymi, które są zagrożone, są sandry i doliny rzeczne, gdzie już od wielu lat ma miejsce degradacja dobrych jakościowo wód ze strony zanieczyszczeń związanych z rolnictwem, zrzutami nieoczyszczonych ścieków i szeregiem innych czynników. Są liczne przykłady, że występują kłopoty z poborem wody z tych zbiorników wód podziemnych. Niby wody jest dużo, ale jeśli odliczymy wody skażone, to zasobów wód o dobrej jakości ubywa.
Na to nakłada się powszechny brak świadomości dotyczącej konieczności oszczędzania wody i jej ochrony. Każdy z nas powinien zacząć się troszczyć o Ziemię, poczynając od wody, bo woda już od starożytności jest wskazywana jako źródło życia i początek wszechrzeczy (Tales z Miletu, VI–V w. p.n.e.). Jeżeli nie będziemy jej chronić, to marna będzie nasza przyszłość.
Jakie działania człowieka są w tej chwili największym zagrożeniem dla zasobów wody?
– Trzeba je podzielić na trzy grupy. Pierwsze z nich to zagrożenia wielkoprzestrzenne, i tu najpoważniejszym zagrożeniem jest rolnictwo. Uprawy wymagają nawożenia, ale powinno ono być stosowane w racjonalny sposób. Nie wolno podawać glebie więcej związków pokarmowych, niż ona jest gotowa przyjąć i oddać uprawom roślinnym. Jeśli gleba jest przenawożona, to te związki – najczęściej azotanowe, fosforanowe – trafiają do wód powierzchniowych i podziemnych, a stąd prosta droga do kranów w naszych domach. Rolnicy muszą przestrzegać określonych dawek nawożenia, nie mogą ich przekraczać. Zagrożeniami wielkoprzestrzennymi są również rozległe leje depresyjne wokół odwadnianych odkrywek górniczych.
Drugie to są zagrożenia punktowe, to znaczy pojawianie się lokalnych stref, gdzie następują zrzuty niekontrolowanych ścieków. Teraz każdy ma dostęp do wodociągu, a nie każdy do kanalizacji. Pojawia się zatem mnóstwo niesprawnych szamb i w ten sposób do warstw wodonośnych wnikają zanieczyszczenia bytowe. I tak pod danym osiedlem wybudowanym w polu, gdzie nie ma kanalizacji, powstaje zagrożenie.
Trzecim rodzajem zagrożeń jest występowanie miejsc – dawniej nazywano to mogilnikami, gdzie gromadzono przeterminowane środki ochrony roślin, leki, substancje chemiczne – gdzie dziś w starych, opuszczonych żwirowniach mogą być lokowane niebezpieczne, toksyczne odpady chemiczne i inne nieczystości.
Także każdy z nas ma coś na sumieniu. A tu wyrzuciłem butelkę plastikową, a tu oponę samochodową, a tu jakieś pozostałości po remoncie domu. Po lasach, brzegach jezior i rzek widać, jak to wygląda. Społeczeństwo, które od 30 lat cieszy się wolnością, wcale nie zmądrzało, stwierdzam to ze smutkiem jako nauczyciel akademicki. Widzę ogrom złych uczynków w stosunku do środowiska, my je traktujemy po macoszemu. Słowa „czyńcie sobie Ziemię poddaną” nie oznaczają, że możemy z niej robić śmietnisko, tylko chrońmy naszą planetę jako cudowną i niepowtarzalną.
PROF. ZW. DR HAB. JAN PRZYBYŁEK
Znawca problematyki badań analizy gospodarki zasobami wodnymi dorzecza Warty, ekspert z uprawnieniami w zakresie hydrogeologii, gospodarki wodnej i ochrony środowiska gruntowo-wodnego