„Droga synodalności jest drogą, której Bóg oczekuje od Kościoła trzeciego tysiąclecia”. To słowa Franciszka z 2015 r. Sześć lat później rozpoczyna się synod o synodalności. Papież jest mocno przekonany do tej wizji…
– Instytucja synodu nie jest Kościołowi obca. Samo słowo – greckiego pochodzenia – oznacza zebranie, odbywaną wspólnie drogę. Nie wiemy do końca, skąd wzięły się w Kościele synody, ale ich źródła upatruje się w tzw. soborze jerozolimskim, o którym wspominają Dzieje Apostolskie. Wiemy, że w II w. po Chrystusie biskupi różnych regionów zbierali się dla omówienia ważniejszych spraw doktrynalnych, ujednolicenia praktyki dyscyplinarnej czy wymiany informacji o istniejących problemach. Z czasem, gdy chrześcijaństwo stało się religią cesarstwa rzymskiego, tradycja synodalna rozwinęła się i przybrała postać zebrania biskupów i duchowieństwa na jednym z trzech poziomów: diecezji, metropolii lub całego kraju.
Rozumiem odwołanie do takiej postaci synodów, które znamy z historii Kościoła. A jednak propozycja Franciszka jest nowatorska. Takiego synodu wcześniej nie znaliśmy.
– Tak, ogłoszony przez papieża Franciszka synod przybiera zupełnie nową postać. Zasadnicza nowość polega na jego zakresie. Nigdy jeszcze w dziejach Kościoła nie prowadzono synodu na tak rozległą skalę. Zazwyczaj ograniczały się one do diecezji albo danego kraju. Były też – praktykowane w czasie pontyfikatu św. Jana Pawła II – synody kontynentalne. Tym razem synod ma ogarnąć cały świat, a więc przekroczyć nawet poziom synodów kontynentalnych. Przypomina bardziej sobór powszechny w nowej formie.
Być może żeby zrozumieć, czym ma być ten synod, warto powiedzieć, czym nie ma być. Vademecum wylicza w tym względzie dziewięć pułapek, wśród których wymienia pokusę skupienia się na sobie i naglących troskach, skupienia się jedynie na strukturach, dostrzegania jedynie problemów czy traktowania synodu jak parlamentu.
– Przy okazji każdego synodu istnieją pewne niebezpieczeństwa. Niektórzy uważają, że proces synodalny czy też postawa synodalności polega na badaniu opinii, aby dowiedzieć się, co kto myśli, aby potem spotkać się i dojść do porozumienia. Otóż papież Franciszek mówi takiemu myśleniu „nie”. Synod ani nie jest parlamentem, ani nie polega na prowadzeniu badań socjologicznych, ani nie służy dochodzeniu do porozumienia, jak w polityce, na zasadzie wymiany jakichś interesów.
W dokumentach dużo mówi się o słuchaniu, o „doświadczeniu podążania razem”. Czemu ma służyć to wzajemne słuchanie, zwłaszcza tych, którzy z różnych powodów pozostają – używając określenia papieża – na peryferiach?
– Słuchanie razem należy do natury synodu w ogóle. Dotychczas jednak polegało na spotkaniu około trzystu sześćdziesięciu biskupów i świeckich, którzy dyskutowali nad jakimś problemem, wcześniej rozesłanym do całego Kościoła, kontynentu czy osób zainteresowanych. Natomiast proponowana przez papieża „droga podążania razem” wychodzi z tego założenia, że nikt nie powinien być pominięty, a przynajmniej nikt nie powinien czuć się pominięty w tej dyskusji synodalnej.
W synodzie o synodalności nie chodzi zasadniczo ani o dokument, ani o struktury, ile o samą synodalność – jeśli tak można powiedzieć: nowy sposób funkcjonowania Kościoła. Jakiej zatem zmiany w Kościele spodziewa się Ksiądz Arcybiskup w związku z synodem?
– W moim przekonaniu papieżowi rzeczywiście nie chodzi o opracowanie jakiegoś jeszcze innego tematu, ile o ćwiczenie rozmowy. Rozmowy, która nie jest pogawędką, ale wsłuchiwaniem się w Ducha Świętego i przekazywaniem sobie doświadczenia działania Ducha Świętego. W tym ćwiczeniu rozmowy ważne jest, żebyśmy ponownie nauczyli się słuchać. Słuchanie jest dzisiaj w kryzysie. Ludzie przyzwyczajeni są do wygłaszania swoich opinii, a zupełnie odzwyczaili się od słuchania zdania drugiego człowieka. Gdyby udało się synodowi zmienić coś w tej materii, byłby to duży sukces.
Uchwycenie samej natury tego synodu jest bardzo trudne, bo chodzi w nim o przekaz doświadczenia w Duchu Świętym, które jeden drugiemu może ofiarować. Wskazuje na to temat nowego synodu: „Dla Kościoła synodalnego: komunia, uczestnictwo i misja”.
Synod rozpocznie się w październiku od etapu diecezjalnego i potrwa dwa lata.
– Tym razem nie będzie to jednorazowe wydarzenie, ale będzie to proces podzielony na trzy etapy: lokalny, kontynentalny i powszechny. Pierwszy etap potrwa do kwietnia 2022 r. Z tego, co uda się wypracować na poziomie lokalnym, powstanie opracowany przez Sekretariat Synodu w Watykanie pierwszy dokument roboczy, który będzie stanowił podstawę do rozeznania i spotkań przedsynodalnych na szczeblu kontynentalnym. Ta druga faza synodu odbędzie się od września przyszłego roku do marca roku 2023. Dopiero potem każde spotkanie kontynentalne wypracuje własny dokument końcowy, który zostanie przesłany do Watykanu, gdzie na ich podstawie zostanie opracowany drugi dokument roboczy dla zgromadzenia synodalnego, które odbędzie się w Rzymie w październiku 2023 r.
„Etap diecezjalny powinien rozpocząć się od znalezienia najbardziej skutecznych sposobów osiągnięcia jak najszerszego uczestnictwa”. Tyle dokumenty. W praktyce można odnieść wrażenie, że na razie synodem interesuje się wąska grupa zaangażowanych katolików, a przecież ma być okazją do słuchania wszystkich. Jak zatem zainteresować synodem szersze grono osób?
– Przygotowaliśmy list pasterski do naszych rodaków na niedzielę 10 października. W tym liście będziemy starali się zachęcić wszystkich do udziału w tym przedsięwzięciu. Naturalnie, zazwyczaj zgłaszają się tylko ludzie najbardziej gorliwi. A tutaj idzie o włączenie fratelli tutti, czyli wszystkich braci: i tych, którzy wierzą, i tych, którzy ledwo wierzą, i tych, którzy stoją na marginesie. Niestety, czas na zachętę całego ludu Bożego do wzięcia udziału w dyskusji jest krótki, dlatego trzeba osobistego zaangażowania każdego z nas, by to zachęcanie miało formę bardziej intensywną i skuteczną.
Sądzę, że najpierw musimy skierować się do tych, którzy są w Kościele zrzeszeni w różnych ruchach i stowarzyszeniach. Im z natury rzeczy łatwiej będzie się zorganizować i przedyskutować dziesięć tematów, które zawiera Vademecum. O wiele trudniej z tymi samymi pytaniami pójść do indywidualnego człowieka. Choć taka możliwość powinna istnieć. Temu służy platforma internetowa. Tym zajmuje się też w każdej diecezji specjalnie powołana osoba.
Z rozpoczęciem drogi synodalnej zbiega się wizyta ad limina biskupów z Polski. W niektórych mediach pojawiły się spekulacje, że biskupi zostali wezwani na dywanik do papieża.
– Nie czuję się wezwany w szczególnym tempie do Ojca Świętego, ponieważ regularne spotkania ad limina mają miejsce co pięć lat, a my jedziemy po siedmiu latach. Przesunięcie spowodowane było covidem. Jedziemy później aniżeli szybciej.
Co wnoszą takie cykliczne, formalne spotkania?
– Wizyta ad limina ma swoją określoną strukturę, którą opisuje Kodeks prawa kanonicznego promulgowany w 1983 r. w kanonach 399 i 400 i uzupełnia Konstytucja apostolska Pastor bonus Jana Pawła II z 1988 r. Wizyta, jaką odbywają biskupi w Rzymie, nie jest zwykłą wizytą protokolarną lub administracyjną. Na pierwszym miejscu stawia się pielgrzymkę do grobów apostołów Piotra i Pawła, pasterzy i filarów Kościoła w Rzymie, dzięki czemu umacnia się wspólnotę kościelną i buduje tych którzy w niej uczestniczą. Każde nawiedzenie grobów apostolskich ma głęboki wymiar eklezjalny i jest znakiem hierarchicznej wspólnoty cum Petro et sub Petro. Najważniejsze nabożeństwa podczas takiej wizyty odprawiane są w bazylikach św. Piotra i św. Pawła za Murami.
Na drugim miejscu wizyty ad limina znajduje się osobiste spotkanie z następcą św. Piotra. Spotykają się tam dwie osoby: biskup kościoła partykularnego oraz biskup Rzymu, każdy z własną, niekwestionowaną odpowiedzialnością. Podczas tego spotkania biskup rozmawia z papieżem o problemach własnej diecezji.
Trzecim elementem wizyty ad limina jest wizyta biskupów w dykasteriach Kurii Rzymskiej. Biskupi pojedynczo, w grupach lub komisjach udają się do różnych dykasterii, aby przedstawić swoje sprawy dotyczące ich diecezji
Uwaga mediów skoncentruje się zapewne na spotkaniu z papieżem. Czy podczas takiego spotkania papież słucha, udziela rad, strofuje?
– Patrząc na dotychczasowe moje wizyty ad limina, podejście każdego z papieży jest inne. Jan Paweł II niewiele potrzebował relacji o stanie Kościoła w Polsce, bo doskonale go znał. Swoją wiedzę czerpał z licznych spotkań i rozmów, również tych mniej formalnych. Benedykt XVI bardzo uważnie wsłuchiwał się w relacje i na dodatek od razu reagował, dawał wskazówki, co należy zrobić lub czego unikać. Papież Franciszek z kolei nie lubi referowania przygotowanych wcześniej dokumentów. Woli dyskusje, bezpośrednie pytania, rozmowy.
Wróćmy na koniec do synodu. W dokumentach przygotowawczych powraca kilkakrotnie motyw marzeń. Dokument mówi, by nie bać się snuć marzeń, by pytać, jakie jest Boże marzenie o Kościele. Pomarzmy! Jakie jest marzenie Księdza Arcybiskupa o Kościele?
– Biskup Damian Bryl z Kalisza zwrócił uwagę, że to jest złe tłumaczenie. Że nie chodzi o marzenia, ale pragnienia. Jakie pragnienia ma biskup? Najważniejszym pragnieniem jest wzrost wiary, odbudowa wiary. To pragnienie poniekąd wybrzmiało w przemówieniu papieża Franciszka z okazji 50-lecia Rady Przewodniczących Episkopatów Europy. Odbudowa wiary jest główną sprawą, od której wszystko się zaczyna i na której się kończy. Jeśli nie zostanie odbudowana wiara, to jakiekolwiek struktury w Kościele nie mają sensu.