Logo Przewdonik Katolicki

Za mocno wyrwaliśmy świętość z codzienności

Monika Białkowska i Agnieszka Pioch-Sławomirska
fot. materiały wydawnictwa

Rozmowa o lukrowanych życiorysach, młodzieńczej gorliwości i o tym, czy święci się dezaktualizują.

AGNIESZKA PIOCH-SŁAWOMIRSKA: Jakie masz imię od bierzmowania?

MONIKA BIAŁKOWSKA: Nie powiem.

APS: Dlaczego?

MB: Bo miałam strasznie głupie motywy wyboru imienia.

APS: Ja też niespecjalnie wzniosłe, to jesteśmy dwie… Ośmieliłam Cię?

MB: Byłam wtedy zakochana w koledze ze szkoły i wybrałam imię jego siostry – to był ten poziom myślenia nastolatki. Oczywiście mogę sobie do tego dopisać ideologię, bo to była księżna Olga, wielka święta rosyjska, taka waleczna baba. Ale teraz rozumiem, że to były głupie motywy, chociaż księdzu się wydawało, że to dobrze wytłumaczył.

APS: Ja jestem Wiktoria. Bardzo potrzebowałam wtedy smaku zwycięstwa (śmiech), tego, że mogę w różnych sprawach wygrywać. Najpierw było imię, ale dokopałam się oczywiście świętej męczennicy z pierwszych wieków chrześcijaństwa. W wieku nastoletnim myśli się bardziej o imieniu, które łączy się z tym, czym się w danej chwili żyje, niż o świętym patronie?

MB: Słowo „patron” jest już trochę z innej epoki, nie używamy go w codziennym życiu, więc i traci realne odniesienie. W nastoletnim wieku człowiek nie wie jeszcze, że potrzebuje opieki i wsparcia. Chce być oryginalny, a nie naśladować kogoś, więc szukanie dla siebie wzoru też często się nie sprawdza. Dlatego pisząc książkę Święta ekipa, miałam na myśli raczej, żeby to był przyjaciel, kumpel, ktoś, kogo chcesz mieć przy sobie, kto idzie z tobą i może ci pomóc tam, gdzie nie dajesz sobie rady – a niekoniecznie ktoś, kogo masz naśladować, żeby stać się takim jak on.

APS: Ale młody człowiek przygotowujący się do bierzmowania może dostawać od katechetów, księży, rodziców przekaz o „świętych przyjaciołach z nieba” albo właśnie o patronach z niebiańskich wyżyn do naśladowania.

MB: Na pewno są księża, którym bliskie będzie spojrzenie na świętych jako przyjaciół i chwycą to, a inni nie. Jestem za tym, żeby dawać szeroki wachlarz możliwości i nie upieram się, że to jedyny sposób widzenia tematu. Bo jeżeli ktoś potrzebuje mieć Patrona, Orędownika, tytuły pisane wielkimi literami, to niech je ma, niech szuka. Na tym polega nasza różność w pobożności. Prawdy wiary są jedne, ustalone, Ewangelia jest jedna. A my odpowiadać możemy na nie na swój, bliski nam sposób. I dobrze.

APS: Bohaterowie Twojej książki to święci, błogosławieni, kandydaci na ołtarze – wszyscy młodzi. Jako przyjaciele dla młodych.

MB: Szukałam dzieci i młodych ludzi mniej więcej do trzydziestki. Współczesnych i tych z czasów bardziej odległych. Starsza jest chyba tylko Natalia Tułasiewicz, bo jest jedyną kobietą, o której dziś byśmy powiedzieli, że świadomie wybrała bycie singielką. Nie wstąpiła do zakonu, zrezygnowała z narzeczeństwa. Może komuś się przydać jako przyjaciółka, bo poszerza perspektywę, pokazuje inne możliwości realizowania swojej świętości.

APS: Umierali najczęściej z powodu chorób, zwłaszcza nowotworowych, albo męczeńsko. Ale jest też śmierć na desce surfingowej. Śmierć to nie jest dobry temat dla młodego człowieka. I nie o nią samą w świętości chodzi.

MB: Pisząc o Karolinie Kózkównie czy Benignie Cardoso da Silva, bardzo wyraźnie podkreślałam: że owszem, po ich śmierci właśnie myśląc już pewnie o procesie beatyfikacyjnym, sprawdzano, czy zostały zgwałcone. Ale zależało mi, żeby powiedzieć wyraźnie, że to nie ma wpływu na ich świętość. Gwałt jest przemocą. Osoba zgwałcona jest ofiarą, a nie tą, która dźwiga winę, na pewno nie winę moralną. Nie ma to więc wpływu na sam fakt jej moralnej świętości. Zależało mi na tym, żeby to właśnie wyraźnie powiedzieć. Karolina Kózkówna jest świętą nie dlatego, że pozostała dziewicą, ale dlatego, że wybrała święte, czyste życie i zginęła, broniąc swojego wyboru. Ten wybór jest dla świętości decydujący – a nie to, czego była ofiarą.

APS: Lukrujemy czasem świętych, aureolę wkładając im na głowy już w niemowlęcym beciku. A przecież świętość to zwyczajne życie, zmaganie. „Świętość to nie bezgrzeszność, ale opieranie się grzechom” – piszesz.

MB: Ludzie w różnych czasach i ludzie różnych pobożności różnych rzeczy potrzebują. W średniowieczu lubowano się w przesłodzonych życiorysach i wtedy one pomagały ludziom żyć. Dziś nas pociągają trochę inne narracje. Nie wszyscy to zauważają i wtedy mówią w próżnię: do odbiorców sprzed kilkuset lat.

Nigdy nie lubiłam przesłodzonych żywotów, chociaż jako dziecko sporo ich czytałam. Były w

domu Żywoty świętych Pańskich Hoevera – ale już przez te pióra Skargi nie byłam w stanie przebrnąć. Dwie korony Gustawa Morcinka w pierwszym powojennym wydaniu. Mój brat Pier Giorgio. I oczywiście Tadeusz Żychiewicz – mistrz odbrązawiania świętych. Nikt inny przed nim nie opisywał św. Teresy z Ávila jako Hiszpanki z ognistym temperamentem, pokazującej, o zgrozo!, kawałek nogi, czy św. Wojciecha jako totalnie po ludzku przegranego biskupa. To nie byli święci z pomników. To byli prawdziwi ludzie, którzy dotarli do świętości. Więc i dla nas jest nadzieja. Trzeba tylko umieć w ich życiu znaleźć nie lukier, ale prawdę.

APS: Szukałaś tej prawdy – i czego się doszukałaś?

MB: To nie są jakieś odkrycia, o których nikt nie wie. Tyle że jakoś wolimy o nich nie wspominać. W książce nie ma brata Alberta Chmielowskiego, umarł jako starszy pan. On podobno jeszcze na łożu śmierci poprosił o papierosa, bo bracia wokół niego wpadali w ekstazę, a on chciał sprowadzić ich na ziemię. Ale Pier Giorgio Frassati palił fajkę, ba – jego fotografia beatyfikacyjna była właśnie z fajką – tyle że ją wyretuszowaliśmy. Można to robić, tylko po co? Może właśnie ta fajka sprawi, że ktoś uwierzy, że skoro tamten mógł, mimo tej fajki, to ja też mogę żyć lepiej? Wiesz, przywykliśmy mówić o świętości jak o jakiejś nadzwyczajnej drodze dla wybranych. A ostatecznie są przed nami tylko dwie opcje: świętość albo potępienie. Nie ma żadnej trzeciej, żadnego „jakoś to będzie” albo „tych państwa nie sprawdzamy”. Niebo albo piekło. A to oznacza, że jeśli wierzymy w Boże miłosierdzie, to ta świętość naprawdę jest dla nas osiągalna. Że jest trochę na wyciągnięcie ręki, jeśli jej pragniemy. Nikt nas nie musi wynosić na ołtarze. Mój dziadek jest święty dokładnie tak samo, jak Jan Paweł II, bo obaj są w tym samym niebie i żaden nie ma lepszego miejsca. Ot, Janowi Pawłowi II oddajemy publicznie kult, a ja dziadka czasem jeszcze proszę, żeby mnie jak dawniej obudził wcześnie rano. Tylko to są różnice dla nas, na ziemi. Niebo jest dla nas wszystkich jedno. Trochę krzywdy tej podstawowej przecież świadomości zrobiło ukazywanie świętych jako geniuszy. Carlo Acutis: „geniusz internetowy”. Gdyby naprawdę był geniuszem, słyszelibyśmy o nim jeszcze za życia jako o piętnastoletnim Stevie Jobsie. Był zwyczajnym chłopakiem, który miał pasję, był w tym świetny. To naprawdę jest za mało? Z chłopakiem z pasją łatwo jest się nam utożsamić. „Geniusz” sprawia, że rośnie dystans, bo gdzie nam do geniuszy… Za mocno wyrwaliśmy świętość z codzienności. A ona jest w codzienności. W odrabianiu lekcji, w pisaniu artykułu, w relacjach w pracy. Dlatego staram się pokazywać to normalne życie.

APS: I siadasz pod gruszą z Karoliną Kózkówną…

MB: Pod gruszą z Kózkówną było mi łatwo usiąść, bo tam byłam, znam to miejsce, widziałam tę gruszę. Wtedy pisze się łatwiej. Kiedyś podczas jednego z wyjazdów do Włoch wjechaliśmy do Sassello. Poszliśmy na grób Chiary Badano. Tam na cmentarzu spotkaliśmy jej ojca, który przyszedł na grób córki, dziewczyny kilka lat starszej ode mnie. Zaczęliśmy z nim rozmawiać. Tak spotkani święci stają się bardziej namacalni. Już się nie chce robić im nudnej laurki. Zresztą przyznaję – jeśli jakiś żywot mnie nudził, to go odkładałam. Może w innych czasach znów do kogoś przemówi, dziś do nas nie bardzo.

APS: Młodzi nudy nie trawią. Młodość to entuzjazm, odwaga granicząca czasem z zuchwałością – albo i głupotą. To też czas szukania drogi, stawiania pytań i niezadowalania się banalnymi, prostymi odpowiedziami. Trudniej wtedy wierzyć? A może jednak łatwiej? Myślę zwłaszcza o Twoich młodszych i dziecięcych bohaterach.

MB: Nawet pisząc, myślałam sobie czasem – wiesz, z taką przekorą starszej pani – że ciekawe, czy byś święta młoda dziewczyno była taka mądra, gdybyś doczekała czterdziestki czy pięćdziesiątki, czy zachowałabyś tę gorliwość, jak parę rzeczy w życiu by ci się posypało. Ja przecież też taka byłam, kiedy byłam w twoim wieku, tyle że nie umarłam. Ale zaraz potem przychodził rachunek sumienia. Co się w takim razie ze mną stało? Zgubiło się? Zapomniałam? Odpuściłam? Czy jeszcze przynajmniej za tym tęsknię? Może właśnie dlatego dorośli też powinni czytać o życiu młodych świętych? Żeby przypomnieć sobie siebie sprzed lat i trochę do siebie wrócić?

APS: Myślę, że powinni. To znaczy: powinniśmy. Dałam mojej nastoletniej córce książkę do ręki: – O, ekipa, ta od lodów mi się kojarzy – mówi, patrząc na okładkę. Zadziałało jak magnes, zajrzała do środka, poczytała – młody człowiek złapany. Mówisz jego językiem, rozdziały, czyli poszczególne życiorysy, są krótkie, na początku każdego są hasztagi. Wchodzisz w ich świat.

MB: Z lodami nie miałam żadnych skojarzeń, przyznaję – ten temat przemknął gdzieś obok mnie i zbieżność jest przypadkowa. Zależało mi na wejściu we współczesny świat, nie tylko w świat młodych. Nie jesteśmy już nastolatkami, a też korzystamy z Facebooka, z Instagrama. Ty też zwróciłaś uwagę na hasztagi. Możemy się oburzać, że komunikujemy się w coraz bardziej uproszczony sposób, ale od naszego oburzenia świat się nie zmieni. Najwyżej przestanie nas rozumieć. Święci, jeśli mają być rozumiani i przyjęci, muszą być opowiadani językiem tego świata. Dzisiaj niewielu poruszy Legenda o świętym Aleksym. Pokolenie naszych wnuków uzna pewnie Świętą ekipę za jakiś zasuszony relikt. I dobrze. Żywoty świętych mogą i powinny być pisane w każdym pokoleniu od nowa, nowym językiem, nowymi skojarzeniami, choć przecież z tą samą treścią.

APS: Święci mogą się zdezaktualizować?

MB: Chyba tak… To Pan Bóg jest uniwersalny. To Ewangelia niesie przesłanie uniwersalne. A święci są ludźmi. Jednemu pokoleniu coś powiedzą. Innemu nie powiedzą, bo to pokolenie będzie mierzyło się z innymi problemami. Może jeszcze inne pokolenie do nich wróci. Ważne, żeby wracać do świętości jako takiej, żeby tych świętych dla siebie szukać.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki