Logo Przewdonik Katolicki

Zakochani i asceci

Monika Białkowska
FOT.PIXABAY

W gruncie rzeczy oboje żyli dla miłości: i Stanisław Kostka i Karolina Kózka. My tę miłość przykryliśmy męczeństwem i mistyką. Niepotrzebnie.

Trzydziesta rocznica beatyfikacji Karoliny Kózkówny jest do tego tekstu tylko pretekstem. Nie zamierzam kwestionować potwierdzonej przez Kościół świętości dziewczyny z podtarnowskiej Zabawy. Nie podaję w wątpliwość duchowych owoców, jakie rodzą się w jej sanktuarium. Mam tylko ochotę zapytać, czy z życia patronów młodzieży, bł. Karoliny i św. Stanisława Kostki, na pewno wyczytaliśmy już wszystko?
 
Stanisław i Karolina
Stanisław Kostka z XVI w. już jako czternastolatek modlił się tak wiele i żył tak pobożnie, że koledzy nazywali go „jezuitą”. Ponoć nawet na rodzinnych przyjęciach mdlał, słysząc co ochotniejsze żarty. Potem zachorował. Miał wizję św. Barbary, która przyniosła mu Najświętszy Sakrament i Maryi, która oddała Dzieciątko Jezus w jego ręce, a potem przywróciła mu zdrowie. Kiedy rodzice sprzeciwiali się jego wstąpieniu do jezuitów, uciekł z domu i pieszo z Wiednia powędrował do Rzymu. Tam przyjęto go do nowicjatu, gdzie po dziewięciu miesiącach zmarł. Dziś najczęściej mówi się o nim, jako „świętym buntowniku” albo przywołuje jego słowa, którymi bronił się przed kpiącymi z jego pobożności: „Do wyższych rzeczy jestem stworzony i dla nich winienem żyć”. Karolina Kózkówna żyła w czasach nieco nam bliższych, na przełomie XIX i XX w. Jedna z jedenaściorga rodzeństwa w ubogiej rodzinie, która pomieścić się musiała w dwóch izbach, z czego jedną zajmowały zwierzęta. Krewni i znajomi właśnie w ich chałupce gromadzili się na modlitwę, czytanie Pisma Świętego czy katolickich czasopism. Tak dorastała Karolina: świetna uczennica, opiekunka wszystkich dzieci we wsi, katechetka, społecznica, dziewczyna – ideał. Kiedy przyszli rosyjscy żołnierze, za wszelką cenę próbowała uchronić się przed gwałtem. Uciekła do lasu, na bagna. Tam wprawdzie ochroniła swoje dziewictwo, ale straciła życie. Dziś przywołuje się ją głównie jako patronkę czystości przedmałżeńskiej.
 
Dziewictwo?
Karolina zginęła, ale wygrała – nie została zgwałcona. Ale czy ten fakt zmienia cokolwiek w jej świętości? Gdyby przegrała tę nierówną walkę z żołnierzem, czy jej zasługi dla nieba byłyby mniejsze? Dlaczego to ocalenie dziewictwa ma być główną cnotą Karoliny – skoro każda współczesna kobieta, niezależnie od wiary i kondycji moralnej, tak samo mocno będzie się bronić przed seksualną przemocą? Jeszcze niedawno w grupie 17–19-latków inicjację seksualną miała za sobą ponad połowa badanych. Badania prowadzone były w 2008 r., co pozwala przypuszczać, że dziś ów procent jest jeszcze wyższy. Według innych badań z 2016 r. średni wiek inicjacji seksualnej wśród dzisiejszych uczniów szkół ponadgimnazjalnych to 17 lat. Karolina, umierająca podczas obrony przed gwałtem, być może będzie dla tych młodych przykładem odwagi – większość współczesnych gimnazjalistek broniłaby się przed przemocą tak samo zaciekle. Ale czystość? „Karolina nie była zakochana – powiedzą. – Nie miała chłopaka, więc pewnie nie musiała zmagać się z pragnieniem bliskości. Nie znała przyjemności, jaką daje bliskość drugiego człowieka. Co mogła wiedzieć o codziennej walce o czystość?” – zapytają. I będą miały trochę racji… Jak nie jest sztuką być odważnym, kiedy nie odczuwa się strachu, tak zasługą nie jest pozostać czystym, nie mając ani pragnienia, ani okazji. I Kościół od swoich początków doskonale to rozumiał. Wszak jednym z powodów, dla których Orygenes, starochrześcijański pisarz i ojciec Kościoła nie został kanonizowany był fakt, że poddał się kastracji. Nie tędy więc droga: Karolina musi mieć do powiedzenia coś więcej niż tylko ocalone przed gwałtem dziewictwo.
 
Mistyk?
Św. Stanisław również budzi wiele pytań. Czy oderwany od komputera nastolatek zachwyci się rówieśnikiem mdlejącym podczas żartów i rozmawiającym ze św. Barbarą? Czy poczuje duchową bliskość z kimś, kto noce spędzał na kontemplacji i biczowaniu? Czy pomyśli: „Chciałbym być taki jak on! On naprawdę rozumiał, jak żyć!”. Czym XVI-wieczny nastolatek jest w stanie zaimponować dzisiejszemu gimnazjaliście? Pójdą za nim chłopcy tacy jak on, z dobrych rodzin, ministranci od przedszkola, najgorliwsi. I dobrze, że pójdą! Pytanie, co stanie się z resztą? Święci nie są uniwersalni. Są ludźmi, więc jednych będą pociągać, dla innych pozostaną niezrozumiali. To kwestia różnych kultur, różnych środowisk, różnych czasów. Jednocześnie jednak są uniwersalni – bo w każdym miejscu, kulturze i czasie wyczytać z nich można wartość dla swojego „tu i teraz”. Rzecz cała w tym, żeby z tego czytania nie rezygnować. Życie Karoliny jest ważnym i pięknym przesłaniem o czystości. Ale jest też równie ważnym i aktualnym przesłaniem o odwadze bycia nauczycielem wiary w swoim środowisku. Życie Stanisława może być wzorem kontemplacji, ale jest równie istotnym przykładem tego, jak można nie poddać się wpływom środowiska dalekiego od wiary.
 
Obrazy nowe
Wartości się nie zmieniają. Czystość nadal jest cnotą, o którą warto walczyć. Niezgoda na obojętność świata jest wartością, o którą trzeba zabiegać, i modlitwa jest wartością. Dla tych wartości jednak – jeśli mają pozostać pociągające – trzeba szukać nowych, bardziej adekwatnych obrazów. Choćby takich jak Chiara Badano, która zmarła jako nastolatka w 1990 r. – która miała chłopaka i kłopoty z nauką, i to było jej drogą do świętości. Choćby takich jak Pier Giorgio Frassati, któremu czasem pobożnie retuszuje się na zdjęciach fajkę, ale to nie zmienia faktu, że ją palił. Który chodził po górach, przyjaźnił się z ludźmi całym sercem, pomagał ubogim. I który umiał zrezygnować z miłości do dziewczyny, którą chciał poślubić. Nie wyznał jej, co czuje, bo wiedział, że to wyznanie zmieniłoby jej życie. A żyć z nią nie mógł, bo to zburzyłoby relacje w jego rodzinie. Pisał więc do przyjaciela: „Pokochałem Laurę czystą miłością, a dziś, wyrzekając się jej, pragnę, żeby była szczęśliwa”. Zrezygnował z miłości, by nie skrzywdzić rodziny. Zrezygnował z wyznania miłości, by nie skrzywdzić kobiety swym odejściem. Nie zapłacił za to życiem: ale czy nie pokazał wyraźnie, że kochać kogoś naprawdę, to znaczy wyrzec się siebie?
 
Między mistykiem a męczennikiem
„Nigdy nie powinniśmy wegetować, lecz żyć!” – mówił Frassati. Nie jest świętym ani mniej, ani bardziej doskonałym niż Karolina czy Stanisław. Różni się od nich tym, że wyraźniej w nim widać nową ascezę XXI wieku – nie ascezę postów, biczowania i wyrzeczeń, ale ascezę relacji. W świętym życiu nie chodzi przecież o to, żeby zagłodzić się na śmierć albo wyjechać i szukać kogoś, kto zechce nas zamordować w imię Jezusa. W świętym życiu nie chodzi o to, by zostawić błagającego o pomoc człowieka i odejść w jego intencji klęczeć przed Najświętszym Sakramentem. W świętym życiu nie chodzi o to, by odciąć się od świata albo zbudować sobie świat alternatywny, pośród myślących tak samo i czujących tak samo. W świętym życiu chodzi o to, by miłość była coraz większa: z całym ryzykiem zranień, za cenę rezygnacji z siebie, swoich planów, swojego porządku i ascetycznych postanowień. Świętość to oddanie drugiemu czasu w przyjaźni, bezsennych nocy z macierzyństwie, to szukanie zgody w małżeństwie czy kompromisów w pracy, to codzienne zderzanie się z innością drugiego człowieka i kochanie go mimo wszystko. Świętość nie oznacza obowiązku bycia mistykiem ani męczennikiem. Świętość to nic innego, jak obowiązek kochania tych wszystkich, pośród których akurat jestem. Jeśli zaryzykujemy i zaczniemy ich kochać naprawdę – bez ograniczeń i strachu o siebie – wtedy dopiero zacznie nas to kosztować. Wtedy przyjdzie i asceza: ta prawdziwa, bo idąca nie zamiast, nie przed, ale dopiero po miłości. To akurat jest wspólne przesłanie wszystkich świętych: Chiary i Piera, Karoliny i Stanisława: świętość nie rodzi się z krwi, świętość rodzi się z miłości.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki