Dziewczyna z podtarnowskiej wsi zapewne nie zostałaby zauważona przez Kościół i wyciągnięta na ołtarze, gdyby nie to, w jaki sposób umarła.
Śmierć ważniejsza niż życie
W każdym pokoleniu są, albo przynajmniej były, tysiące nastolatek, które szczerze wierzą, poważnie traktują religijne praktyki, modlą się nieraz godzinami, lubią przebywać z młodszymi dziećmi jako ich nauczycielki i opiekunki. Potem dorastają i różnie plotą się ich losy. Jedne zmieniają zainteresowania, zakładają rodziny, inne wstępują do klasztorów, jeszcze inne gubią i zapominają o swojej młodzieńczej miłości do Boga. Karolina zginęłaby w tym tłumie i nie jest to żaden zarzut.
Wieś Wał-Ruda z pewnością nie była tym miejscem, w które kierowały się oczy świata, a Karolina Kózka mogła wyjść za mąż, urodzić kilkoro dzieci, pracować ciężko na gospodarstwie i umrzeć nadal święta, ale niezauważona przez nikogo, poza najbliższą rodziną.
Miejsce na ołtarzach bez wątpienia zapewnił jej rodzaj śmierci. To z powodu dramatycznej ucieczki przed gwałtem rosyjskiego żołnierza jej postać zaczęła być znana szerzej niż tylko w rodzinnej okolicy. To dzięki okolicznościom śmierci współmieszkańcy i ksiądz mówili o niej, zaczęli modlić się za jej wstawiennictwem, otoczyli szczególną troską jej grób, z czasem doprowadzając do rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego.
I stała się przy okazji rzecz niebezpieczna. Śmierć Karoliny Kózkówny przesłoniła jej życie.
Iskierka
Urodziła się w 1898 roku jako czwarte z jedenaściorga dzieci. Gospodarstwo jej rodziców było niewielkie, a co za tym idzie – biedne. Dziewczynka od najmłodszych lat, jak wiele dzieci w tamtym czasie, zmuszona była w tym gospodarstwie pracować.
Cała rodzina Kózków była bardzo pobożna. W domu wspólnie modlono się wieczorem i przy posiłkach, śpiewano godzinki. Sąsiedzi przychodzili tam, żeby wspólnie czytać Pismo Święte, co zresztą w tamtych czasach nie było normą, to nie była lektura, do której zachęcano świeckich. Czytano też żywoty świętych, a w różnych okresach liturgicznych śpiewano kolędy czy Gorzkie żale.
W tak na wskroś religijnej atmosferze Karolina dorastała, w naturalny sposób przesiąknięta wiarą. Zajmowała się młodszymi dziećmi, ale też nieustannie miała przy sobie różaniec, potrafiła odmawiać go nawet nocami. Kiedy trochę podrosła, pomagała swojemu wujowi w prowadzeniu świetlicy i biblioteki, co również nie pozostało bez wpływu na jej wychowanie. Zadanie świetlicy i biblioteki nie polegało bowiem tylko na wypożyczaniu książek. Było to miejsce patriotycznych spotkań ludzi z czasie zaborów, przestrzeń wolności, w której czytano narodowych wieszczów.
Karolina dzieliła się wszystkim, co odkrywała i czego się dowiadywała. Zbierała wokół siebie młodsze dzieci i opowiadała o Jezusie, uczyła je modlitw i śpiewów. Do osób starszych i chorych chodziła, żeby opiekować się nimi i przygotować je na przyjęcie wiatyku. Należała do najróżniejszych miejscowych bractw religijnych.
Zmęczonym pracą i biedą chłopom (o warunkach ich życia można poczytać choćby w książce Chłopki J. Kuciel-Frydryszak) Karolina mogła się jawić jako żywa iskierka. Mimo że dzieliła z nimi niezwykle trudne życie, wszędzie jej było pełno, zawsze miała dla każdego dobre słowo, nie narzekała, uśmiechała się, odciążała innych w pracy, śmiała się z dziećmi – skąd miała na to siły, skąd miała nadzieję?
Ofiara jest winna
Wydaje się, że to jest najważniejsze pytanie, jakie stawiać powinniśmy na temat Karoliny. To jest pytanie, które mimo upływu czasu jest nadal aktualne. To jest to, czego brakuje również nam, w naszych środowiskach: ludzi, którzy się nie poddają, ocalają w sobie radość i miłość, gotowi są zawsze wyciągnąć rękę z pomocą i w których obecności głowy innych podnoszą się do góry i prostują się zmęczone plecy. A oni tę siłę i radość mają z Boga.
Wydaje się, że nie ma bardziej współczesnego przykładu świętości – tego rodzaju świętości, za którą naprawdę tęskni świat i która naprawdę ma moc zachwycać świat Ewangelią.
Niestety o Karolinie zbyt często mówi się inaczej. Jej życie redukuje się do śmierci i do tego, że zapłaciła życiem za to, żeby obronić się przed gwałtem. W ten sposób Karolina miała „ocalić swoją czystość” i „obronić swoją godność”. Nie sposób dziś nie zadać pytań: czy w takim razie ofiara gwałtu i przemocy seksualnej jest winna? Czy traci moralną czystość? Czy popełnia grzech? Czy jej droga do świętości jest zniszczona? Czy gdyby Karolina nie dała rady obronić się przed żołnierzem – czy nie byłaby świętą?
Bóg ją ocalił
Niestety nie są to pytania wydumane na potrzeby dziennikarskiego tekstu. To są pytania, z którymi zmagają się osoby skrzywdzone seksualnie. To są pytania, z którymi przychodzą do konfesjonałów, żeby po wyznaniu, że stały się ofiarami, usłyszeć wyrzut: „Karolina się obroniła, a ty tego nie zrobiłaś”. To niestety nie jest teoretyczny przykład. Taka sytuacja rzeczywiście miała miejsce. Jeśli tylko raz, to o jeden raz za dużo.
– Sprawa bł. Karoliny ciąży mi od czasów liceum, gdy omawialiśmy jej historię na lekcji religii – mówi osoba skrzywdzona seksualnie. – Oczywiście podkreślane było głównie to, że bohatersko obroniła się przed gwałtem. Wtedy w żaden sposób nie zaprotestowałam. Nikt wtedy nie wiedział, że byłam ofiarą molestowania w zerówce i na początku gimnazjum. Teraz chcę mówić głośno o tym, co mnie spotkało, ale też o tym, jak trzeba uważać na słowa, by powtórnie nie krzywdzić ofiar wykorzystania seksualnego. A tym, jak najczęściej przedstawia się historię bł. Karoliny, można taką krzywdę wyrządzić. Wciąż często określa się ją jako „broniącą swojej czystości”. To sugeruje, że osoba wykorzystana seksualnie traci czystość. Tymczasem czystość może nam odebrać jedynie własny grzech, nie krzywda wyrządzona przez drugiego człowieka. Mówi się, że zginęła w obronie swojej godności. I znów – czy godność jest czymś, co można człowiekowi odebrać? Mentalność ludzi w czasach Karoliny była taka, że wielu uznałoby, że przez gwałt by tę godność straciła, mimo tego, jak żyła wcześniej. Być może dlatego Bóg ocalił ją przed tym przerażającym doświadczeniem.
Raczej umrzeć, niż obrazić Boga
– Karolina jest dla mnie osobą, która broniła się przed niewyobrażalną krzywdzą, która dla wielu ludzi jest gorsza niż śmierć – mówi dalej skrzywdzona seksualnie kobieta. – Nie przypadkiem tak wiele ofiar gwałtów próbuje odebrać sobie życie. Nie są w stanie żyć z traumą. Ucieczka przed tym nie jest niczym niezwykłym i wcale nie musi wynikać z wiary. Osoba niewierząca w przypływie adrenaliny może bronić się jak lew. Osoba wierząca może zostać tak sparaliżowana ze strachu, że nie będzie w stanie nawet krzyczeć. Reakcja naszego organizmu w takiej sytuacji nie jest ani naszym wyborem ani naszą winą. Bardzo chciałabym, żeby usłyszeli to przede wszystkim duchowni. Trzeba w końcu przestać stygmatyzować osoby skrzywdzone seksualnie. Trzeba zweryfikować sposób mówienia o historiach, podobnych do historii Karoliny. O św. Marii Goretti, skrzywdzonej podobnie jak Karolina, Jan Paweł II mówił: „zachowała się czysta od tego świata za cenę samego życia; wolała umrzeć, niż obrazić Boga”. To nic innego jak sugestia, że gdyby dwunastolatka została zgwałcona, obraziłaby tym Boga. To jest obrzydliwe.
Jak każda
„Wolała umrzeć, niż obrazić Boga” – to są słowa i skojarzenie, które nigdy nie powinno być odnoszone do żadnej przemocy seksualnej. Bycie ofiarą nie jest winą ani nie jest zasługą. Na świętość pracujemy własnymi wyborami i decyzjami, tym wszystkim, co wybieramy: nie tym, co przydarza nam się wbrew nam.
Carscy żołdacy w czasie I wojny światowej gwałcili i to nie było dla nikogo żadną tajemnicą. Nie działo się to nawet ukradkiem. Jeśli pojawiali się w okolicy, wszystkie młode kobiety trzeba było przed nimi ukrywać. Było jasne, że grozi im niebezpieczeństwo. Karolina ukryć się nie zdołała. Zabłąkany kozak przyszedł do wsi, rozpytując o wycofujące się austriackie wojska. Trafił na Jana Kózkę, ojca Karoliny. Wszedł do domu, zaczął się szarpać z mężczyzną, dusić go, żeby wyciągnąć z niego informacje. Jan Kózka zwyczajnie nie umiał odpowiedzieć na te pytania. Żołnierz wyciągnął więc ojca z dziewczyną z domu, a po chwili ojcu kazał wracać, a Karolinę pociągnął za sobą w stronę lasu.
Karolina nie była głupia. Zresztą zdarzało się to w okolicy z pewnością nie pierwszy raz. Wiedziała, o co mu chodzi, zaczęła się więc bronić i próbować uciekać. Czy to była świętość, czy naturalny odruch młodej dziewczyny, która nigdy nie była niczyją żoną i nie miała nawet chłopaka, a nagle staje nad nią wielki, śmierdzący, obcy i brutalny mężczyzna? Każda by się broniła dokładnie tak samo. Każda tak samo próbowałaby uciec. Wiele z pewnością w tamtym czasie i w tamtej okolicy próbowało. Jednym się udało uciec i schronić. Innym się nie udało i wracały pokaleczone, zawstydzone, okryte „hańbą”. Karolina miała pecha, bo trafiła na człowieka, który w swojej mściwości nie wahał posłużyć się bronią. Kiedy już wiedział, że nie da rady spełnić swoich zamiarów, nie pozwolił jej uciec. Zaczął na oślep uderzać szablą: trafił w głowę, w rękę, w nogę, przeciął dziewczynie obojczyk, a wreszcie uderzył w szyję. Tego już nie mogła przeżyć, umarła na miejscu, w błocie, w lesie. Przez dwa tygodnie potem miejscowi szukali jej ciała, aż znaleziono je przypadkiem, na skraju lasu.
Ofiar takiej i podobnych krzywd jest wiele. Nie wszystkie trafiają na ołtarze, bo i nie wszystkie na ołtarze zasługują – choćby nie wiedzieć jak intensywnie broniły się przed gwałtem i przemocą.
Wybór
O świętości Karoliny decyduje jej życie. O świętości Karoliny decydują jej wybory, decyduje żywa i zauważalna dla przebywających obok niej ludzi wiara i nadzieja, którymi potrafiła zarażać, którymi realnie zmieniała całą okolicę.
Przemoc, jakiej doświadczyła, była jej nieszczęściem i powodem śmierci, ale nie jest przykładem. Być może w ogóle dziś zastanowić się należy, czy to właśnie Karolina powinna być patronką czystości, Ruchu Czystych Serc, całej tej przestrzeni, która dotyczy młodzieńczej seksualności. Nie musiała przecież radzić sobie z żadnymi pokusami. Nie doświadczała bliskości ani tęsknoty, której musiałaby czy chciała powiedzieć „nie”. Nie wybrała: rosyjski żołnierz zdecydował za nią i odebrał jej jakikolwiek wybór.
Świętość to wybór. Bycie ofiarą przemocy to nie jest grzech. I każdy, choćby najmocniej skrzywdzony seksualnie, ma otwartą drogę do świętości dokładnie tak samo, jak młodziutka i niewinna dziewczyna. Tego powinna uczyć nas Karolina.