Logo Przewdonik Katolicki

Słuchać to coś więcej niż słyszeć

Ks. Wojciech Nowicki
fot. Piotr Łysakowski

Umiejętność słuchania jest podstawą dobrej komunikacji, jest też – nie mam co do tego wątpliwości – warunkiem zrozumienia drugiego człowieka. Kiedy Bóg mówi do Izraela, zaczyna od wezwania: „słuchaj”. Bez słuchania tego, co Bóg mówi, nie poznamy Go takim, jakim jest.

Co najwyżej wytworzymy Jego marną karykaturę, skrojoną do naszych potrzeb i możliwości. Ale podobnie jest też w relacji między nami. Jeśli nie potrafimy się słuchać, nie ma się co dziwić, że nie potrafimy się również dogadać. Słuchać – to coś więcej niż słyszeć.
Słuchanie jest dzisiaj w kryzysie. Ludzie przyzwyczajeni są do wygłaszania swoich opinii, a zupełnie odzwyczaili się od słuchania zdania drugiego człowieka” – mówi w rozmowie o synodzie i wizycie ad limina abp Stanisław Gądecki (s. 9). Odnoszę wrażenie, że ponowne odkrycie wartości słuchania jest kluczem do zrozumienia, o co chodzi w rozpoczynającym się synodzie. Słowo „słuchanie” w różnych formach pojawia się w Vademecum o synodalności kilkadziesiąt razy. Dokument mówi o unikaniu pokusy słuchania tylko osób zaangażowanych w Kościele. To pułapka zamknięcia się w pozornie bezpiecznej bańce. Mówi też o podjęciu próby wysłuchania każdego, kto chce nam coś powiedzieć, także tego, który jest zmarginalizowany, którego mamy pokusę uznać za nieważnego, i tego, który zmusza nas do rozważenia innego od dotychczasowego sposobu myślenia. Niektórzy obawiają się, że takie słuchanie wszystkich, a zwłaszcza tych, których drogi z Kościołem dawno się rozeszły, zaprowadzi nas donikąd. Ciekawe, że dokument dostrzega różne emocje, które mogą się pojawić: „od ekscytacji i radości po niepokój, lęk, niepewność, a nawet sceptycyzm”. Czy jednak takie emocje nie towarzyszą nam, gdy idziemy w nieznane, gdy opuszczamy nasz bezpieczny świat, gdy udajemy się tam, gdzie to my stanowimy mniejszość i to my nie jesteśmy rozumiani?
Pamiętam, jak szedłem kiedyś z Najświętszym Sakramentem w odwiedziny do chorych. Spieszyłem się. Miałem tego dnia jeszcze sporo do zrobienia. Nerwowo patrzyłem na zegarek. Jedna pani, która opowiadała mi o swoich trudnościach, doskonale to wyczuła. Dokończyła zdanie i z uśmiechem powiedziała: „Niech ksiądz idzie. Zajęłam już księdzu wystarczająco dużo czasu. A przecież ma ksiądz na pewno dużo zajęć”. Wyszedłem od niej i przystanąłem na półpiętrze. Zrozumiałem, że jej nie słuchałem. Słyszałem, co mówiła. Ale nie byłem tam dla niej. Słuchać – to coś więcej niż słyszeć.
Przypominam też sobie inną rozmowę, gdy szedłem w koloratce przez centrum miasta i zaczepił mnie bezdomny mężczyzna. Zaczął opowiadać o sobie, o swojej trudnej sytuacji. Zastanawiałem się z początku, do czego zmierza ta opowieść. Czy poprosi mnie o pieniądze, o zakupy, o jakąkolwiek pomoc? Potem szukałem w głowie słów pokrzepienia. Jego sytuacja życiowa nie była do pozazdroszczenia. Gdy skończył mówić, a ja nabrałem powietrza, by w końcu coś odpowiedzieć, on uśmiechnął się, chwycił za ramię i powiedział: „Dziękuję, że mogłem to księdzu powiedzieć”. Odszedł, bo czuł się wysłuchany. Choć ja nie miałem poczucia, że potrafiłem do końca go wysłuchać.
Wreszcie wspominam pewną osobę, której zachowanie było dla mnie zupełnie niezrozumiałe, dopóki nie poznałem historii jej życia, trudnych doświadczeń, nieprzepracowanych spraw. To nie znaczy, że te zachowania zostały przeze mnie usprawiedliwione ani że uznałem je za dobre. Po prostu zrozumiałem, dlaczego ktoś zachowywał się tak a nie inaczej.
Może kryzys Kościoła, o którym tu i ówdzie się mówi, bierze się właśnie z tego, że nie chcemy, nie potrafimy albo boimy się wzajemnie słuchać? Może łatwiej nam nauczać, wykładać, nakazywać i zakazywać, a o wiele trudniej po prostu wysłuchać, zwłaszcza gdy słowa są gorzkie? Kościół nauczający i Kościół słuchający – to nie wykluczające, ale dopełniające się oblicza tego samego Kościoła.
Może pierwszym owocem synodu będzie to, że zastanowimy się nad słuchaniem. Czy potrafimy słuchać? Ale też czy czujemy się wysłuchani? Czy nie ma w nas niepokoju, gdy zamierzamy o naszym problemie porozmawiać ze współmałżonkiem, proboszczem, biskupem? Czy nie boimy się, że gdy z kolei przyjdzie do nas współmałżonek, parafianin, ksiądz, nie będziemy wiedzieli, co odpowiedzieć? Czy potrafimy zaryzykować „utratę” czasu, własnego zdania, komfortu, aby drugiego wysłuchać? W potoku codziennie wypowiadanych słów, warto nie tylko je usłyszeć, ale przede wszystkich wsłuchać się w tych, którzy je wypowiadają. Słuchać – to coś więcej niż słyszeć.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki